Artykuły

Misterium bez metafor

Dziś rzadko oglądamy misteria w teatrach. Takie czasy. Tymczasem reżyser sięgnął po tekst szczególny, z którym zmierzyło się już wielu twórców teatralnych.Różnie można pisać o misteriach. Najlepszym punktem wyjścia wydaje się jednak wykład Mircei Eliadego - wybitnego rumuńskiego naukowca - zawarty w drugim tomie "Historii wierzeń i idei religijnych". Warto sięgnąć po tę książkę przed pójściem do teatru, by zdać sobie sprawę z tego, jak ogromnie zmieniła się rola sacrum i w życiu, i w teatrze.

Misterium ukazało się drukiem prawdopodobnie w Krakowie około roku 1580. Autorem lub ewentualnie redaktorem nowej wersji jest Mikołaj z Wilkowiecka. Tekst - to krótkie misterium wielkanocne. Zaczyna się tuż po złożeniu Jezusa do Grobu, a kończy pojawieniem się Zmartwychwstałego w Wieczerniku. Była to sztuka bardzo popularna w Polsce. Jeszcze w drugiej połowie XIX wieku "zmodernizowaną" wersję "Historyi.." wystawiano we wsiach w okolicach Tarnowa. Próbę nowoczesnej inscenizacji podjął w 1923 roku Leon Schiller w "Reducie" - w tryptyku "Wielkanoc". Echa tych przedstawień powracają w zapiskach jednego z twórców "Reduty" - Mieczysława Limanowskiego. Potem, już po wojnie, po tekst misterium sięgnął - dziś trudno w to uwierzyć - Kazimierz Dejmek (w 1961, 1962 i 1976 r.).

Nową wersję dramatu przygotował w Teatrze Dramatycznym w Warszawie Piotr Cieślak. Data premiery była nieco przewrotna: grudzień 1994. W zachowanych egzemplarzach tekstu z XVI wieku możemy przeczytać, że "Historyję..." należy wystawiać między Wielkanocą a Wniebowstąpieniem. Na tym kończą się nasze zdziwienia. Weźmy do ręki program: na początku wiersz Białoszewskiego, potem zdjęcia stołu, kuchni gazowej z czajnikiem, łazienki; na końcu - wiersz Herberta. Może po prostu twórcy chcieli nam zaproponować wizję Zmartwychwstania jak w wierszu Vladimira Holanda? Tak to rozumiem.

Sam spektakl ma podstawową zaletę: nie jest nudny. Jest trochę rubaszny, śmieszny, przewrotny. Klimat nadaje sztuce muzyka w wykonaniu orkiestry "Kormorany". Ciekawe, że muzyka, która w żaden sposób nie odwołuje się do tradycji XVI wieku, współgra ze starym bądź co bądź tekstem. Trochę żal, że reżyser uciekł od metafor. Jeżeli niebo, to niemal dosłownie - z materiału zawieszonego nad sceną. Aniołowie nie wstępują do nieba - wchodzą lub są wciągani po sznurowej drabinie. Zło nie zeszło z obrazów Hieronima Boscha - chodzi w garniturach. Widz nie ma złudzeń. Czuje się tak, jakby znalazł się nagle w jakimś teatrze akademickim w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście nie należy zaraz odczytać tego jako zarzutu. To tylko stwierdzenie faktu. Choć dowcipy słowne schowały się w cień, tekst staropolski nadal żyje na scenie. Nawet bardziej zabawne są sytuacje czy postacie (aniołowie-ministranci) niż słowa. Przez kilka dosłownie sekund możemy też patrzeć na zdenerwowaną Matkę Boską (Jadwiga Jankowska-Cieślak) - skąd ten pomysł? Również aktor grający Jezusa (Piotr Kondrat) wydaje się spięty, jakby chciał nas przekonać, że jest Kordianem. Podobnie jak Schiller, choć nie tak dalece, Cieślak wzbogacił inscenizację. Między tekst "Historyi..." wkłada intermedium "Dąb" i fragmenty tragikomedii "Mięsopust".

Widz może odnaleźć relacje między tymi trzema tekstami. W spektaklu nie ma pytań o sens życia, o zmartwychwstanie. To dobrze. Pytania nie są tu potrzebne. Przecież o zmartwychwstaniu, i w teatrze, i w życiu, decyduje siła wyższa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji