Artykuły

Rittner dzisiejszy

"GŁUPI JAKUB" jest właściwie sztuką o pieniądzach. Nie na darmo w felietonie o milionerach pozwolił sobie Tadeusz Rittner na takie stwierdzenie: "Zauważyłem, że ile razy aktor w teatrze wymówi pewną kwotę pieniężną, np. pięćdziesiąt tysięcy franków, tyle razy osoby drzemiące w lożach natychmiast się budzą". Władza pieniądza jest w "Głupim Jakubie" nader realna. I mówi się o niej właściwie bez przerwy - o zbieraniu pieniędzy, dawaniu pieniędzy, sprzedawaniu, kupowaniu wiosek, rzeczy, ludzi. Jakub jest "zapłacony", Hania jest "kupiona", ubodzy krewni dostają mieszkanie i wikt, "nawet pieniądze na tytoń", czyli "są na utrzymaniu". Nawet Szambelan, choć w tej sztuce dawca łask - mówi o sobie "byłem tylko niewolnikiem swojego majątku".

Problem pieniędzy wiąże się z problemem awansu społecznego. Dla wszystkich postaci tej sztuki ideałem jest "miejsce na górze". Pragną go i ubodzy krewni i Doktor, a przede wszystkim pragnie go Hania - najbardziej aktywną postać dramatu. Nie podlegają tym marzeniom jedynie Szambelan i Jakub, choć z krańcowo różnych powodów. Ten pierwszy dlatego, że ów cel dawno osiągnął. drugi - z powodu życiowej postawy, w której nie ma miejsca na kalkulacje, postawy w całości opartej na umiłowaniu prawdy.

W finale dramatu obydwaj ponoszą sromotną klęskę. Dla Jakuba ceną wolności staje się gorzkie rozczarowanie i utrata miłości, Szambelanowi pozostają tylko pozory wymarzonego szczęścia - bez jakichkolwiek już złudzeń.

Rittner w "Głupim Jakubie" nikogo nie broni, skupiając swą uwagę wyłącznie na zderzeniu faktów. Intrygi i namiętności tyleż mają znaczenie w tej grze, co majątek i związane z nim przywileje. Ta podejrzana "równość" wątków tym silniej odsłania demaskatorskie ostrze dramatu, w którym każdy krzywdzi każdego mając swe obiektywnie rozsądne racje. Sądzę, że w tym sposobie ujęcia tematu leży siła i aktualność komedii Rittera. Jej atrakcyjność dla teatru zwiększa jeszcze luźna kompozycja scen, tworzących jakby sceniczną partyturę, w której rozwój wypadków ukazany bywa nie tylko poprzez wypowiedzi postaci, ale także przez sytuacje, posuwające akcję naprzód, charakteryzujące - lepiej od dialogów - środowisko i charakter bohaterów. Dość wspomnieć otwierające i zamykające "Głupiego Jakuba" sceny gry w domino - o ileż dobitniej zaznaczają one zmiany, jakie zaszły w domu Szambelana, niż najbardziej błyskotliwe dialogi. A tekst jest - w wielu wypadkach - dokładnie ten sam...

Dramat Rittnera jest utworem par excellence aktorskim, zawiera znakomite role, różne od tradycyjnych, ale dające ogromne możliwości odtwórcom głównych ról. I chyba dlatego wciąż jest na naszych scenach obecny, wbrew intencjom nowatorów, udowadniających przed laty, iż "Głupi Jakub" o tyle tylko przetrwa próbę czasu, o ile koncepcje reżyserskie kompromitować będą na jego przykładzie styl epoki...

INSCENIZACJA warszawska, przeniesiona po 10 latach na scenę Teatru im. Wilama Horzycy nie stawiała sobie tak przesadnych "ambicji". Reżyser toruńskiego "Głupiego Jakuba" Maciej Dzienisiewicz, idąc tropem realizacji Jana Świderskiego w Teatrze "Ateneum" (J. Świderski otoczył obecną premierę opieką artystyczną) potraktował dramat Rittnera przede wszystkim jako sztukę dla aktorów, umożliwiając im - przez skromne, celowe i ukryte działania inscenizacyjne - wydobycie tego, co w "Głupim Jakubie" najważniejsze - psychologicznych spięć postaci, stworzenia studiów charakterologicznych w możliwie bogatym ujęciu. Toteż spektakl rekomenduje się grą aktorską bardziej niż poprawną, wyraźnie zaznacza, proporcje problemów. Być może byłyby one bardziej jeszcze wyraźne, gdyby wszyscy wykonawcy zdecydowali się na znalezienie własnego miejsca w tym zmontowanym z wrażliwością i kulturą widowisku, podporządkowali jego stylowi.

Niestety - owa samodzielność aktorskiego myślenia i działania nie wszędzie dochodziła do głosu. Najbardziej wyraźne było to chyba w interpretacji postaci Szambelana. Zaciążyła nad nią bowiem zbytnio indywidualność Jana Świderskiego. Przeniesienie teatralnej wersji spektaklu dało asumpt do próby zdublowania kreacji, a scena imitacji nie znosi. To też Wojciech Szostak jako Szambelan bywa interesujący tylko w tych momentach interpretacyjnych, w których pozwalał sobie na luksus własnego aktorskiego myślenia. Reszta była zaledwie powielaniem pomysłów wybitnego poprzednika, imitatorstwem wyrażającym się nie tylko w powtarzalności sytuacji, ale nawet gestu i intonacji. Trzeba zresztą powiedzieć, iż Szostak doszedł w tej próbie naśladowania prawie do ideału. Tyle, że pytanie o celowość kopiowania historycznej już kreacji pozostać musi bez odpowiedzi...

Toruńskie przedstawienie ma jednak parę interesujących, samodzielnych ról. Wyróżnia się w zespole "Głupiego Jakuba" Marta - Wandy Ślęzak, pełna wiecznych pretensji, zgorzkniała i znużona, nerwowa i zszarzała. Aktorka zaznacza ten rys monotonnym, cierpkim tonem głosu, oszczędnym gestem, postawą poruszającej się jakby z trudem marionetki. Bardzo ładnie rozegrana została scena demaskacji spotkania Jakuba z Hanią - tylko tu Wanda Ślęzak pozwala sobie na akcenty odmienne, jest nieodparcie komiczna w nagłym błysku oka, w nienaturalnym ożywieniu ruchów.

Postać "z jednej bryły" tworzy na scenie Tadeusz Pelc. Jego Teofil jest przede wszystkim śmieszny, prawie nigdy żałosny, nawet zalęknienie i ostateczne odejście w finale III aktu wywołują zaledwie efekt komizmu, nie wydobywając złożoności jego sytuacji życiowej, a więc niezbyt tłumaczą się w całości inscenizacji.

Pora przejść do ról młodych. Zarówno Aleksandra Frań (Hania) jak i Maciej Dahms (Jakub) podołali swym zadaniom zaledwie częściowo. A. Frań była nieporadna i widocznie stremowana w akcie I. Dopiero w miarę rozwoju akcji udało jej się po części ukazać wygórowane ambicje swej bohaterki, zaznaczyć kontury prowadzonej intrygi. Maciej Dahms w przeciwieństwie do partnerki wnosił na scenę naturalność i szczerość, ale zbytnie, przesadnie akcentowane "ożywienie", hałaśliwość mająca chyba - w zamierzeniu - być wyrazem "świeżej młodości" a w tym przypadku raczej świadcząca o widocznym jeszcze ubóstwie środków aktorskich.

Dekoracje Władysława Daszewskiego, pełne przestrzeni i światła, utrzymane w wysmakowanej, biało-beżowej tonacji, słusznie zyskały przed laty pochlebne oceny krytyki. Dla toruńskiego przedstawienia zrealizowała je Maria Teresa Jankowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji