Artykuły

Różności Różewicza

Teksty rozproszone wydane w nowym zbiorze są jak rozmowa z poetą - o przeszłości, o dzisiejszym świecie i o nim samym - o książce "Margines, ale..." pisze Justyna Sobolewska w Polityce.

Po zbiorze opowiadań Tadeusza Różewicza "Wycieczka do Muzeum" dostajemy do rąk zbiór tekstów rozproszonych, "Margines, ale...". Są tu mowy okolicznościowe, korespondencja, felietony, szkice, kartki z podróży, teksty dawne i nowe, pisane, kiedy poeta miał lat 50 i ponad 80. W przyszłym roku, z okazji 90 rocznicy urodzin, ukaże się w Biurze Literackim nowy tom wierszy poety. Teraz otrzymujemy mieszankę, z której można wyłowić sporo ciekawych drobiazgów. Ostatnio nieczęsto zdarza się, żeby Różewicz komentował rzeczywistość tak jak tutaj. Swoim zwyczajem drwi i kpi z naszych czasów, ale też zdejmuje maskę ironisty w listach do bliskiego człowieka. Nie łączy tego zbioru żadna całościowa idea czy pomysł. Można go za to traktować jak rozmowę z Różewiczem o przeszłości, o dzisiejszym świecie i o nim samym.

Ta książka ma przynajmniej kilka odcieni i tonów. Znajdziemy trochę tekstów bardzo osobistych. Takie są listy, które pisał do Pawła Mayewskiego, mieszkającego w Stanach autora przekładów jego utworów. Zwierza mu się, dlaczego nigdy nie mógłby wyjechać z Polski, opowiada o "upiorach" z przeszłości, które go nawiedzają, o strachu, który nie pozwala mu czasem wejść do domu, i o matce, kluczowej postaci w całej twórczości i wżyciu. Te "niemęskie", jak je nazywa, listy pokazują mniej znaną twarz Różewicza i robią największe wrażenie w tym tomie.

Są tu też bardzo użyteczne autokomentarze. Przez całe życie Różewicz musiał odpowiadać na pytanie, czym jest poezja i kim jest poeta, i dlaczego pisze. Przytacza tutaj bardzo zgrabną odpowiedź: poeta to człowiek nieprzygotowany. I na honory, i na kopniaki. Zdziwiony i zaskoczony. Różewicz wyjaśnia też, dlaczego nieustannie poprawia swoje teksty, choć podobno poeta nie powinien tego robić.

Otóż interesuje go nie tyle wiersz doskonały, ile forma w ruchu. I dlatego w swoje teksty ingeruje w nieskończoność.

Pisze też o swoich poetyckich wyborach. "Źródłem twórczości - myślałem - może być tylko etyka. (...) Dla mnie twórczość poetycka to było działanie, a nie pisanie władnych wierszy. (...) W tym czasie takie określenia jak przeżycie estetyczne wydawały mi się śmieszne i podejrzane". Jeśli były wśród jego wierszy i takie, które chciały się podobać, to traktował je bardziej jako ćwiczenia stylistyczne. Chciał pisać "wprost" i znaleźć nowe źródła życia poezji, skoro te dawne, metafizyczne, już się wyczerpały. Bardzo pięknie pisze Różewicz o swojej bezgranicznej miłości do Mickiewicza: "kiedy myślę o poezji polskiej, myślę o Mickiewiczu".

Jednak dominuje w tym tomie inny ton: gorzko-kpiący, należący do człowieka, który wie, że świat zmierza w jak najgorszym kierunku. Tak jak w wierszu "Przyszli żeby zobaczyć poetę": "słyszę/jak byle kto mówi byle co/do byle kogo/bylejakość ogarnia masy i elity/ale to dopiero początek". W miniaturze, obrazku z Sorrento, czytamy, że włoska wycieczka kojarzyła mu się tylko z bolącym palcem i nieuko-jonym żalem, że dał się oszukać. Źle mu wydano resztę w kasie i właściwie nie mógł już przestać o tym myśleć do końca dnia. Nie pomogły piękne krajobrazy.

Kpi też i z samego siebie. Kiedy słyszy, jak ktoś mówi o wielkim poecie Różewiczu, kurczy się w sobie i przypomina mu się określenie jakiegoś sąsiada, że Różewicz to ten mały i siwy. Potrafi też analizować swój wiersz w taki sposób, żeby pokazać jego słabość. Tak właśnie rozkłada na czynniki pierwsze utwór zatytułowany "Mój wiersz". "Być może jest to wiersz niezły, a nie-zły wiersz to kiepski wiersz. Ten wiersz jest obcy i denerwuje mnie". Następnie wylicza, że jest za długi i się wlecze, że zamiast "pocisku lirycznego" powstał "placek".

To rzadkie, żeby poeta sam wskazywał palcem swój utwór ku przestrodze, jak nie należy pisać "niezłych" wierszy. Przywołuje też krytyczne głosy: jakiemuś młodemu człowiekowi nie podobał się jego szkic o przeprowadzce. Co więcej, Różewicz cytuje też listy odmowne, jakie otrzymał z redakcji wielu pism, m.in. ze "Szpilek". Odpowiadano mu, że dana humoreska jest zbyt pesymistyczna i ponura.

Zbiór tych listów odmownych sam w sobie staje się humoreską, bardzo pouczającą w dodatku. Natomiast cały tekst nie jest wcale tak zabawny, bo opowiada o dziejach wiersza Różewicza, parodii "Poematu dla dorosłych" Adama Ważyka, który nie mógł się ukazać przez dłuższy czas w żadnym czasopiśmie. Podobnie jak inne wiersze poety, był odrzucany jako "zły, nihilistyczny i antyhumanistyczny". "Jest pan na niebezpiecznej i bardzo niedobrej drodze" - pisała Różewiczowi Anna Kamieńska. Cóż, z tej drogi, pełnej gorzkiej ironii i bezlitosnego humoru - Różewicz nie zszedł na szczęście aż do dzisiaj.

Tadeusz Różewicz, Margines, ale..., redakcja Jan Stolarczyk, Biuro Literackie, Wrocław 2010, s.344

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji