Artykuły

Chwała Bogu, dożyłam

- Byłam uczciwą, przyzwoitą aktorką, która sumiennie wykonywała swoją pracę. Kariera to dla mnie za wielkie słowo - łódzka aktorka MARIA BIAŁOBRZESKA obchodzi dziś (1 kwietnia) 60-lecie pracy artystycznej.

Dzisiaj [1 kwietnia] mija 60 lat od debiutu scenicznego Marii Bialobrzeskiej z Teatru Nowego. To najstarsza łódzka aktorka dramatyczna. Nadal aktywna zawodowo.

Krzysztof Kowalewicz: Pamięta Pani 1 kwietnia 1945 roku?

Maria Białobrzeska: Od kilku miesięcy wszyscy pytają mnie o ten dzień. Pewnie, że go pamiętam, ale tak naprawdę zadebiutowałam 31 marca. To była Wielka Sobota. O godz. 12 graliśmy zamknięte przedstawienie "Męża doskonałego" Jerzego Zawieyskiego dla zaproszonych gości. Dopiero dzień później była właściwa premiera i oficjalnie otwarto Stary Teatr. Grałam Miriam, byłam córką Zofii Małynicz i Janusza Warneckiego, roztańczoną i "zawianą" dziewczyną. Mówiłam w kółko: "wszystko widzę podwójnie". To było wielkie przeżycie. W końcu pierwszy raz byłam na prawdziwej scenie. Nie czułam tremy. Ona rośnie wraz z wiekiem. To kwestia odpowiedzialności. Młodemu człowiekowi wydaje się, że jest świetny i zawojuje świat od razu, pokazując, co potrafi. A życie toczy się swoim tempem. Muszą upłynąć lata ciężkiej pracy i dopiero potem okazuje się, co człowiek jest wart. Mało której aktorce dramatycznej udaje się dotrwać do jubileuszu 60-lecia. W wielkiej klasyce pojawiają się niemal wyłącznie mężczyźni. Szansa do grania dla kobiet jest mniejsza. Patrząc na różne koleje teatru polskiego i zawirowania polityczne, sama nie mogę uwierzyć, że tyle mi się udało i taki szmat czasu mam już za sobą.

Po której roli zaczęło się o Pani mówić?

- Chyba takiej nie było. Chociaż jak szła jakaś sztuka, w której grałam, to ludzie lubiący teatr mnie kojarzyli. Najśmieszniejsze były kobiety, które spotykałam na ulicy. Mówiły: "Pamiętam panią" i opowiadały, jak byłam ubrana, a ja po tym się domyślałam, o jaką sztukę chodzi. Ale nie mam ról, które zostaną zapamiętane na lata. Powiem raczej, co uwielbiałam grać. Kochałam Wandzię w "Grubych rybach" Michała Bałuckiego z Ludwikiem Solskim, Raniewską w "Wiśniowym sadzie" Antoniego Czechowa, Pulcherię w "Domu Otwartym" Bałuckiego z Ludwikiem Sempolińskim i Emilem Karewiczem, który podrywał mnie na scenie i poważnym głosem po cichu szeptał: "o wpół do czwartej na cmentarzu". Miałam też rolę, w której mnie nie poznawano, a to jest dopiero sukces dla aktorki. W Nowym debiutowałam w "Burzy" Aleksandra Ostrowskiego rolą starej pątniczki. Byłam wtedy dosyć młodą i podobno bardzo ładną dziewczyną, a musiałam zrobić skok w charakteryzacji, chodzeniu i mówieniu o 30 lat do przodu. Później uwielbiałam Nike Nap-leonidów w "Nocy listopadowej" Stanisława Wyspiańskiego. A w "Śnie Pluskwy" Tadeusz Słobodzianek specjalnie dla mnie dopisał rolę, gdzie mówiłam tylko jedno zdanie: "Chwała Bogu, dożyliśmy". Oba spektakle reżyserował Kazimierz Dejmek.

Zrobiła Pani karierę?

- A gdzie tam. Nigdy zresztą o niej nie myślałam. To bardzo ulotna sprawa. Byłam uczciwą, przyzwoitą aktorką, która sumiennie wykonywała swoją pracę. Dobrze mnie oceniano i doceniano. Na pewno się też podobałam, choć nie lubię tego określenia. Kariera to dla mnie za wielkie słowo. Robią ją dzisiaj ludzie grający w serialach, a ja jestem aktorką teatralną. Wielu ludzi nawet nie wie, że istnieję. Jak mam wolne dni, odliczam godziny do planowej próby czy spektaklu.

Maria Białobrzeska jest rodowitą warszawianką, ale mówi o sobie "łódzka aktorka". W czasie wojny na tajnych kompletach zrobiła maturę. Całą okupację studiowała w podziemnym Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej. Uczyła się aktorstwa z Andrzejem Łapickim. Przyjechała do Łodzi w 1949 r. Od ponad półwiecza jest na etacie w Teatrze Nowym.. Mieszka w kamienicy sąsiadującej z Dużą Salą. Żartuje, że do teatru i mogłaby chodzić w kostiumie | przez podwórko. Przychodzi do Nowego, nawet gdy ma wolny dzień. W teatralnym bufecie jada obiady. Pali od wojny. Przed spektaklem obowiązkowy jest papieros i kawa. Właśnie rzuca palenie. Nie pamięta już który raz.

25 kwietnia o godz. 18 w Dużej Sali Teatru Nowego (ul. Więckowskiego 15) rozpocznie się wieczór jubileuszowy Marii Bialobrzeskiej. Zaprezentują się przyjaciele aktorki. Zaplanowano również fragmenty sztuki, w której grała dwie zupełnie krańcowo różne role: "Kaleka z Inishmaan" . i " Chłopcy".

Na zdjęciu: Maria Białobrzeska w spektaklu "Chłopcy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji