Artykuły

Portrety męskie w dramatach Karola Wojtyły

Adam Chmielowski w "Bracie naszego Boga", Andrzej i Stefan w "Przed sklepem Jubilera", Adam w "Promieniowaniu ojcostwa". Losy każdego z nich są zupełnie inne, przed zupełnie innymi wyborami stają, łączy ich jednak coś bardzo podstawowego - wszyscy oni walczą o sens i kształt swojego życia, który jest zawsze kształtem miłości i sensem istnienia człowieka - pisze Anna Karoń-Ostrowska.

"Człowiek z miłości powstał i dla miłości został stworzony" - napisał Jan Paweł II w zbiorze swych katechez środowych pt. "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich".

Dramatyczność ludzkiego losu polega na właściwym wyborze i na właściwym odczytaniu swojego sposobu spełniania się w miłości, własnego "stylu" kochania. Bohaterzy dramatów Andrzeja Jawienia przed takimi wyborami stoją. Ich zmagania są zmaganiami z samym sobą, z Bogiem i z otaczającym ich światem.

"Płynie przez ciebie strumień piękności..."

Adama Chmielowskiego spotykamy w momencie, gdy załamuje się w nim dotychczasowy sens jego życia. Narasta w nim wewnętrzne pęknięcie. Przestaje się porozumiewać ze środowiskiem, w którym żył do tej pory, ze światem artystów. W jego rozmowach z dawnymi przyjaciółmi: Maxem i Stanisławem Gierymskimi, z Heleną Modrzejewską i jej mężem Karolem Chłapowskim pojawia się coraz więcej nieporozumień, napięć. Wzmaga się niepokój wewnętrzny Adama. Rośnie w nim świadomość, że nie spełnia się w przetwarzaniu świata malarskim widzeniem. Coraz więcej miejsca w jego życiu i w jego wyobraźni zajmują mieszkańcy miejskiej ogrzewalni. Odwiedza ich, sam jeszcze nie wiedząc po co. Są to ludzie z marginesu, bezdomni, bezrobotni, często wykolejeni. Wydaje się, że między Adamem a światem miejskiej ogrzewalni jest przepaść nie do pokonania.

Wewnętrzne zmaganie Adama rozpoczyna się ucieczką od dziwnego wezwania, które go drąży. Próbuje z uporem realizować dalej swoją malarską drogę, stać przy sztalugach i "zamykać wszelkie przewroty świata w swoim malarskim widzeniu".

Adam walczy z samym sobą, niczym Jakub z Aniołem, tocząc wewnętrzny dialog. Adam zewnętrzny prowadzi dysputę z Adamem wewnętrznym. Adam zewnętrzny chce dalej spełniać się w sztuce, jego racje są rozumowe i nie do podważenia. Adam wewnętrzny nie może uwolnić się od poczucia, że "nie jest sam, że jest w nim Ktoś poza nim samym". Ten Ktoś wzywa go, nie pozwala mu być już tylko artystą. Adam ma świadomość, że nie może "wypłacić się" swoją sztuką, nawet jeżeli tworzenie łączy się z cierpieniem. Drugi człowiek nie jest już dla niego tylko obrazem i nie może patrzeć na niego tak, jak patrzył dotychczas, jako na dzieło sztuki.

Adam zaczyna rozumieć, że drugi człowiek, który dotychczas był dla niego jedynie "modelem do portretu", jest synem, tak samo, jak on. Owo poczucie, że jest w nim Ktoś poza nim samym, ukształtowało się w świadomość obecności Boga-Ojca i w doświadczenie bycia synem. Drugi człowiek jest też synem, Tego, który jest w Adamie - Ojca, jest więc jego bratem.

Wewnętrzny dialog Adama z sobą doprowadził do przełomu. Adam przestaje uciekać od wezwania, zaczyna utrwalać w sobie obecność Ojca i uczy w nowy sposób postrzegać świat. Adam dokonuje wyboru, wybiera Boga i wybiera nowe spojrzenie na drugiego człowieka. Dokonuje tego wyboru przeciwko sobie-artyście. Boi się utracić to, co stanowiło jego największą wartość - talent. Wydaje mu się, że o całej jego wartości jako człowieka decyduje to, że jest artystą. Kiedy utraci swój talent, kiedy przestanie tworzyć, stanie się bezwartościowy. Adam pyta Boga: "Powiedz sam, co ze mnie zostanie, jaki będzie ze mnie pożytek, jeżeli Ty odrzucisz mój obraz, a oni odrzucą mnie?" Chmielowski rozumie skierowane do niego wezwanie, rozumie, że chodzi o to, żeby zrezygnował z darów, które zostały mu wcześniej ofiarowane, że ma zarzucić talent. Dziwne to wezwanie, wydaje się ono, patrząc na to z boku - czymś okrutnym. Zarzucić talent to w pewnym sensie tyle, co zaprzeć się samego siebie, zrezygnować z samego siebie. Adam ma odrzucić wszystko to, co dotychczas było jego własne, z czym się utożsamiał. Swój własny sposób postrzegania świata, talent, środowisko, w którym żył, w którym czuł się akceptowany i potrzebny. Ma zostawić to wszystko i iść tam, gdzie czuje się obcy, odrzucany, wyśmiewany, gdzie czuje się niepotrzebny, zbędny. Świat miejskiej ogrzewalni rządzi się swoimi prawami i ktoś taki jak Adam Chmielowski wśród włóczęgów, pijaków i prostytutek musi być ogromnym dysonansem. Takie są zewnętrzne oczywistości, argumenty racjonalne nie do zbicia. Jednak to, co dzieje się w Adamie, jest poza wszelką logiką i racjonalnością. Poza, a może ponad? I oto ten wewnętrznie rozedrgany mężczyzna, skupiony na sobie jak każdy artysta, czuje, że przegrał. Ten Ktoś, kto jest w nim, okazuje się od niego silniejszy i Adam się poddaje. Uznaje i wybiera Siłę, która w nim działa.

Na pytanie: co dalej ma robić? - spowiednik odpowiada mu tajemniczo: "Daj się kształtować Miłości".

Jest to kolejny krok w duchowej wędrówce Adama. "Dać się kształtować Miłości" to znaczy o wiele więcej, niż tylko usłyszeć skierowane do siebie wezwanie i zgodzić się na nie. To o wiele więcej. Pozwolić się kształtować Miłości, to otworzyć się na Siłę większą w Adamie od niego samego, to zawierzyć się Miłości, pozwolić się kochać. Znaczy to poddać się wszystkiemu, co Miłość przyniesie. Niczego nie kontrolować, stać się tworzywem, z którego Rzeźbiarz wykuje kształt istniejący w Jego własnym zamyśle.

Tak się poddać, to z pozoru bardzo niemęskie. I bardzo mało twórcze. Jednak Adam dokonuje takiego wyboru. Nie poddaje się biernie, ale właśnie wybiera. Wybiera Tego, kto go zwycięży - i przestaje z Nim walczyć, a zaczyna z Nim współdziałać, współtworzyć. W tym wspólnym tworzeniu wykuwa kształt swego nowego powołania. Jest w tym konsekwentny, wierny sobie i wierny Temu, Kogo uznał za silniejszego od siebie. Adam rezygnując ze wszystkiego, wszystko zdobył na nowo: "W końcu udało mi się wypracować sobie ten styl. Szło to wprawdzie uciążliwie. No, ale... myślę, że będzie to wreszcie mój styl... Nie, nie jest moim, zawdzięczam go".

Siła Adama jest w jego słabości, w jego zgodzie na poddanie się, w wewnętrznym zmaganiu z samym sobą i z tym, co go przerastało, w usilnych próbach zrozumienia, w walce, która była nie przeciwko komukolwiek, ale była batalią o... Tę batalię Adam wygrał i z konsekwentnym uporem podejmował kolejne wyzwania i wezwania, lęk przed nieznanym, niewiadomym przetwarzał w odwagę ryzyka i w odwagę zawierzenia. Biblia i Kościół nazywa takich mężczyzn "świętymi mężami", i Adam Chmielowski w ich poczet został wpisany.

Wezwanie i odpowiedź (I)

Bohaterowie dramatu "Przed sklepem Jubilera" zanurzeni są w zupełnie innych doświadczeniach, w relacjach między kobietą a mężczyzną. Andrzej i Stefan - bohaterowie dwóch części medytacji "Przed sklepem Jubilera" - mimo że obaj są żonaci, dokonują w życiu zupełnie innych wyborów i kształtują swoje życie według zupełnie innych wartości, innego rozumienia tego, czym jest miłość i małżeństwo.

Andrzeja poznajemy w chwili, gdy oświadcza się swojej przyszłej żonie - Teresie. Ten graniczny moment w jego życiu skłania go do wspomnień i do retrospekcji. Jak wyglądał jego proces dojrzewania do miłości?

"Doszedłem do Teresy drogą dosyć długą, nie odnalazłem jej od razu. (...)

Miłość, uważać chciałem za namiętność

i za uczucie, które przewyższy wszystko

- wierzyłem w absolut uczucia.

I dlatego nie mogłem wprost pojąć,

na czym opiera się to przedziwne trwanie Teresy we mnie,

dzięki czemu jest we mnie obecna,

co jej zapewnia miejsce w moim "ja".

Unikałem jej przeto przezornie, omijałem wręcz z premedytacją

to, co mogłoby zbudzić bodaj cień domysłu.

Wydawało mi się, że ściga mnie swoją miłością,

a ja muszę odciąć się stanowczo.

Tak zaś rosło moje zainteresowanie dla Teresy,

miłość wyrastała poniekąd ze sprzeciwu.

Miłość bowiem może być zderzeniem,

w którym dwie osobowości uświadamiają sobie do głębi,

że powinny do siebie należeć, chociaż brak nastrojów i wrażeń."

Meandry drogi Andrzeja do Teresy poprzez coraz głębsze i dojrzalsze rozumienie tego, czym jest miłość, pokazują Andrzeja jako mężczyznę odpowiedzialnego i pragnącego racjonalnie kierować swoim życiem. Zderzenie marzeń i rzeczywistości, która coraz mocniej na niego napierała

- drażniło go. To, co tajemnicze, niezrozumiałe, nieprzewidziane wydaje się o wiele trudniejsze do zaakceptowania przez mężczyznę niż przez kobietę. Mężczyzna dąży przede wszystkim do tego, żeby zrozumieć to, co mu się przydarza. Dopiero kiedy zrozumie, może przyjąć i zaakceptować coś, czego się nie spodziewał lub co w jego wyobrażeniu miało wyglądać inaczej.

Droga Teresy do Andrzeja była o wiele prostsza. Widząc zmagania Andrzeja z samym sobą nie mogła się spodziewać, że Andrzej poprosi ją o rękę. A jednak Teresa wyznaje: "Jeżeli te oświadczyny nie zastały mnie całkiem nieprzygotowaną, to dlatego, iż czułam, że jakoś jestem dla niego i że mogłabym go kochać. I chyba nawet tą świadomością już go kochałam".

Część dramatu "Przed sklepem Jubilera" poświęcona związkowi Teresy i Andrzeja nosi tytuł: "Sygnały". Tytuł ten bierze się z niezwykłego przeżycia Teresy, o którym opowiada ona swojemu narzeczonemu. Kiedyś podczas wspólnej wędrówki górskiej usłyszeli w nocy tajemnicze wołanie. Nikt nie umiał go zinterpretować: czy to kwilenie ptaka, czy wołanie człowieka. Jednak Teresa wiedziała - był to "sygnał", jej sygnał do Andrzeja, którego on tak długo nie chciał usłyszeć. Andrzej jest zdziwiony opowieścią Teresy, nie rozumie jej. Sens dociera do niego dopiero wtedy, gdy decyduje się jej oświadczyć.

"Wzdragałem się przyjąć to,

co najwspanialszym dziś jest dla mnie darem.

Po kilku latach widzę to wyraźnie,

że drogi, które powinny się rozbiec,

zbliżyły nas właśnie do siebie.

Tych kilka lat to czas bezcenny,

by zorientować się w skomplikowanej

mapie sygnałów i znaków".

Jest w Andrzeju męska potrzeba walki i zdobywania, to co naprawdę cenne okupione musi być wysiłkiem. Andrzej nie chciał i nie mógł przyjąć wybrania Teresy, ani nawet zaakceptować tego, że została mu ona przeznaczona, mimo że sam to przeczuwał, jak mówi. Musiał sam wybrać, dopiero wtedy mógł zaakceptować wybranie.

Teresa poddała się wybraniu, zgodziła się na nie, wierna swojej pierwotnej intuicji, "że jest dla niego" i czekała na to, kiedy przeznaczenie stanie się wyborem jej mężczyzny. Bardzo różne są ich drogi do miłości: wydaje się, że Teresa skraca drogę, podczas gdy Andrzej pokonuje wiele przeszkód, aby w końcu z wielkim wysiłkiem dobrnąć do celu. Jej cierpieniem było oczekiwanie na spełnienie się tego, co przeczuwała, on zaś cierpiał w wielkich zmaganiach wewnętrznych, w szukaniu, sprawdzaniu, potwierdzaniu. Kiedy jednak u kresu swych tak różnych dróg spotkają się i staną przed witryną sklepu Jubilera, żeby wybrać dla siebie obrączki, będą czuć to samo, będą się porozumiewać bez słów, we wspólnym zachwyceniu. Tak samo też zrozumieją to, co wydarzyło się w ich spotkaniu z Jubilerem.

Andrzej opowiada: "Jubiler patrzył na nas w sposób szczególny. Wzrok jego był łagodny zarazem i przenikliwy. Czułem, że tym wzrokiem wodzi po nas, dobierając i ważąc obrączki. Potem włożył je na próbę nam na palce. Doznałem takiego wrażenia, jakby szukał wzrokiem naszych serc i zatapiał się w ich przeszłość. Czy przyszłość również ogarnia? Przyszłość dla nas pozostała niewiadomą, którą teraz przyjmujemy bez niepokoju. Miłość zwyciężyła niepokój. Przyszłość zależy od miłości".

Wezwanie i odpowiedź (II)

Zupełnie innym mężczyzną niż Andrzej jest Stefan, bohater drugiej części "Przed sklepem Jubilera", noszącej tytuł "Oblubieniec". Andrzej może być ideałem silnego, odpowiedzialnego, poważnie myślącego o miłości i małżeństwie mężczyzny, natomiast Stefan jest dość klasyczną postacią męża, na którego uskarżają się kobiety wszystkich czasów. Stefana poznajemy z opowieści jego żony Anny. Sam Stefan mówi niewiele. Może nie ma nic do powiedzenia, a może temat miłości przestał go interesować?

To właśnie rani Annę. Jest rozczarowana swoim małżeństwem i swoim mężem. Czuje, że zanikło porozumienie między nimi, że Stefan przestał się nią interesować, a może nawet przestał ją kochać. Anna próbuje o tym rozmawiać ze swoim mężem:

"Słuchał, ale nie odczułam,

aby przejął się tym, co mówiłam.

O to żal jeszcze się powiększył.

Stefan niby postępował tak samo,

lecz nie chciał zabliźnić tej rany,

która powstała w mej duszy.

Nie czuł jej, nie bolała go całkiem.

Pozostawił mnie z raną ukrytą

myśląc pewnie: "to jej samo przejdzie"".

Stefan jest coraz bardziej nieobecny w domu - zewnętrznie i wewnętrznie. Coraz bardziej obcy. Zaczynają żyć obok siebie, ale Stefan nie dostrzega problemu. Jego życiowa sytuacja wydaje się jasna i ustabilizowana, ma żonę i dom, pozornie wszystko jest w porządku.

Anna uważa, że "ufał w swe prawa,

ja zaś chciałam, by je wciąż zdobywał.

Nie chciałam się czuć jak przedmiot,

którego nie można utracić

gdy się raz już posiadło na własność".

Stefan czuje się "posiadaczem", który już o nic nie musi walczyć, ani niczego zdobywać. W poczuciu "świętego spokoju", nieuważny, nie widzący tego, co dzieje się wokół niego, nie chcący dostrzec dramatu - syci się swym posiadaniem. Nie widzi nawet, jak bardzo jest ono kruche. Nieszczęśliwa, niespełniona Anna pełna jest marzeń i tęsknot. Zdeterminowana, w akcie rozpaczy, Anna szuka wśród spotykanych mężczyzn,

mężczyzny doskonałego, który będzie inny niż Stefan. Będzie mężczyzną "stanowczym i dobrym". Ona oprze się o jego ramię, a on poprowadzi ją przez życie dając poczucie bezpieczeństwa, pewności, stabilizacji."

Wśród tych szaleńczych poszukiwań dociera do niej, zagubionej, samotnej kobiety, wiadomość, że za chwilę ulicą obok niej przejdzie Oblubieniec. Dla Anny słowo "Oblubieniec" kojarzy się z marzeniem o idealnym, wyśnionym mężczyźnie, który spełni jej oczekiwania.

I oto Anna spotyka Oblubieńca. Dziwna rzecz: Oblubieniec ma twarz jej męża, Stefana.

"W twarzy Oblubieńca każdy z nas odnajduje podobieństwo twarzy tych, w których uwikłała nas miłość po tej stronie życia i egzystencji. Wszystkie w Nim są".

Andrzej Jawień tą metaforą ukazuje, czym w swej istocie jest miłość i jakie jest jej prawdziwe oblicze. Nie szuka rozwiązań psychologicznych, nie daje rad, jak leczyć pęknięcia w naszej miłości. Każe nam spojrzeć wyżej i głębiej: "Przyczyna leży w przeszłości. Tam zazwyczaj tkwi błąd. Chodzi o to, że porywa ludzi jak absolut miłość, której brak absolutnych wymiarów. Oni zaś, kierując się złudzeniem, nie usiłują zaczepić tej miłości o Miłość, która ma taki wymiar. Nie podejrzewają nawet tej potrzeby, bo ich zaślepia nie tyle siła uczucia - ślepi są raczej przez brak pokory. Jest to brak pokory wobec tego, czym miłość być musi w swej prawdziwej istocie. Im więcej są tego świadomi, tym mniejsze niebezpieczeństwo".

Andrzej zastanawiając się długo nad wyborem swej przyszłej żony był świadomy tego, czym jest miłość w jej absolutnych wymiarach. Szukał takiej właśnie miłości, walczył, a potem troszczył się o nią wiedząc, że od niej zależy przyszłość.

Stefanowi tej wiedzy i świadomości zabrakło. Znużenie i zniechęcenie przeważyło nad pragnieniem walki o miłość, Stefan przegrał przez nieuwagę, przez lenistwo i brak pokory. Tej pokory, jak mówi Andrzej Jawień, która Adamowi Chmielowskiemu pozwoliła zawierzyć temu co większe i silniejsze od niego, odnaleźć swój własny kształt miłości.

"Nie rozdzielajcie miłości!"

"Rozważania o ojcostwie" i misterium "Promieniowanie ojcostwa" to, moim zdaniem, wyjątkowe i nieznane w polskiej literaturze i filozofii, studium dojrzewania mężczyzny do ojcostwa.

W myśli Karola Wojtyły podstawowy sens ludzkiej miłości polega na odzwierciedlaniu Absolutnego Istnienia i Miłości. W postaciach Andrzeja i Stefana z dramatu "Przed sklepem Jubilera" śledziliśmy ten proces "odzwierciedlania" w relacji między kobietą a mężczyzną, w małżeństwie. "Promieniowanie ojcostwa" pokazuje natomiast proces stawania się ojcem. Ludzkie ojcostwo to partycypowanie w ojcostwie Boga, w "promieniowaniu ojcostwa". Od decyzji człowieka, od jego woli i zrozumienia zależy - czy i jak głęboko będzie w tym promieniowaniu uczestniczyć.

Karol Wojtyła analizuje proces dojrzewania mężczyzny do ojcostwa, ukazując zmagania wewnętrzne swego bohatera, któremu nadaje imię Adam. Autor podkreśla w ten sposób uniwersalność tej postaci, która nosi w sobie rysy biblijnego Adama, pierwszego mężczyzny i pierwszego ojca, będącego równocześnie everymanem. Adam z "Promieniowania ojcostwa" nie ma żadnej konkretnej biografii, o jego życiu nic nie wiemy. Jego dojrzewanie do duchowego ojcostwa może być losem ojca rodziny, jak i mężczyzny samotnego, samotnego z wyboru lub z przypadku. Ojcostwo i dojrzewanie do spełnienia się w nim dotyczy każdego mężczyzny i nie jest w sposób konieczny związane z biologią. Doświadczenie duchowego ojcostwa może i powinno być doświadczeniem każdego mężczyzny, nikomu nie jest ono odebrane, bo jest to przeżycie kulminacyjne spełniania się człowieka w miłości.

Dramat Adama rozgrywa się w przestrzeni trzech spotkań: spotkania z Bogiem, spotkania z Niewiastą-Matką i z dzieckiem, czyli Moniką.

W każdym z tych spotkań Adam uczy się coraz pełniej rozumieć, co znaczy być ojcem, a zarazem cofa się przed zobowiązaniami, które mogą z tych spotkań wyniknąć.

Adam wadzi się z Bogiem o sens ojcostwa, o jego kształt i zakres. W wymiarze literackim ta scena nosi w sobie znamiona Wielkiej Improwizacji z "Dziadów" Adama Mickiewicza.

Adam nie chce się zgodzić na partycypowanie w promieniowaniu ojcostwa. Jego wielkim pragnieniem jest spełnianie się w miłości i spełnianie się w byciu ojcem, ale chce wyłączności w tym doświadczeniu. Nie chce, żeby jego ojcostwo było zakorzenione w niczym poza nim samym. Adam chce mieć coś wyłącznie swojego, coś o czym powie "moje", chce mieć coś na własność, coś co go potwierdzi, dzięki czemu pozostawi na Ziemi i w Czasie swój ślad. Tym w czym spełnić się może najpełniej, jest ojcostwo. Tak Adam sądził aż do momentu, gdy przeżył pierwszy ból niespełnienia: "Tak jest zawsze do momentu, w którym miłość zaboli. Zaboli jakimś niespełnieniem, jakimś brakiem własnego "ja" w umiłowanym drugim "ja" lub na odwrót... Lecz właśnie wtedy widać najlepiej, że człowiek nie może wyrzucić ze swej świadomości słowa "moje". Stale to słowo chodzi za nim, on zaś idzie tam, gdzie ono go prowadzi.

Jednak droga Adama za słowem "moje" prowadzi go zawsze do Boga. Do świadomości, że wszystko czym sam jest i co posiada - zawdzięcza Bogu. Adam nie chce niczego zawdzięczać, chce mieć wszystko tylko przez siebie i dzięki sobie. Chce być samowystarczalny. I próbuje tak żyć, decyduje się na wewnętrzną samotność. Ucieka od miłości i od ojcostwa, w którym nie potrafi się spełnić, w wewnętrzną izolację - od innych. Ucieka od bólu miłości i niespełnienia. Woli być sam, niż cierpieć z powodu niespełniania swoich pragnień i oczekiwań. Adam odrzuca ojcostwo ze świadomością, że nie jest w stanie mu sprostać. Wybiera pustkę samotności po to, żeby więcej nie przeżywać bólu niespełnionej miłości i nie musieć swoim ojcostwem dzielić się z Bogiem. Jednak pragnienie ojcostwa jest tak głęboko w nim zakorzenione, że nie może go z siebie wyrzucić, nie jest w stanie o nim zapomnieć. Adam jest rozdarty między pragnieniem ojcostwa i poczuciem niemożliwości spełnienia się w nim. Nie może poradzić sobie z doświadczeniem, że w swoim własnym ojcostwie odnajduje bardziej niż siebie - Boga, a jego dzieci szybko stają się nie-jego.

Życie ludzkie, mówi Karol Wojtyła, przebiega między biegunem samotności a biegunem miłości. Samotność prowadzi do przemijania i śmierci, miłość jest nieustannym rodzeniem. Tak miłość, jak i samotność rodzą cierpienie. Adam zna ból samotności i powolnego umierania, obawia się natomiast bólu ojcostwa, bólu rodzenia. Karol Wojtyła za myślą św. Pawła (Dzieci moje, które bolejąc rodzę) twierdzi, że duchowe ojcostwo jest rodzeniem z ducha.

Z bólem duchowego rodzenia oswaja Adama Niewiasta-Matka. Ta druga postać pojawiająca się w "Promieniowaniu ojcostwa" jest także postacią wielowymiarową i symboliczną. Jest archetypem kobiety-matki, ma w sobie coś z Ewy, "matki wszystkich żyjących" i coś z Bogurodzicy. Pojawia się przed Adamem jako matka życia wewnętrznego i ta, która zna bóle rodzenia i chce Adama z nimi oswoić. Jednocześnie to właśnie kobieta, matka uczy mężczyznę tajemnicy ojcostwa. Niewiasta-Matka mówi do Adama:

"Nie lękaj się, to musi boleć. Jest to ból podobny do bólów rodzenia. Kobieta wie o rodzeniu niepomiernie więcej niż mężczyzna. Wie zwłaszcza przez cierpienie, które łączy się z rodzeniem. Jedno i drugie jest jej tajemnicą".

Niewiasta-Matka przygotowuje Adama na spotkanie z dzieckiem i otwiera go po raz kolejny na możliwość spełnienia się w ojcostwie. Dziecko będziemy określać imieniem Monika pisze w didaskaliach Andrzej Jawień. Monika jest najbardziej konkretną z postaci pojawiających się w "Promieniowaniu ojcostwa". Jest to kilkunastoletnia dziewczyna, która nie ma ojca i żyje wielką tęsknotą, wielkim pragnieniem ojca. Uosobienie swych marzeń i tęsknot widzi w Adamie. Monika wyznaje:

"Jakże bardzo cię kocham, mój ojcze,

dziwny ojcze, zrodzony w mej duszy,

Ojcze, który się we mnie urodziłeś, by mnie urodzić -

nie wiedziałam przez tyle lat, że tak bardzo się we mnie rozrosłeś,

nie znałam długo twej twarzy, ciepłych oczu, schylonego profilu,

aż do dnia, w którym skojarzyłam przeogromne pragnienie mej duszy

właśnie z tobą".

Prośba Moniki wydaje się Adamowi dziwna. Chce, tak jak postanowił wcześniej, pozostać samotny. Jednak podczas ich wspólnej wyprawy w góry, kiedy dziewczynce grozi niebezpieczeństwo, Adam - ratując ją - odczuwa lęk. Jest to pierwsza oznaka wyzwalania się z samotności: "nie jestem samotny, bo drżę" - mówi o sobie Adam. Pragnienie bycia ojcem staje się w Adamie coraz silniejsze i wypiera lęk przed cierpieniem i chęć ucieczki w samotność. Jednak Adam ma świadomość, że może być dla Moniki tylko znakiem, może tylko kojarzyć się z myślą o ojcu. Monika w swoim wybraniu go na duchowego ojca jest bardzo konsekwentna. Uczy Adama bycia ojcem i w to nowe doświadczenie wprowadza go "za rękę". Adam uczy się być ojcem, staje się ojcem Moniki i zaczynają traktować jak swoje własne dziecko. Adam mówi: "...moje dziecko. Gdy po raz pierwszy zdecydowałem się tak pomyśleć, przez to samo przyjąłem w siebie znaczenie słowa "moje". Jak Adam rozumie to doświadczenie:

"Muszę chcieć, żeby się ze mnie rodziła i ze mnie wciąż rosła

aby się nie rodziła poza mną i nie rosła poza mną -

muszę chcieć i muszę drżeć o to (...)

Jeśli miłuję, muszę stale wybierać ciebie w sobie

muszę stale rodzić ciebie i stale rodzić się w tobie.

Rodząc w ten sposób przez nieustanny wybór - rodzimy miłość.

(Oto jest tajemnica prostego słowa "moje")".

Adam przyjął wezwanie Moniki i zdecydował się wybrać ją na swoje dziecko, wierząc, że spełni się w ojcostwie, i że rodząc Monikę duchowo odnajdzie w niej swoje podobieństwo, swoją miniaturę. Jest to bardzo charakterystyczny rys ojcostwa, komentuje Niewiasta-Matka, wydobywając jednocześnie zasadniczą różnicę między ojcostwem i macierzyństwem: "Matka powinna być cieniem dla swych dzieci. Ojciec wie, że w nich jest: on chce w nich być i sprawdza w nich siebie. Ja natomiast nie wiem, kiedy w nich jestem - czuję tylko kiedy one są we mnie".

Adam szuka i sprawdza w Monice - siebie. Kiedy w niej siebie nie znajduje, cierpi, przeżywa ból niespełnienia, który równa się bólowi nie-urodzenia dziecka, bólowi nie-stworzenia człowieka na swój obraz i podobieństwo. Ta pokusa bycia stwórcą wciąż w nim jest. Jednak za każdym razem, kiedy Adam zapominając o Bogu i o Jego "promieniowaniu ojcostwa" stara się być jedynym ojcem i twórcą swego dziecka, traktując je jako swoje własne i niczyje więcej, próbując oddzielić siebie i swoje dziecko od "promieniowania ojcostwa", zawsze wtedy ponosi klęskę. Monika wybierając Adama na swojego ojca nie może jednocześnie zrezygnować z samej siebie i nie może chcieć wyłącznie tego samego co on. Jej pragnienia i marzenia są inne, bo Monika jest kimś innym niż Adam, kimś od niego odrębnym i chce żyć na własny rachunek. Adam cierpi z tego powodu, jej samodzielność traktując jako zdradę. Wraca do swego poczucia niespełnienia, czuje się odrzucony jako ojciec, traci wiarę we własne ojcostwo i wiarę w siebie samego.

Karol Wojtyła nie kończy tego dramatu. Pozostawia go otwartym. Dramat trwa. Trwa w życiu każdego człowieka i wciąż na nowo wydarza się między pragnieniem miłości i życia a lękiem przed cierpieniem i niespełnieniem prowadzącym do ucieczki w samotność i śmierć. Wśród tych wszystkich zmagań mężczyzna przechodzi przez trzy doświadczenia graniczne: bycia synem, bycia oblubieńcem i bycia ojcem. Od tego, jak przejdzie przez każdą z tych sytuacji, zależy, czy pójdzie dalej, czy zatrzyma się na którymś z etapów, nie będąc w stanie podjąć następnych.

Powracamy do ojca przez dziecko. Dziecko zaś z kolei przywraca nam w ojcu oblubieńca. Nie rozdzielajcie miłości, ona jest jedna - mówi Niewiasta-Matka, zawierając w tych słowach całą tajemnicę bycia mężczyzną.

Anna Karoń-Ostrowska - ur. 1962 r. w Warszawie. Studia filozoficzne na ATK i na PAT w Krakowie zakończone doktoratem na temat: "Dramat spotkania człowieka z Bogiem i z drugim w myśli Karola Wojtyły - Jana Pawła II" (publikacja książkowa w 1994 r.). Od 1993 r. w redakcji "Więzi", kieruje działem kulturalnym. Mieszka w Warszawie.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu "Przed sklepem jubilera", reż. Andrzej Maria Marczewski, Teatr Nowy, Łódź 2003 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji