Artykuły

Była damą

GABRIELA KOWNACKA była kobietą pełną wdzięku i nieprawdopodobnej urody. To była uroda porażająca. Może tak się dzieje, że właśnie choroba wybiera sobie takie piękne okazy. Była osobą pełną talentu i niezwykle pracowitą.

Była piękna, utalentowana i dobra Miała silę charakteru, mocną sobowość, szyk, styl i elegancję. Była damą. Niczego nie udawała Zawsze była sobą. "Miała w sobie coś z Marylin Monroe. Wybrałem ją spośród wielu kandydatek. I nie pomyliłem się. Jako Maggie łączyła naiwność z ciepłem i seksem. Była świetna Potem zresztą za tę rolę dostała Nagrodę im. Cybulskiego"

- wspominał Andrzej Łapicki, który w 1976 roku zaproponował jej rolę Maggie w spektaklu "Po upadku" Artura Millera "Znałem ją od pierwszego roku, od jej egzaminu do szkoły. Niezwykle utalentowana Zawsze była taka komediowa, miała ogromne poczucie? humoru, zawsze tak życie odbierała pełnymi garściami jak Merylin Monroe, taki był jej ideał" -dodaje artysta

Jej ostatnią rolą była Dobrójska w "Ślubach panieńskich" w Teatrze Narodowym. Widziałam ją w tej pysznej roli: Boże, jak ona podawała tekst, jak nosiła kostium. Byłam na spektaklu na zaproszenie Ignacego Ggogolewskiego i oboje zarykiwaliśmy się ze śmiechu podczas zabawnych scen. - Najpierw podziwialiśmy jej talent. A gdy przyszła choroba - również godność, hart ducha i siłę, z jaką walczyła z niesprawiedliwym losem, nie poddając się do końca Gabrysia była przez wielu kochana - mówi Jan Englert, reżyser spektaklu i dyrektor "Narodowego". Przegrała ze straszną chorobą: sześć lat walki, operacje w Polsce i za granicą, koncerty "Dla Gabrysi". Gabriela Kownacka - uwielbiana przez kolegów aktorów, podziwiana przez widzów, szczególnie za role w filmie "Hallo, Szpicbródka", serialu "Matki, żony i kochanki" oraz przez ostatnie lata w przeboju serialowym "Rodzina zastępcza", w którym grała Ankę Kwiatkowską, najsłynniejszą matkę zastępczą. - Kiedy kończy się sezon w moim macierzystym Teatrze Narodowym, kiedy skończę kręcić kolejne odcinki "Rodziny zastępczej" to wyjeżdżam na swoją wieś, pod Warszawę. I wówczas marzę o odespaniu wszystkich stresów. Intensywność mojej pracy powoduje, że niemal każdego ranka budzę się bardzo wcześnie i od siódmej porządkuję plan dnia Staram się też wcześnie kłaść do łóżka, zupełnie nie po gwiazdorsku, co polecam wszystkim dorosłym paniom. Długi sen najlepiej regeneruje moje siły, rozświetla twarz i pozwala osiągnąć wewnętrzną harmonię. Staram się być osobą zdyscyplinowaną i panować nad wszystkim, co robię. Nie znoszę bowiem sytuacji które wymykają się spod mojej kontroli - opowiadała mi aktorka przed laty, podczas naszego warszawskiego spotkania A spotkałyśmy się w jej pięknym mieszkaniu na warszawskiej Starówce. Nigdy nie zapomnę jej wysmukłej ręki, w której trzymała wąziutkiego papierosa, popijała kawę, a na filiżance zostawał ślad po szmince

- usta miała jak zwykle, pomalowane na kolor karminowy. Siedziałyśmy w kuchni - salonie, zwyczajnie, po domowemu, a ja podziwiałam to urocze miejsce z widokiem na stare kamienice i z wewnętrznym patio, gdzie był ukochany ogródek aktorki.

- Przyzna pani, że u mnie jest zupełnie jak w Krakowie. O, widzi pani, w mieszkaniu naprzeciwko była zaaranżowana pracownia Janka Nowickiego, grającego rzeźbiarza w "Matkach, żonach i kochankach". Z kolei powyżej, na "Kamiennych schodkach",

kręciliśmy z Piotrem Fronczewskim słynną scenę tańca w filmie "Hallo, Szpicbródka". Ta więc miejsce jest iście magiczne"

- z dumą opowiadała artystka.

Pytana o największy sukces odpowiadała: Gdy widzę nabitą widownię, myślę z radością: "Oni przyszli tu dla mnie". A to są widzowie wymagający, którzy nie nabierają się na bajery.

Od kilku lat widziała, że publiczność przychodzi do "Narodowego" także na Kownacka, np. na jej rolę w "Dawnych czasach" Pintera

Błogosławię swój zawód. Jest dla mnie jak terapia. Jako kobieta w pewnym wieku wcielam się w role dojrzałych bohaterek. Swoje przemyślenia o tych rolach przekładam na własne życie. To bardzo pomaga mi mierzyć się z moimi problemami - twierdziła

- Grając w "Małych zbrodniach małżeńskich" kobietę na granicy załamania nerwowego, która nie czuje się już atrakcyjna dla męża za każdym razem przewalczam własny lęk przed przemijaniem. Dla mnie to koszmar, zwłaszcza w czasach, gdy młodość jest bogiem. Dlaczego kobiety tak bardzo walczą ze starzejącym się ciałem. Na miły Bóg, starość to rzecz naturalna Niektóre naiwnie uważają, że można to sobie pięknie wytłumaczyć. Na przykład, że z każdą zmarszczką są mądrzejsze. Albo, że pozytywne myślenie dodaje twarzy blasku. Po przeczytaniu trzech wzniosłych książek moje "kurze łapki'' wcale nie wydają mi się piękniejsze! Ale prostej recepty na przemijanie nie ma Nie potrzebuję już przeglądać się w czyichś oczach, by szukać potwierdzenia, że ciągle jestem piękna i wartościowa Dbam o własne ciała to w końcu instrument, na którym gram, więc pływam, chodzę na aerobik. Jest konkretny: pot i wysiłek. A ja jestem realistką! Nic nie przychodzi łatwo Staram się unikać słodyczy i używać dobrych kremów. Znów odzywa się mój realizm. W operacjach plastycznych, które mają przedłużać młodość, ja widzę głównie sposób, jak zbić na kobietach pieniądze - zwierzała się w jednym z wywiadów.

Jej kariera artystyczna przebiegała dość nietypowo: od Teatru Kwadrat, poprzez Teatr Współczesny, Studio po "Narodowy". Zaczęła od farsy by dojść do autorskiego, znaczonego wyrazistą formą teatru Jerzego Grzegorzewskiego. - Kiedy miałam 19 lat i zdawałam do szkoły teatralnej, byłam osobą zupełnie nieukształtowaną. Może dlatego straciłam te cztery łata nie wynosząc ze szkoły doświadczeń, które mogłam wynieść obcując z wybitnymi twórcami, że wspomnę tylko Zofię Mrozowską czy Tadeusza Łomnickiego. Po studiach nie zdawałam sobie sprawy jak może zaważyć na moim losie związanie się z "Kwadratem". Przez trzy sezony nie schodziłam ze sceny grając główne role. Ale równocześnie zaczęłam szukać własnej drogi, szczególnie po roli Marilyn Monroe. Moje potwornie mroczne wnętrze, jak przystało wówczas na młodą aktorkę i wszystkie demony, które wtedy we mnie siedziały pozwoliły mi podjąć decyzję o przeniesieniu do "Współczesnego". A potem było 15 cudownych sezonów w "Studio" i w "Narodowym". Zagrała min. Ofelię w "Hamlecie", pokojówkę w "Snach" Lautreaanta, Liridę w "Zagraj to jeszcze raz'7, Dorę w "Halce Spinozie", Kate w "Dawnych czasach" - wspominała z rozrzewnieniem. Kiedy przywołałam nasze pierwsze spotkanie po "Hamlecie" właśnie ucieszyła się, bo uważała rolę Ofelii za jedną ze swoich najlepszych kreacji. - To przedstawienie było niezwykle nowatorskie dzięki osobie znakomitego reżysera Guido de Moor. Byłam nim zafascynowana jako reżyserem i mężczyzną zarazem. Guido już nie żyje a plany mieliśmy wspaniałe, bo po "Hamlecie"miała być"Nora" Ibsena - mówiła

Zawsze interesował ją teatr poszukujący, pewnie dlatego, że jako wrocławianka dorastała w atmosferze teatru Grotowskiego, Tomaszewskiego, popularnego Kalambura i Jazzu nad Odrą.

Role z pogranicza normy psychicznej interesowały ją najbardziej, bo to jest tzw. mięso aktorskie, czyli świetny materiał dla aktora pod warunkiem, że nie nadużywa się mocnych, ekspresyjnych środków.

"Gabrysia była kobietą pełną wdzięku i nieprawdopodobnej urody. To była uroda porażająca Może tak się dzieje, że właśnie choroba wybiera sobie takie piękne okazy. Była osobą pełną talentu i niezwykle pracowitą. Taką ją pamiętam - uśmiechniętą i niezwykle urodziwą. Darzyłam ją wielką sympatią, podziwem i atencją. Z Gabrysia tak dużo się nie stykałam, niemniej wiele lat temu pracowałyśmy razem przy sztuce "Szalona Greta", gdzie ja grałam Gretę, ona grała też dużą kobiecą rolę. Niesamowita sztuka i niesamowite spotkanie" - wspominała po śmierci Kownackiej jej koleżanka, Stanisława Celińska.

Miała szczęście do Teatru Telewizji. Urok, silę i dojrzałość dostrzegł w niej Piotr Mikucki, obsadzając w spektaklu "Gdy

rozum śpi". Kownacka zagrała kobietę znoszącą poniżenie u boku głuchego i genialnego Goi granego przez Zbigniewa Zapasiewicza Były i inne świetne role, m.in. w "Natalii" Briusowa, "Pod wulkanem" Lowry'ego, "Miarce za miarkę" Szekspira

Jej talent potwierdzały też role filmowe. U Wajdy stworzyła dekadencką damę w "Kronice wypadków miłosnych". W "Nadzorze" Saniewskiego była jedną z więźniarek. Has zaprosił ją do "Niezwykłej podróży Baltazara Kobera" i "Pismaka". Były jeszcze "Sauna" Bajona i "Zwolnieni z życia" Krzystka

Po kilkunastu latach pracy, po zetknięciu się z Grzegorzewskim w teatrze i z Hasem w filmie poczuła, że właśnie nastąpi! w niej moment harmonijnego zgrania pomiędzy tym, kim była a postaciami, które grała - Przez wiele lat trzeba pracować nad sobą, by wreszcie dostrzec i umieć to przekazać, że wielka czarna baba ma w sobie coś z lirycznej blondynki - mówiła mi ze śmiechem. - Mój przypadek pozwala mi patrzeć na młodych aktorów ze szczególną wrażliwością. Nigdy nie wydaję pochopnych ocen, bo sama przeszłam wewnętrzną gehennę w tym zawodzie. Wiem, jakim on może być piekłem - dodała w tamtej rozmowie.

Przyszedł czas, że zaczęła marzyć o reżyserowaniu. I spełniło się. - Kiedy Gabrysia była po udanych operacjach i czuła się wyzwolona z choroby nowotworowej, zrobiła sobie w życiu nowe otwarcie - wspomina Ewa Dalkowska - Zrezygnowała z zawodu aktorskiego i zaczęła reżyserować. Zagrałam główną rolę w jej"Dniu Walentego" Wyrypajewa w białostockim Teatrze im. Węgierki Kiedy Gabrysia przystępowała do pracy, była pełna sił. Prowadziła próby mocną po męsku. Potem okazało się, że jest śmiertelnie chora Walczyła z rakiem mózgu za granicą wspierana przez przyjaciół

Aktorka zawsze była bardzo wymagająca Indywidualistka Ale też, jak przyznała, lubiła sprawiać sobie przyjemność i luksus. Wręcz nazywała się snobką mającą słabość do rzeczy markowych: ubrania z Max Mary i żadne podróbki.

Kiedy przychodziła chandra, potrzeba odpoczynku to wyjeżdżała na wieś. Nie bala się być sama, bo jak powiedziała w jednym z wywiadów: "Czasem wręcz tego potrzebuję. Nieważne, ilu wspaniałych ludzi mamy wokół siebie. Z prawdziwymi problemami borykamy się zawsze samotnie. Syna Franciszka wychowywałam też sama po swojemu. Nie wiem, czy słuchanie własnej intuicji, jak postępować z dzieckiem, to mądrość, ale cenię tę swoją drogę. Mam także satysfakcję, że sama z kapryśnego zawodu, jakim jest aktorstwo, potrafię nas utrzymać".

Odchodziła wśród najbliższych, przyjaciele też byli sercem przy niej. Nie chciała rozmawiać o chorobie, bo, jak twierdziła zbyt wielu o swoich chorobach głośno mówi.

Żyła bez rozgłosu, rzadko pokazywała się na przyjęciach. Taktowna i dyskretna Z takim też taktem i dyskrecją schowała się w ostatnim czasie swej choroby.

Odeszła w kwiecie wieku, mając zaledwie 58 lat. Na pewno będziemy pamiętać nie tylko jej role, ale i piękną twarz, serdeczny uśmiech. I będąc w Międzyzdrojach, będziemy mogli spojrzeć na jej dłoń odciśniętą w Alei Gwiazd. I zapalić świeczkę na jej grobie, na cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w Warszawie, gdzie artystka została pochowana w miniony wtorek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji