Artykuły

Diabeł w głowie

- Ta sztuka jest trochę jak mój sen o Jaruzelskim. Nie prowadziłem specjalnych studiów nad jego życiorysem - owszem, przeczytałem sporo na jego temat, obejrzałem kontrowersyjny film Grzegorza Brauna "Towarzysz generał" i miałem odłożony w głowie materiał ikonograficzny, natomiast starałem się nie robić z tego dramatu w stylu telewizyjnej Sceny Faktu - Jarosław Jakubowski o swojej sztuce "Generał".

Justyna Jaworska: Co w pańskiej literackiej biografii robi budownictwo lądowe?

Jarosław Jakubowski: Zdałem na ten kierunek pod naciskiem rodziny, ale już po trzech semestrach na Politechnice Gdańskiej wiedziałem, że całki i różniczki nie są dla mnie. Zmieniłem studia, zainteresowałem się dziennikarstwem. Początkowo miałem o tym zawodzie dość idealistyczne wyobrażenie - chciałem od razu pisać felietony, być kimś takim jak wielbiony przeze mnie Kisiel. W redakcji dowiedziałem się na dzień dobry, że na felieton będę musiał trochę poczekać, a na razie mam się zająć sprawozdaniami z poszczególnych gmin. To była porządna szkoła pisania. Równolegle wygrałem konkurs poetycki i wydałem pierwszy tomik, miałem wtedy dwadzieścia dwa lata. Zaczęły się różne spotkania, festiwale literackie, zostałem nawet prezesem bydgoskiego SPP, ale potem zdałem sobie sprawę, że poezja łączona z dziennikarstwem przestaje mi wystarczać.

Trudniej o kontakt z odbiorcą?

- Tak, na imprezy poetyckie przychodzą sami poeci, może paru krytyków, a mnie brakowało tak zwanego żywego czytelnika. Mój pierwszy dramat "Dom matki" miał czytanie w Laboratorium Dramatu i dyskusja z widzami była dla mnie decydującym doświadczeniem.

W tym debiutanckim tekście są motywy, które wracają potem w "Generale": ukryte relacje władzy w rodzinie, balansowanie na granicy szaleństwa.

- Dom matki traktował o rodzinie jako o środowisku naturalnym, a więc i naturalnej wylęgarni patologii. Interesował mnie tam problem spóźnionego dojrzewania. Zauważam, że moi rówieśnicy nadmiernie odwlekają start w dorosłość, to samo mówią zresztą socjologowie. Nie chodziło mi jednak o socjologiczną diagnozę pokolenia Piotrusiów Panów, usiłowałem pokazać raczej emocje w sytuacji domowego osaczenia, jakąś fundamentalną niemożność komunikacji. To także temat "Generała".

Miał pan zaledwie siedem lat w momencie wprowadzenia stanu wojennego. Czy klasyczne "pokolenie Teleranka " może mieć sprawę z generałem Jaruzełskim?

- Jak najbardziej. Mam wrażenie, że dzieciństwo roczników siedemdziesiątych zostało zgwałcone przez stan wojenny. Dopiero teraz zaczynamy patrzeć na świat oczyma wolnych ludzi. Nie da się ukryć, że nasze dzieciństwo, choćby i szczęśliwe, nie przebiegało w normalnych warunkach - wiele wartości było wtedy odwróconych, na czele z pojęciem wolności jednostki czy narodu. Jako trzydziestoparolatek widzę, jakiej podlegaliśmy przemocy. To nie było tak ewidentne jak w przypadku naszych rodziców, którzy nie mogli robić karier czy bywali internowani, bo jednak my się trochę prześlizgnęliśmy przez ten najgorszy czas, ale nadal siedzą w nas kompleksy, poczucie ograniczenia. Moja żona, urodzona bliżej lat osiemdziesiątych, już tego nie rozumie i nazywa mnie dzieckiem Peerelu. Nic nie poradzę, że lata, które spędziłem w podstawówce imienia generała Karola "Waltera" Świerczewskiego, i konkursy wiedzy o Związku Radzieckim czy naszym patronie to część mojego życia - nie mogę udawać, że tego nie było. Wydaje mi się, że tamten czas wciąż nie został w symboliczny choćby sposób rozliczony.

Ale "Generał" nie miał być chyba historycznym rozrachunkiem?

- Nie, ta sztuka jest trochę jak mój sen o Jaruzełskim. Nie prowadziłem specjalnych studiów nad jego życiorysem - owszem, przeczytałem sporo na jego temat, obejrzałem kontrowersyjny film Grzegorza Brauna "Towarzysz generał" i miałem odłożony w głowie materiał ikonograficzny, natomiast starałem się nie robić z tego dramatu w stylu telewizyjnej Sceny Faktu. Cóż prostszego, niż iść do archiwum i rozegrać akcję na sali sądowej? Wolałem zmierzyć się z własnym majakiem, to była jakaś forma odreagowania.

Jacek Dukaj, pański rówieśnik, w książce "Wroniec" odreagował stan wojenny w formie baśni. "Generał" to groteska, "komedia polska".

- Ale niespecjalnie do śmiechu, bo główna postać ciągle tkwi we własnym piekle, szuka możliwości odkupienia. To piekło polega na braku odniesienia do innej rzeczywistości. Nie chciałem osądzać Generała, wolałem postawić go w pełnym świetle jako starszego, nieszczęśliwego człowieka, uwięzionego w tym, co było.

Jak w "Komediancie" Thomasa Bernharda?

- Bernhard? Pierwsze słyszę (śmiech) A mówiąc poważnie - bardziej jak w "Przed odejściem w stan spoczynku". Uważam Bernharda za genialnego autora. Cenię sobie jego słowa, że tworzyć literaturę może tylko człowiek całkowicie bezwstydny. Te monologowe tyrady, nawroty czy obsesje Generała są świadomym literackim nawiązaniem, mój Jaruzelski to bohater Bernhardowski - były dyktator, człowiek dysponujący dawniej pełnią władzy, sprowadzonej teraz do pustych rytuałów w klaustrofobicznej przestrzeni. Takie zło na emeryturze. W kapciach, w fotelu. Potrzebowałem do tego kukły, wydrążonej pałuby.

A skąd wziął się epilog?

- Wszystkie wpisy internautów pochodzą z mojego błoga, na którym komentowałem dokument Towarzysz generał i zastanawiałem się nad ewentualną konwersją Jaruzelskiego na katolicyzm, nad możliwością odkupienia. Zaskoczyło mnie, że ten krótki tekst wywołał kilkaset komentarzy. Wybrałem tylko te najbardziej reprezentatywne. Głównie te związane z Polską, bo mam wrażenie, że za mało w sposób poważny rozmawiamy o naszej historii. Owszem, mnóstwo w tym wszystkim polityki, za to prawie zupełnie brak metafizyki, nie obchodzi nas kwestia zła, które było jeszcze problemem dla Aleksandra Wata, przekonanego, że w historii (i jego głowie) siedzi diabeł. Mało kto trzyma się dzisiaj demonicznej wykładni dziejów. To chyba trafne rozpoznanie. Nie ukrywam też, że chciałem się jakoś zemścić na minionym systemie, pokazać, co z nami zrobił. Obecna wojna polsko-polska też ma korzenie w tamtym okresie. Podziały biegną przez rodziny i są tak głębokie, że nie wiem, czy zostaną zasypane w naszym pokoleniu.

Zanim do tego dojdzie, zobaczymy "Generała" w warszawskim Teatrze Imka w reżyserii Artura Tyszkiewicza, z Markiem Kalitą w roli głównej.

- Tak, Tomasz Karolak ma plan tryptyku, który Generał miałby otwierać. Początkowo myśleliśmy nad premierą 1 3 grudnia, ale to byłoby zbyt łatwe, zbyt publicystyczne odniesienie, więc nastąpi ona na początku przyszłego roku.

Za to my drukujemy sztukę w numerze grudniowym.

Bardzo się z tego cieszę.

***

Jarosław J a k u b o w s k i (ur. 1974 w Bydgoszczy) studiował budownictwo lądowe na Politechnice Gdańskiej i politologię na Uniwersytecie Gdańskim. Autor ośmiu tomów wierszy, między innymi "Pseudo", "Ojcostych" i "Flow" oraz tomu prozy Slajdy. Jako dramatopisarz debiutował utworem "Dom matki" którego czytanie sceniczne odbyło się w październiku 2007 roku w Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka. W styczniu 2010 roku za sztukę "Życie" zdobył pierwszą nagrodę w ogólnopolskim konkursie "Komediopisanie" rozpisanym przez Teatr Powszechny w Łodzi. We wrześniu 2010 jego dramat "Generał" znalazł się w finale konkursu "Metafory rzeczywistości" Teatru Polskiego w Poznaniu.

Dwukrotny laureat "Złotej Strzały Łuczniczki" nagrody za Bydgoską Książkę Roku. Stały współpracownik dwumiesięcznika literackiego "Topos". Od 2006 roku należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Z żoną i dwójką dzieci mieszka w Koronowie.

Kiedy po naszej rozmowie otworzyłam najnowszy tomik poetycki Jarosława lakubowskiego "Flow", zobaczyłam, że zaczyna się mottem z Wierszy somatycznych Wata. (j.J.)

Na zdjęciu: czytanie "Generała" w Teatrze Polskim w Poznaniu podczas konkursu "Metafory Rzeczywistości".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji