Artykuły

Jak anioł i ptak zaczarowali scenę Teatru Tańca

Obie artystki właśnie świętują 100 lat... pracy artystycznej. Tyle że ta setka to suma - 60 lat Krystyny Kostrzemskiej i 40 lat Marioli Hendrykowskiej obecności na i w pobliżu baletowej sceny. O ulubienicach poznańskiej publiczności opowiedzieli Polsce Głosowi Wielkopolskiemu przyjaciele obu balerin oraz koleżanki i koledzy z Polskiego Teatru Tańca.

Mariola Hendrykowska była ostatnią primabaleriną w Poznaniu, na którą "się chodziło". Ona przeniosła tradycję szkoły tańca klasycznego do tańca współczesnego. Krystyna Kostrzemska była jedyną osobą w gronie Polskiego Teatru Tańca, która mogła powiedzieć wszystko Conradowi Drzewieckiemu, nawet jeśli to nie było po jego myśli - mówi Mirosław Różalski, długoletni asystent Conrada Drzewieckiego, choreograf, obecnie dyrektor Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu.

Teatralny anioł

Krystyna Kostrzemska przyjechała do Poznania z Berlina, gdzie się urodziła. Przez kilkadziesiąt lat tańczyła w Operze Poznańskiej, a kiedy Conrad Drzewiecki założył Polski Teatr Tańca, poszła za nim. Pani Krystyna zawsze tańczyła w zespole, a kiedy przestała tańczyć, została inspicjentką. Od kilku lat jest inspektorem w Polskim Teatrze Tańca i... jego chodzącą historią.

- Krystynę Kostrzemska poznałam jako uczennica szkoły baletowej, kiedy przyszłam pierwszy raz na praktyki do Opery Poznańskiej - wspomina Ewa Wycichowska, dyrektor Polskiego Teatru Tańca. - I odkąd sięgam pamięcią, nie spotkałam nikogo, kto by czerpał tyle - radości z tego zawodu. I choć jest starsza ode mnie o dwie dekady, pokazuje mi, jak wiele rzeczy mogę i powinnam zrobić. Poza tym Krysia emanuje ciepłem, jak matka. To chodząca terapia na każde zło.

- Pani Krystyna, pani Krysia albo wprost Krysieńka... zależy od sytuacji i stopnia zażyłości - uśmiecha się Karina Adamczak-Kasprzak, solistka Polskiego Teatru Tańca. - Jest naszym teatralnym aniołem, dobrym duchem. To uosobienie łagodności, ale jednocześnie bezkompromisowa głosicielka prawdy, która zawsze mówi to, co myśli, nie zważając na konwenanse. Po prostu urodziła się i żyje dla teatru - z powodu wykonywanego zawodu, ale przede wszystkim z potrzeby duszy. Prywatnie i zawodowo - artystka, szalona i twardo stąpająca po ziemi jednocześnie. Zawsze ma dla nas nieskończone pokłady życzliwości i uśmiechu. Potrafi też przywołać do porządku, jeśli za bardzo przewraca nam się w nadwrażliwych głowach. Dyskretnie czuwa nad nami i w razie konieczności potrafi uleczyć zraniony palec i co więcej - zranioną duszę. Miłośniczka przyrody, zwłaszcza swego pięknego ogródka. To, że uwielbia biały kolor, wie każdy, kto choć raz ją spotkał, ale przestrzegam przed obdarowaniem ją białym bukietem...! Dla mnie osobiście - przyjaciółka, opiekunka, a do tego człowiek znający nieskończoną liczbę historii i anegdot z życia nie tylko teatralnego. Bez niej nie było i nie ma PTT.

Tańczący ptak

Mariola Hendrykowska jest poznanianką, wierną do bólu swojemu miasta. Jeszcze w szkole baletowej jej talent odkrył Conrad Drzewiecki i zaprosił do pracy w Operze Poznańskiej , gdzie zadebiutowała rolą Narzeczonej w "Jeziorze łabędzim" w 1969 roku. Kiedy w 1973 tworzył Polski Teatr Tańca, zaprosił ją do współpracy. I tak już zostało. Od wielu lat jest asystentem choreografa i inspicjentem, ale

młodzi choreografowie chętnie wyciągają ją zza kulis na scenę.

- Mariola jest moją młodszą koleżanką ze szkoły - wspomina Ewa Wycichowska. - Od zawsze była dla mnie ptakiem, który zwracał na siebie uwagę swoim pięknem. Cała szkoła jej zazdrościła. To, co zrobiła w ciągu 40 lat kariery artystycznej, opierało się jednak nie tylko na jej aparycji, ale również - a może przede wszystkim - na niezwykłej osobowości, dzięki której kochało się ją nie tylko na scenie. Każdy chce z nią przebywać.

- Poznaliśmy się w 1986 roku przy okazji pracy nad baletem "Wir" w choreografii Mirosława Różalskiego - wspomina scenograf Ireneusz Domagała, profesor Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. - Projektowałem kostiumy i scenografię, wtedy jeszcze pod okiem Conrada Drzewieckiego, u którego Mariola była gwiazdą, pierwszą solistką. Mariola ma zaufanie do scenografa i dużo respektu do jego pracy. Najbardziej uciążliwy kostium, jaki dla niej zaprojektowałem, i który mógł być dla niej trudny do zaakceptowania, to wizja łysej kobiety, zdemaskowanej publicznie w spektaklu pt. "Party" (choreografia Mirosława Różalskiego). Mariola nosiła kostium na kostiumie. Na jej głowie była tzw. łyska i na niej jeszcze peruka, z której ją obdzierano w czasie akcji baletu. Ani razu nie narzekała.

Andrzej Adamczak, tancerz i choreograf, poznał Mariolę Hendrykowska jeszcze jako uczeń Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu.

- Uczestniczyłem w przygotowywaniu baletu "Dziadek do orzechów" w Polskim Teatrze Tańca, w którym Mariola Hendrykowska tańczyła bardzo ważne role. Pamiętam, że jako dziecko lubiłem obserwować pracę tancerzy. Jedną z kilku osób wyróżniających się swoją charyzmą i podejściem do pracy była właśnie Mariola. Jej heroiczna praca i serce, które w nią wkładała, były zauważalne w każdym ułamku trwania próby czy spektaklu. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że wiele lat później będę mógł zaproponować Marioli rolę "dojrzałej kobiety" w spektaklu "...szparagijem". Przyjęła ją entuzjastycznie. Każdą próbę wspominam z przyjemnością, bo Mariola przychodziła przygotowana i z wielką ochotą pracowała nad każdym detalem choreografii. Dla twórcy taka tancerka to dar do tworzenia.

Niezawodny asystent

- Od pierwszego dnia pracy w Polskim Teatrze Tańca, a było to 10 lat temu, Mariola Hendrykowska roztoczyła nade mną opiekuńcze skrzydła - wspomina tancerka Agnieszka Fertała. - W tamtym czasie była jedną z niewielu osób, której się nie bałam, a z czasem stała się powiernikiem moich najskrytszych myśli, nie tylko zawodowych. Nieraz wyciągała mnie z tarapatów, ale również, gdy biegałam z głową w chmurach, potrafiła mnie szybko i skutecznie sprowadzić na ziemię. To między innymi jej zawdzięczam ogromną pasję do tańca. Pracując z pierwszą solistką Conrada Drzewieckiego nad moją choreografią "3x3", nabrałam wiele pokory i szacunku do jej wiedzy. Niesamowite było to, że mimo swej rangi i doświadczenia pani Mariola miała siły, cierpliwość i chęci do pracy z początkującym choreografem. To nie tylko wielka artystka, ale również człowiek o wielkim sercu.

Mariola Hendrykowska rzadko pojawia się na scenie. Czuwa zawsze w kulisach lub w kabinie inspicjenta. Pełni teraz w teatrze funkcje, które, jak mówi Ewa Wycichowska, "częściej przysparzają wrogów niż przyjaciół".

- Ale to nie dotyczy Marioli - dodaje szefowa PTT. - Jest szalenie odpowiedzialna. Jako asystent choreografa i inspicjent wyprzedza czasami moje myśli. Pamięta o herbacie, ołówku, kartce papieru, które mogą mi być potrzebne...

Ireneusz Domagała nie kryje fascynacji Mariolą Hendrykowska:

- Polubiliśmy się od pierwszego spojrzenia i ta sympatia trwa już 25 lat. Ja się zestarzałem, ona pozostała nadal wspaniałą kobietą, tak samo uśmiechniętą i tak samo pozytywnie reagującą na drugiego człowieka. Bardzo często jest pierwszą recenzentką moich kolejnych realizacji kostiumowych i scenograficznych. Swoim doświadczeniem wspomaga moją wyobraźnię. A jak doradza trafnie!

- Ostatnio mniej czasu spędzamy razem I w sali baletowej - zauważa Andrzej Adamczak - ale każde spotkanie z Mariolą to jej niezapomniany uśmiech i humor, za które jedynie mogę podziękować, ponieważ optymistycznie wprowadzają mnie oraz koleżanki i kolegów w dalszą część codziennej pracy.

- Do dziś Mariola jest kobietą, na którą zwraca się uwagę. Jest wciąż piękna i co ważne znowu pojawi się na scenie, ponieważ rozpoczynamy próby mojego nowego spektaklu, którego premiera odbędzie się w Międzynarodowy Dzień Tańca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji