Artykuły

Rewolucjonista w muzeum

Czy po dwóch dekadach, które mijają właśnie od śmierci Tadeusza Kantora, jego spuścizna jest wciąż żywa? A może rewolucjonista zamienił się w papierowego mistrza? - pyta Iga Nyc w tygodniku Wprost.

Kantor twierdził, że dla artysty najważniejszych jest 50 lat po jego śmierci. To wtedy okazuje się, czy jego dzieło przetrwało próbę czasu. Kiedy zmarł 8 grudnia 1990 r., nie było wątpliwości, że to jeden z najwybitniejszych polskich artystów, który zrewolucjonizował spojrzenie na teatr i przywiózł z Zachodu do zamkniętej na świat Polski nowe trendy pojawiające się w sztukach wizualnych. Dziś też nikt nie ośmieli się tego podważyć, bo osiągnięcia Kantora są oczywiste. Ale czyjego dzieło wciąż wywołuje emocje? Czy artysta, którego opatrzono etykietką mistrza narodowego, z której sam zapewne by zadrwił, nie obrasta dziś kurzem i nie staje się obiektem muzealnym? Jego współpracownicy nie potrafili kontynuować wspólnego dzieła inaczej niż przez nieudane próby kopiowania, a współcześni artyści coraz rzadziej traktują Kantora jako inspirację.

Świadomy naśladowca

Długo czekał na uznanie. Jako artysta wizualny zawsze chciał być "aktualny". Często wyjeżdżał za granicę i uważnie śledził trendy w sztuce, które potem przywoził do kraju i z którymi podejmował dyskusję.

Nazywano go nawet złośliwie "komiwojażerem nowinek". Ale on sam odpowiadał, że artyści, którzy twierdzą, że wszystko w swojej sztuce wymyślili sami, to idioci.

- W środowisku artystycznym panowało bardzo płaskie przekonanie, że Kantor był naśladowcą. Obliczanie, czy to, co wziął, odpowiadało temu, co dawał, jest niskim podejściem do sprawy. On był artystą świadomym, miał ogromną wiedzę z zakresu historii sztuki i interesował się wszystkim, co się pojawia. Wracając ze swoich podróży, dawał wykłady o tym, co dzieje się aktualnie w sztuce, i to było bezcenne źródło informacji - mówi Anka Ptaszkowska, krytyk sztuki, która razem z Kantorem tworzyła wiatach 60. Galerię Foksal, jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy ośrodek artystyczny tamtego okresu.

Twórczość Kantora zmieniała się wraz z modami panującymi w sztuce. Zaczynał od obrazów figuratywnych, by dojść do abstrakcji. Najbardziej znany był z asamblaży, w których łączył przedmioty codziennego użytku czy fragmenty odpadów i namalowane na płótnie wzory. Słynne są jego parasole wystające z zamalowanego obrazu.

- Zmieniał gatunki, czerpał z coraz to nowych trendów, ale cały czas pozostawał tym samym Kantorem. Sam powtarzał zresztą za Picassem, że artysta autentyczny musi cały czas zmieniać "skórę formy" - komentuje prof. Krzysztof Pleśniarowicz, autor licznych publikacji o Kantorze, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Malarstwo Kantora nie jest aż tak wyraziste i genialne. Naprawdę rewolucyjny jest dopiero jego teatr - przekonuje z kolei Marek Swica, wicedyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie, który niegdyś kierował Cricoteką, ośrodkiem dokumentującym twórczość artysty. - Dla Kantora to, że bardziej zaistniał jako twórca teatralny niż wizualny, było dojmującym doświadczeniem. Pod koniec życia próbował jakoś to zmienić, ale bezskutecznie - dodaje Pleśniarowicz.

Dziełem życia Kantora stał się teatr Cricot 2, istotny zwłaszcza po światowym sukcesie "Umarłej klasy" z 1974 r. - "Umarła klasa" sięgnęła rangi mitu teatralnego, a takie spektakle w XX w. można policzyć na palcach dwóch rąk. Kantor stworzył nowatorską formę teatralną, był jednym z prekursorów teatru postdramatycznego - mówi Pleśniarowicz. A Ptaszkowska dodaje: - Jako twórca teatralny miał nieomal nieograniczoną władzę nad publicznością wszystkich kontynentów. Nie była to tylko kwestia charyzmy. To był też talent i ogromna znajomość psychologii. Mówił z humorem o konstruktywizmie uczuć. W praktyce to wyglądało tak, że potrafił wywoływać krańcowe emocje, doprowadzić zarówno do łez, jak i do śmiechu.

Osierocone dzieci

Po śmierci Kantora dzieło próbowali kontynuować jego aktorzy. - Niemal każdy z nich próbował robić coś w tym kierunku. Chcieli jakoś przekazać ogromną energię, którą otrzymali od swojego mistrza. Ale nie wolno robić kopii Kantora, bo to oszustwo i zdrada - mówi Krzysztof Miklaszewski, krytyk, który przez 15 lat dokumentował teatr Kantora.

Okazało się, że osierocone dzieci Kantora to epigoni, którzy w nieumiejętny sposób próbowali robić kalki i wypłynąć na sławie jego nazwiska. Jedni pisali książki wspomnieniowe, jak bracia Janiccy, inni próbowali dalej grać na podobną modłę. Andrzej Wełmiński reżyserował przedstawienia będące kopiami spektakli Kantora i angażował do nich swoich kolegów z zespołu Cricot 2. - To, co zrobił Wełmiński, to pożałowania godna inicjatywa. Mieliśmy do czynienia z karykaturą teatru Kantora i karykaturę samego Kantora, bo Wełmiński się za niego przebierał, udawał go. To był teatr udawania Kantora. Ale na szczęście to szybko upadło - ostro ocenia Anka Ptaszkowska.

Ale czy Kantor po 20 latach od śmierci istnieje w jakikolwiek sposób w twórczości innych współczesnych artystów? - Obecnie młode pokolenie nie przyjmuje Kantora i odcina się od niego. Z historii teatru i sztuki nikt go nie wykreśli, ale jego sztuka i jego osoba nie ma żywego oddziaływania na artystyczną aktualność - mówi Ptaszkowska. - Dziś twórcy być może nie odnoszą się do Kantora w bezpośredni sposób, bo jego dzieła teatralne przestały istnieć, ale pozostała tradycja - uważa z kolei Pleśniarowicz. - Krystian Lupa, który krytykował wiele spektakli Kantora, przyznał jednak, że wiele godzin płakał po "Umarłej klasie" i do tej pory nosi w sobie to przedstawienie.

Cztery lata temu w warszawskiej Zachęcie odbyła się wystawa "Teatr niemożliwy", na której Kantora zestawiono z takimi artystami, jak: Paweł Althamer, Katarzyna Kozyra, Robert Kuśmierowski i Artur Żmijewski, i która była raczej polemiką z dawnym mistrzem niż wyrazem fascynacji. Jednym z niewielu wybitnych twórców, w którego twórczości można dziś odnaleźć pewne odniesienia do Kantora, jest Mirosław Bałka. I nie chodzi tylko o powierzchowne związki, takie jak fakt, że zajął miejsce Kan-

tora w Galerii Foksal, lecz o podejmowaną problematykę. Bo np. rzeźba "Pierwsza komunia" wygląda niczym wyjęta żywcem ze spektaklu "Umarła klasa". - Łączy ich tematyka pracy: pamięć, śmierć. Wyraz spraw ostatecznych za pośrednictwem ubogich środków. Biednych, jak powiedziałby Kantor, niższej rangi, czerpanych wprost z otoczenia, w którym żyli czy żyją - wyjaśnia Jaromir Jedliński, były dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi i kierownik Galerii Foksal. - Choć obaj są mocno związani ze swoją lokalnością, Kantor z Wielopolem, a potem z Krakowem, Bałka z Otwockiem, w jakimś sensie z Warszawą, obaj znaleźli sposób przełożenia lokalnych, własnych doświadczeń na język, który jest zrozumiały wszędzie na świecie - dodaje. Najwyraźniej było to widać, gdy na początku lat 90. w Muzeum Sztuki w Łodzi rzeźby jednego i obrazy drugiego znalazły się w tej samej sali. Sam Bałka skomentował kiedyś: - On traktował i ja traktuję sztukę poważnie. To jest chyba najważniejsza rzecz.

Gdzie jest ogień?

- Kantor zniknął z aktualności, co byłoby dla niego strasznym ciosem. On zawsze zdawał sobie sprawę z efemeryczności swoich działań. To, co się stanie z jego dziełem, kiedy jego samego już nie będzie, było dla Kantora ważnym i nierozwiązywalnym problemem. Dlatego tak trudnym, że nie chodziło mu o zachowanie reliktów, ale o utrwalenie dziania się, stawania - mówi Anka Ptaszkowska. Dlatego sam założył Cricotekę, która na bieżąco archiwizowała jego działania. Po jego śmierci stała się instytucją państwową i niebawem ma zostać przekształcona w Muzeum Kantora. Dlaczego zatem twórczość artysty z biegiem lat staje się coraz bardziej niewidoczna? Ptaszkowska widzi kilka powodów. Jednym z nich jest to, że książki wspomnieniowe czy nawet filmy dokumentalne nie są w stanie oddać wewnętrznego ognia artysty.

Ptaszkowska ma też zastrzeżenia do działalności Cricoteki, która chce się przekształcić w muzeum. - Dotychczasowa polityka dotycząca spuścizny Kantora bardzo mu szkodzi. Uważam, że robienie z niego narodowej wielkości równej Matejce jest sprzeczne z najgłębszym sensem jego twórczości. Wajda mógłby być z tego zadowolony, ale nie Kantor. On nigdy nie chciał być wieszczem i byłoby to w jaskrawej opozycji do jego postawy i koncepcji sztuki- mówi. I dodaje: Kantor został umuzealniony jako artysta narodowy, zostały mu wyrwane kły i pazury. Miał wiele wad, ale nie zasłużył na to, co dotychczasowa historia z nim zrobiła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji