Artykuły

Z pamiętnika inspicjentki

Kilka niedużych pomieszczeń w piwnicach Teatru Wielkiego skrywa imponujące zbiory. Poznańska opera ma jedno z najciekawszych archiwów w kraju. Opowiada o nich ich szef i "dobry duch" Tadeusz Boniecki - pisze Sylwia Wilczak w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Niewielką, choć zdecydowanie najciekawszą część zbiorów operowego archiwum, można zobaczyć na wystawie "100 lat Teatru Wielkiego" czynnej do 30 stycznia w Muzeum Narodowym. Jednym z kuratorów prezentacji jest Tadeusz Boniecki. Drugim: Teresa Michałowska-Barłóg z Muzeum.

Ryszard Kaja, autor aranżacji ekspozycji: - Archiwum Teatru Wielkiego w Poznaniu jest jednym z najpotężniejszych w Polsce. Ma zbiory niebywałe. W piwnicach opery pracuje człowiek, który jest miłośnikiem historii Teatru Wielkiego. Tadeusz Boniecki archiwizuje nie tylko plakaty, afisze, programy, projekty scenografii, nie tylko to, co wygląda efektownie, ale wszystko co jest dowodem upływu czasu i jego świadectwem.

Teresa Michałowska-Barłóg: - Niektóre archiwalia wyglądają może nieco zabawnie - jest księga strażacka z lat 20., czy księga pożyczek pracowników Teatru Wielkiego, która w dobie wielkiego kryzysu światowego była oczywiście odzwierciedleniem trudnej materialnej sytuacji artystów. Ale to są dokumenty niebywałe. Dla badaczy - skarbnica wiedzy.

Rozmowa z Tadeuszem Bonieckim*

Sylwia Wilczak: Gdzie musiałaby się odbyć wystawa "100 lat Teatru Wielkiego", żeby pokazać całą zawartość teatralnego archiwum? W halach MTP?

Tadeusz Boniecki: Myślę, że taka wystawa nie cieszyłaby się powodzeniem takim jak ta, która w tej chwili prezentowana jest w muzeum. Staraliśmy się z Ryszardem Kają pokazać to, co w naszych zbiorach najciekawsze i najważniejsze. On dał aranżację, ja - materiały archiwalne. Nie wtrącał się całkowicie do moich archiwaliów, ja nie wtrącałem się do jego scenografii. On najlepiej wiedział, co warto wyciągnąć z zaplecza teatralnego. Był kiedyś pracownikiem teatru, zna wiele osób z obsługi technicznej, z magazynów, z teatralnej malarni. Wiedział, co kto przechowuje, co z tego przyda się na wystawie.

Wybór był trudny?

- Samych projektów kostiumów i dekoracji mamy setki. Fotografii na wystawę wybrałem 150. A mógłbym dać ok. 2-3 tysięcy. Mieliśmy umieścić podpisy pod zdjęciami, ale tego nie zrobiliśmy, bo byłoby to kosztem miejsca.

Ryszard Kaja mówi, że zawód archiwisty w teatrze to ginący zawód. Jak pan myśli - dlaczego?

- Praca w archiwach teatralnych jest pracą specyficzną. Wymaga dużego zaangażowania, umiłowania starych dokumentów, ale i miłości do teatru i muzyki. To praca dla pasjonatów. Tym bardziej że mało płacą. Jak to w kulturze.

Mam rozeznanie, jak to wygląda w innych poznańskich teatrach: fatalnie. Albo instytucje nie mają wcale archiwistów, albo zatrudniają przypadkowe osoby, które traktują pracę tutaj wyłącznie jako dodatkowe źródło dochodu. Nie mają emocjonalnego stosunku do tych dokumentów, a to jest niezbędne. Do artystycznej części zbiorów nie można podchodzić jak do rachunków bankowych, księgowych. One mają zupełnie inny wymiar, inną wartość.

Dbam nie tylko o dokumenty sprzed 50 czy 70 lat, ale też o te tworzone współcześnie. Bo wszystkie współczesne plakaty, afisze czy programy teatralne za 20, 50 czy 100 lat będą miały wartość ogromną. A jeśli dziś nie zadbam o nie - dla przyszłych badaczy dziejów muzyki, teatru, kultury poznańskiej powstanie luka nie do wypełnienia. Archiwizuję też zbiory administracyjne: np. akta pracowników zwolnionych.

To też jest cenne?

- Jeżeli ktoś pracował w teatrze mając lat 19-20, odszedł, a po 40 latach potrzebuje dokumentacji np. do emerytury - takie zaświadczenia muszą się w teatrze znaleźć. Te administracyjne zbiory: bilanse, plany są oczywiście uporządkowane, ale nie przykładam do nich takiej wagi. 90 proc. czasu poświęcam działalności artystycznej, bo to jest najbardziej istotne.

I pewnie najciekawsze.

- Oczywiście, że najciekawsze. Archiwistyka jest wspaniałą dziedziną historii, nie można się nudzić.

A opera? Też jest pana pasją?

- Ta praca jest dla mnie idealna, bo łączy moje zamiłowania do muzyki, opery i miłość do Poznania.

Moi rodzice przywiązywali niesamowitą wagę do pamiątek rodzinnych. Do dokumentów, starych zdjęć... Kiedy miałem 17-18 lat najchętniej spędzałem czas w antykwariacie na Starym Rynku i tam szperałem w książkach, w historii. Dlatego pracy archiwisty nie musiałem się szczególnie uczyć, czy ją polubić. Zawsze ją lubiłem.

Gdy przyszedł pan do opery w 1991 r., w jakim stanie zastał pan archiwum?

- Nie było regałów, dokumenty leżały na podłodze, na stołach. Przede wszystkim jednak nie istniał żaden system ewidencjonowania zbiorów. Trudno było cokolwiek znaleźć.

Żeby zaprowadzić tutaj porządek, musiałem przede wszystkim ułożyć chronologię premier. Pomogła mi w tym książka Tadeusza Świtały wydana z okazji 50-lecia teatru. Problem w tym, że ona uwzględnia premiery od 1919 r. - od "Halki" Stanisława Moniuszki. A przecież historia tego teatru zaczyna się 10 lat wcześniej. Ta chronologia jest niepełna. A wynika stąd, że w latach 60., 70. i 80. nikt nie interesował się okresem pruskim. Nawet były takie odgórne, partyjne wskazówki, by polską historię rozpoczynać od 1919 r., a wszystko co było wcześniej - odrzucić. A ja miałem wielką ochotę zrobić spis premier od 1910 r., bo jakby nie było to ten teatr rozpoczął działalność właśnie wtedy. Spróbowałem wykorzystać w tym celu księgę strażacką...

W księdze strażackiej pisali o premierach w operze?!

- Dyżurujący strażacy mieli obowiązek odnotować przed każdym spektaklem, czy nie ma zagrożeń przeciwpożarowych w teatrze. Zapisywali datę i tytuł przedstawienia. Dalej - liczbę kandelabrów, palących się świec, itd. To znakomite źródło informacji. Nie zawiera jednak wszystkich danych niezbędnych do ustalenia codziennego repertuaru. Niedawno pojawiła się jednak taka szansa: chcę skorzystać z oprawionych afiszy teatralnych z okresu pruskiego, które ma w swoich zbiorach poznańskie Archiwum Państwowe. Z nich odtworzymy wreszcie cały repertuar.

Czego jeszcze brakuje w archiwum?

- Przez wiele lat nie udało mi się zdobyć afiszy przedwojennych. Bo to są zupełne rarytasy. I nawet na rynku antykwarycznym, na allegro - nie można ich kupić. Natomiast zdobyłem dla teatru programy przedwojenne. I udała mi się rzecz wspaniała: kupiłem książeczkę wydaną w Monachium przez Maxa Littmanna, architekta, budowniczego naszego teatru, wydaną w 1910 r. Teatr Wielki w Poznaniu otwarto 30 września. Littmann po powrocie do Monachium - może to był listopad, może grudzień 1910 r. - napisał książkę, o swoim dokonaniu. Kupiłem ją na allegro, a teraz pokazujemy na wystawie w muzeum.

Nieraz przychodzą osoby likwidujące mieszkanie, przeprowadzając się - przekazują cenne materiały do archiwum.

Dużo mamy takich zbiorów w teatralnym archiwum?

- Dostaliśmy kilka ciekawych darowizn - pokazujemy je na wystawie. Po śmierci słynnej inspicjentki Teatru Wielkiego - Janki Zalewskiej, jej córka przyniosła do archiwum bardzo ciekawe dokumenty i albumy. Także pamiątki po swoim dziadku Edmundzie Zalewskim, który był inspicjentem w okresie międzywojennym. Janka pracowała w inspicjenturze 50 lat. Zmarła kilka lat temu.

Druga ciekawa darowizna to album z przedwojennymi fotografiami barytona Aleksandra Karpackiego. Miałem kontakt z jego córką mieszkającą we Lwowie. Przysłała mi album ze zdjęciami ojca podczas przedstawień. Na jednej z fotografii widać orkiestrę poznańskich filharmoników z Feliksem Nowowiejskim podczas wykonywania oratorium "Quo vadis".

Mamy też bardzo ciekawe materiały związane z działalnością sceniczną wybitnej sopranistki Bronisławy Dowiakowskiej. Solistka Opery Warszawskiej, jedna z pierwszych odtwórczyń moniuszkowskiej Halki. Znała osobiście Moniuszkę. Zmarła w 1910 r. - jeszcze zanim powstał poznański teatr. Pozostawiła szalenie ciekawy zbiór: nuty, z których śpiewała, wachlarze, recenzje spektakli, fotografie...

Dlaczego trafiły do poznańskiego archiwum, a nie do Warszawy?

- W latach 80. ekipa naszego teatru wyjechała na tournée do ZSRR. W ambasadzie polskiej dostaliśmy ten zbiór - tylko dlatego, że rodzina artystki chciała przekazać go jednej ze scen polskich. I uznała, że skoro poznański teatr nosi imię Moniuszki, a ich protoplastka śpiewała dzieła kompozytora, to najlepiej jak znajdzie się u nas. Choć na pewno Opera Narodowa chciałaby go mieć.

* Tadeusz Boniecki - od 20 lat archiwista w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Wcześniej pracował w archiwum w Instytucie Obróbki Plastycznej w Poznaniu. Członek Stowarzyszenia Archiwistów Polskich, sekcja: archiwa kulturalno-naukowe. Z zawodu - ekonomista, rzeczoznawca z zakresu ekonomii w przemyśle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji