Artykuły

Zimowe zmartwychwstanie

"Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" Piotr Cieplak wystawił we Wrocławiu. Przedstawienie wygrało ubiegłoroczny opolski festiwal polskich sztuk klasycznych i ślad po nim zaginął. Nie dotarło nawet na Warszawskie Spotkania Teatralne. Teraz Piotr Cieplak przeniósł swój spektakl do warszawskiego Teatru Dramatycznego. Tak wygląda historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu "Historyi".

Nawet jeśli ktoś nie widział żadnej z dwóch realizacji "Historyi" Kazimierza Dejmka (pierwszej zrealizowanej w Łodzi w 1961 roku, drugiej rok później w Warszawie), to i tak wiadomo, że Dejmek znalazł klucz do scenicznego uruchomienia tekstu Mikołaja z Wilkowiecka i na długo zamknął do niego drogę innym reżyserom. Dejmkowa interpretacja, mimo całej swej nowoczesności stała się od razu kanoniczna. W jego adaptacji taki sam nacisk położono na komiczne rubaszne interludia, co na partie tekstu dotyczące zmartwychwstania Chrystusa, a naiwne didaskalia stały się częścią tekstu wypowiedzianego przez postacie widowiska. Historia zmartwychwstania była zaś odgrywana, zgodnie zresztą z pierwotnym charakterem tekstu. Nie chodziło o emocje wykonawców lecz emocje widzów, nie o utożsamienie się z postaciami lecz podkreślenie teatralnej obcości, inaczej niż na przykład podczas widowisk misteryjnych urządzanych do tej pory w Kalwarii Zebrzydowskiej. Cieplak odwrotnie, każe aktorom utożsamiać się ze sprawami, o których mówią, każe im "Historyję" przeżyć i nabrać bardzo osobistego stosunku do prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa. W ten sposób "Historyja" staje się bardzo współczesna i ogromnie przez to niejednoznaczna, pozostając w zgodzie z zaleceniem Prologusa, który każe przedstawiać zdarzenia "tak jak jest na świecie".

Teraz na świecie jest tak, że na elektrycznych gitarach grają Kormorany, a teatr nie ukrywa, że jest teatrem, zaś aktorzy - ludźmi nie wolnymi od rozterek i wątpliwości. Te właśnie emocje aktorzy przenoszą na postacie z "Historyi", co trąci herezją, ale pozostaje w zgodzie z tym "jak jest na świecie". Przedstawienie Cieplaka grane jest na wielkiej scenie Teatru Dramatycznego, za opuszczoną żelazną kurtyną. Publiczność siedzi na wzniesionych po obu stronach pola gry trybunach, zaś na wysokim drewnianym rusztowaniu siedzą Kormorany ze swym elektrycznym instrumentarium i grają. Najpierw łagodnie, stwarzając niepokojącą muzyczną wibrację przenikającą powietrze. Potem na czas zmartwychwstania i zejścia do piekieł - ostro i bardzo głośno, tak jakby za chwilę sklepienie miało runąć na głowy widzów. Spektakl zaczyna się od wejścia na scenę Annasza i Kajfasza. Aktorzy pojawiają się we współczesnych ubraniach, a za nimi zostaje wniesiony stojak obwieszony teatralnymi kostiumami. Ceremonialne płaszcze żydowskich kapłanów wykonane są z dywanów, zaś pastorały z drewnianych kijów. Scena jest pusta, tylko na środku stoi nakryty błękitną materią grób Chrystusowy. Strażnicy wysłani do pilnowania grobu to strażacy - uzbrojeni w bosaki na czerwonych drągach, w blaszanych hełmach na głowie, tacy sami, jakich spotyka się u Grobu Pańskiego w wiejskich kościołach podczas Wielkanocy. Trzy Marie podążają kupić wonności do kramu ukrytego w ogromnej dwudrzwiowej szafie. Sklepik, przypominający nieco składy z suszonymi roślinami przeznaczonymi do pot pourri tępiącego mole w bieliźniarkach, prowadzi handlarz ubrany w garnitur z PDT. Zaledwie parę gestów wystarczy, by rozpoznać w nim cwaniaka dzierżącego złotodajne "szczęki". W tani, szary garnitur ubrany jest także Jezus (Piotr Kondrat) - młody mężczyzna o nieciekawej pryszczatej powierzchowności poborowego z powiatowego miasteczka. Z kolei diabły i anioły są rodem z teatru, a sceny zmartwychwstania, zejścia do piekieł oraz spotkania trzech Marii z aniołem pilnującym grobu mają jawnie teatralny charakter.

Zmartwychwstanie symbolizuje gwałtowne rozpostarcie i poderwanie ku górze błękitnego nieba ze szmat. W piekle głównym narzędziem, którym diabły dręczą dusze jest wielka metalowa rura. W tekście Mikołaja z Wilkowiecka piekło zamieszkują: starotestamentowy Da-wid, Abraham, Noe, Abel, a także Adam i Ewa. U Cieplaka piekielni lokatorzy przypominają postaci z przedstawienia teatru studenckiego z lat siedemdziesiątych. Towarzystwo jest z lekka artystowskie. Wydobycie z piekielnej otchłani następuje po przejściu przez metalową rurę. Po rozhulanej scenie piekielnej, zakończonej radosnym tańcem wybawionych, następuje scena spotkania Jezusa z Matką. Maria (Jadwiga Jankowska-Cieślak) ubrana na czarno, staje oparta o żelazną kurtynę pokrytą liszajem tłuszczącej się farby. Jezus stoi kilka metrów od niej. Dystans nie zostaje przekroczony, a matka nie obejmuje syna. Wkrótce po tej wyciszonej i skupionej scenie następuje zstąpienie aniołów na grób Pański. Anioły wlatują na linach. Z gołymi nogami rozsypują wokół siebie kłęby pierza. Teatralne anioły próbują dostać się do teatralnego nieba. Wdrapują się po sznurowej drabince przez okrągłą dziurę w szmacianym suficie. Ale niebo jest "za płytkie" i dlatego grube nogi anioła wystają przez otwór w niebie. Spektakl kończy się wizytą zmartwychwstałego Chrystusa wśród uczniów pijących piwo. Nie rozpoznają swego mistrza, sprawiają wrażenie głęboko rozczarowanych, może brakuje im spektakularnej feerii, jaka mogłaby towarzyszyć wydarzeniu tak niezwykłemu. W końcu jednak następuje rozpoznanie i apostołowie podążą za Chrystusem, wychodząc w kulisy teatru.

Piotr Cieplak zrezygnował w swojej "Historyi" z rubasznych interludiów. Zamiast nich wprowadził opowieść o człowieku zamienionym w dąb, która staje się prefiguracją Ukrzyżowania. Zachował bierność zasadzie sugerowanej przez Mikołaja z Wilkowiecka, która zezwala na to, by jeden aktor grał kilka ról, i tak na przykład anioły grane są przez tych samych aktorów co diabły. Przedstawienie roi się od rozmaitych konwencji i reżyserskich pomysłów. Bez wątpienia jest jedną z najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych propozycji warszawskich teatrów w tym sezonie. Nie jest jednak doskonałe. Widać w nim wyraźnie, jak wielki wysiłek stanowi dla aktorów, przyzwyczajonych do innych schematów gry i innego stosunku do tekstu w teatrze, czasami ich sceniczne zmagania kończą się nieuchronnym fiaskiem.

"Historyję" według słów Prologusa należało wystawiać "Inter festa Paschaeet Ascensionis Domin". Teatr w takich wypadkach chętnie dostosowuje rytm premier do kalendarza kościelnego. Wystawienie "Historyi o chwalebnym Zmartwychwstaniu" zimą, tuż po świętach Bożego Narodzenia, świadczy o tym, że teatr podjął próbę zmierzenia się z najistotniejszą tajemnicą nowożytności na własną rękę i swoimi sposobami, nawet za cenę otarcia się o herezję. I w teatrze zimą Chrystus zmartwychwstał. Kto nie wierzy, niech sam zobaczy. Krytykom przecież nie trzeba wierzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji