"Gianni Schicchi" czyli sukces
W poznańskim Teatrze Wielkim wystawiono "Tryptyk" Pucciniego - złożony z jednoaktówek prawie że nie powiązanych akcyjnie: "Płaszcz - Siostra Angelica - Gianni Schicchi". Tenże "Gianni" (imię florenckiego sowizdrzała) należy bez wątpienia do najcenniejszych partytur mistrza. Pełen rytmicznego wigoru, melodyjności, świetnie zinstrumentowany, obdarzony siłą charakterystyki, indywidualnie syntetyzuje wzorce Pucciniego. Kryminalny w treści literackiej "Płaszcz" (z autocytatami kompozytora) wydawać się może eklektyzujący. Verdi, Wagner i De-bussy w ogóle są gwiazdami przewodnimi autora. Pośrednie między tamtymi jednoaktówkami miejsce - pośrednie chyba także pod względem wartości - zajmuje "Angelica". Barwną dźwiękowością odmalowane tu zostało tło klasztorne.
Puccini znalazł adekwatnego wykonawcę w osobie dyrygującego Mieczysława Dondajewskiego, który może zaliczyć wieczór do swoich szczególnie udanych - zwłaszcza "Gianni Schicchiego"! Zmontowany został ogromny pięknogłosowy aparat solistów: podwójna a nawet potrójna obsada do trzech odrębnych części. Więc tylko symbolicznie podkreślę M. Kondellę (tytułowy Schicchi). A znowu K. Kujawińska (siostra Angelica) występuje w punkcie kulminacyjnym "Tryptyku", w najbardziej odpowiedzialnej partii wieczoru.
Pucciniego już od dawna przyszpilono etykietką "werysta" (od słowa "prawda" - ze względu na przeważnie brutalną prawdę librett). Dlatego reżyserowi Januszowi Nyczakowi jak i scenografom Jerzemu Juk - Michałowi Kowarskiemu wydawało się iż uczynią najlepiej, starając się o prawdziwą latarnię uliczną, prawdziwą barkę na Sekwanie nawet o żywego osiołka (ciągle drżę aby nie spłoszyła go huczna muzyka i aby w rezultacie nie wpadł do kanału orkiestry).
Przypomina się naturalistyczny teatr Antoine'a w Paryżu z końca XIX wieku.
Mankamentem nazbyt solidnej poznańskiej zabudowy sceny są kłopoty ze zmianami w czasie przerw. "Tryptyk" trwa więc o jedną godziną za długo. Ten dylemat można by również rozstrzygnąć wycofując którąś z jednoaktówek, tzn. zamieniając tryptyk na dyptyk. Librettowo zresztą w obecnej sytuacji nagromadziło się chyba za dużo trupów. Nawet akcja Schicchiego - komiczna - toczy się wokół łoża nieboszczyka. Dodam, iż finał "Angeliki" pomyślano już bardzo pesymistycznie, z czarnymi aniołami śmierci i synkiem zakonnicy jako jej wizją w czasie konania. Jednakże (reasumując) akcje są sensacyjne, poniekąd i drastyczne, muzyka powabna a "Tryptyk" chociaż jest maratonem operowym zapewne znajdzie chętną publiczność