Artykuły

Tadeusz Łomnicki kontra kabaret Kur

Kapitalny rys do portretu jednego z najwybitniejszych polskich aktorów - nagrany w 1974 roku program "Sam na sam", którego Tadeusz Łomnicki był bohaterem. TVP Kultura pokaże go w sobotę o godz. 12.

Formuła jest następująca: Łomnicki odpowiada na pytania widzów, które w ich imieniu zadaje mu prowadzący Janusz Rolicki. Rzecznikami publiczności są niedawni studenci PWST w Warszawie: Wiktor Zborowski, Andrzej Strzelecki, Marek Siudym, Krzysztof Majchrzak - członkowie kabaretu Kur występującego w STS-ie.

Już sam ich wygląd dostarczy widzom atrakcji, bowiem fryzury i ubrania są odbiciem ówczesnej mody. Siedzą w szkolnych ławkach, ale to oni egzaminują rektora PWST, a on bez sprzeciwu poddaje się kolejnym testom. Pytają Łomnickiego, czy przy swoich wymaganiach przyjąłby samego siebie do szkoły, polecają powiedzieć krótki tekst poetycki na trzy różne sposoby, dają mu do zagrania etiudę: ma wejść do pokoju i nagle zauważyć, że nie jest w nim sam. Zabawne, że byli studenci Łomnickiego nadal odczuwają przed nim respekt, a może tremę - co pokazują kamery.

Bohater programu opowiada, że aktorem został przez przypadek. Mając 19 lat przeczytał ogłoszenie studia teatralnego Starego Teatru w Krakowie otwierającego właśnie kurs dramaturgiczny. Zabrał napisany przez siebie utwór i poszedł zdawać. Na egzaminie pytano go o Fausta, Goethego, Norwida. Następnego dnia był zdziwiony, gdy okazało się, że dostał zaproszenie na próbę do teatru. Twierdzi, że omyłkowo wszedł do pomieszczenia, w którym odbywał się egzamin na kurs aktorski. Tyle, że słuchając Łomnickiego trudno stwierdzić - kokietuje czy mówi prawdę?

- Idę za myślą, za tym, co czuję - opowiada o budowanych przez siebie rolach. - Należę do aktorów, którzy są zainteresowani galerią prezentowanych przez siebie postaci, które prezentują.

Na prośbę widzów, krygując się, gra fragmenty ról: Artura Ui, Łatki. Widać, jaką przyjemność sprawia mu pokazanie, że potrafi to zrobić "z marszu", mimo, że od czasu gdy kreował tych bohaterów upłynęło sporo czasu.

Deklaruje, że jednym z jego największych wzruszeń artystycznych było zagranie Kordiana. A Makbeta chciał przedstawić - jak mówi - jako najtragiczniejszą opowieść o miłości w całym dorobku Szekspira.

Wiele jest pytań o Wołodyjowskiego, bo właśnie wtedy film święcił triumfy. Aktor ujawnia, na przykład, że scena potyczki na szable z Baśką, była kręcona długo, bo Magda Zawadzka nie była skupiona, a potem powiedziała, że nie powinien jej wytrącać broni z ręki. - To było dziecinne i pełne wdzięku - komentuje.

Gdyby jednak i to nie przekonało widzów, że warto poświęcić czas na spotkanie z Łomnickim, zapewniam - puenta jest nieoczekiwana. - Dlaczego nosi pan brodę, skoro ogranicza panu możliwość grania? - nieoczekiwanie pyta Strzelecki. - Nas w szkole uczyło się, że najlepiej być bez zarostu, w naturalnej charakteryzacji.

- Nie rozumiem o co panu chodzi - odpowiada zdezorientowany Łomnicki. A dalej wydarzenia toczą się w szybkim tempie. Oceńcie państwo sami, ile jest w nich autentyczności, a ile kreacji.

Na zdjęciu: Tadeusz Łomnicki w "Karierze Artura Ui", Teatr Współczesny, Warszawa 1962 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji