Artykuły

Cukierkowa bajka również dla dużych

"Kopciuszek" w choreogr. Fredericka Ashtona w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

"Kopciuszek" w Operze Narodowej pokazuje, że prawdziwie wielka sztuka nie musi gonić za modą. Już jest ciężko o bilety na grudniowe spektakle.

Można by łatwo skrytykować ten spektakl, że staroświecki, ociera się o kicz, tak bardzo nie przystaje do bajek, jakie serwują kino i telewizja. Czasami jednak warto pokazać dziecku inny świat: bez walk robotów i stworów z obcych galaktyk, bez pogoni i bijatyk. Tu jet harmonia, ład, elegancja i dobre maniery, a w tle muzyka Prokofiewa o wyrafinowanych harmoniach.

O czym jest "Kopciuszek", nie trzeba tłumaczyć. Na scenie Frederick Ashton wiernie opowiada zdarzenia, tak jak wszyscy je znamy. Jego choreografia, przekazana warszawskiemu zespołowi przez Wendy Ellis Some, spadkobierczynię praw Brytyjczyka, liczy ponad 60 lat, a mimo to zachowała świeżość.

Ten "Kopciuszek" to również spektakl dla dorosłych, którzy mogą się na niego wybrać nie tylko z rodzicielskiego obowiązku. To, co oglądamy w Operze Narodowej, należy bowiem do arcydzieł klasyki XX wieku.

Widowisko przetrwało próbę czasu, dorównuje temu co najlepsze w dziejach baletu. Ashton twórczo rozwinął klasyczne kanony lub przemienił je, by dopasować do opowiadanej historii. Dlatego corps de ballet towarzyszący Kopciuszkowi na balu nie jest tylko grupą tancerek. Ashton chciał, by było ich 12, tyle ile godzin na zegarze, który - jak wiadomo - odgrywa ważną rolę w akcji...

W jego choreografii nie ma cyrkowych wyczynów, czysty popis pozostawił jedynie bajkowym wróżkom, postaci realne mają ludzki wymiar. Kopciuszek w pierwszym akcie swój taniec wykonuje nie z atrakcyjnym partnerem, lecz z miotłą. A jego przyrodnie siostry są paskudne, niezdarne i śmieszne, bo te role Ashton powierzył mężczyznom.

W tle mamy malowane pałace, karocę ciągniętą przez myszy oraz landrynkowe kolory ze smakiem dobrane w kostiumach. W Warszawie zaprojektował je Toer van Schayk. Zespół Polskiego Baletu Narodowego sprostał wymaganiom, jakie stawia trudna choreografia Ashtona, a wykonawcom dobrze towarzyszy orkiestra, którą dyryguje Tadeusz Kozłowski.

Bohaterką stała się Aleksandra Liaszenko - delikatna, subtelna, ale obdarzona osobowością i dysponująca perfekcyjną techniką. Przy takim Kopciuszku musiał pozostać w cieniu Książę (dobry Maksim Wojtiul). Świetnie bawili widzów Siergiej Basałajew (Petronela) i Carlos Martin Perez (Urszula), zresztą generalnie mężczyźni wypadli lepiej, bo jest jeszcze Paweł Koncewoj (Błazen) czy Adam Kozal (Mistrz tańca). Z wróżek podobać się mogła głównie Nathalie Fernandez (Jesień).

Klasyczny balet jest jak musical. Widz musi zaakceptować specyficzną konwencję. Kto to uczyni na "Kopciuszku", będzie usatysfakcjonowany. Chętnych nie brakuje, na cykl grudniowych przedstawień już bardzo trudno o bilety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji