Artykuły

Co wynika z Paszportów "Polityki": Triumf Wałbrzycha

Tegoroczna gala Paszportów "Polityki" dała Dolnoślązakom kilka powodów do radości - wyróżniono czworo twórców związanych z naszym regionem, choć - jeśli zajrzeć im w metryki - żaden się tu nie urodził, a tylko jeden jest u nas zameldowany. Ale fetować powinniśmy nie tylko zwycięzców.

W kategorii teatr uhonorowani zostali Monika Strzępka i Paweł Demirski [na zdjęciu]. Podczas wtorkowej gali gorąco oklaskiwaliśmy Tadeusza Różewicza, który odebrał nagrodę za całokształt twórczości, sopranistkę Wiolettę Chodowicz, absolwentkę wrocławskiej Akademii Muzycznej, która zanim wyfrunęła z naszego miasta, właśnie tu zdążyła stworzyć jedną z najwybitniejszych kreacji w "Hagith" w reżyserii Michała Znanieckiego, i teatralny duet Monika Strzępka-Paweł Demirski, który od kilku lat realizuje się na dolnośląskich scenach.

I cóż, że spod Tarnowa?

I tu powinna odezwać się nasza narodowa skłonność do umniejszania własnych sukcesów, która każe nam zapytać zgryźliwie: I z czego tu się cieszyć? Z laurów dla poety urodzonego w Radomsku, śpiewaczki rodem z Radomia, dramaturga z Gdańska i reżyserki spod Tarnowa? Jaka w tym zasługa Wrocławia czy Wałbrzycha, że właśnie tu mieszkają, piszą, śpiewają i reżyserują? Odpowiem - moim zdaniem ogromna. Fakt, że właśnie tu trwają i rozkwitają ich kariery, jest dowodem, że nasz region ma w sobie ukryty potencjał - działa jak magnes, ściągając tu wartościowych twórców. Z ich sukcesów jak najbardziej powinniśmy być dumni na tej samej zasadzie, na jakiej cieszył nas kilka lat temu Paszport Jana Klaty, który we Wrocławiu i Wałbrzychu realizuje większość swoich projektów.

I bez mieszkań będą gwiazdy

Kilka lat temu na naszych łamach odbyła się dyskusja wokół kontrowersyjnego pomysłu wrocławskich władz, które próbowały skłonić artystów do osiedlania się w mieście, oferując im mieszkania. Nie chodziło o docenianie twórców szczególnie zasłużonych, od lat ze stolicą Dolnego Śląska związanych (na tej zasadzie swoje cztery kąty mają we Wrocławiu jego honorowi obywatele, łącznie z Różewiczem), ale i importowanych z całego kraju. Skuszeni wizją darmowego lokum do Wrocławia mieli przenieść się Kasia Stankiewicz, dawna wokalistka Various Manx, i Mariusz Lubomski. Kryteria? Były tylko dwa - artysta miał być gwiazdą i miał wyrazić chęć pracy we Wrocławiu. Szybko okazało się, że to niewypał. I wyszło na to, że zupełnie nie tędy droga.

Tamten pomysł obnażył prostą prawdę, z której szybko wyciągnięto wnioski - że nie wystarczy gwieździe dać mieszkanie, żebyśmy mieli sukces. Powiem więcej - do sukcesu nie potrzeba wcale gwiazdy ani mieszkania. Niezbędne są za to wyczucie, umiejętność odróżniania diamentu od węgla i pewna doza artystycznego ryzyka. Bo chodzi tu raczej o odkrywanie talentów, niż sięganie po znane nazwiska. A także o stwarzanie warunków do pracy, które nie zawsze są tożsame z meldunkiem w dowodzie i najprzestronniejszym nawet lokum w secesyjnej kamienicy. Tym bardziej że - jak mówią Strzępka i Demirski - artysta zapracowany, czyli jeśli chodzi o twórczość spełniony, prowadząc wędrowne życie, na mieszkanie u siebie ma nie więcej niż dwa miesiące w roku. Zapewnienie stabilizacji, czyli świętego spokoju, sprawdzi się w przypadku poety. Muzykowi czy reżyserowi sto razy bardziej przydadzą się propozycje współpracy. Mówiąc wprost - jeśli mu je damy, mieszkanie nie będzie problemem. A jeśli dobrze wybierzemy i cierpliwie poczekamy, będziemy mieli i gwiazdę.

Strzępka i Demirski, ale i Majewski

Tegoroczne Paszporty to wielki triumf Wałbrzycha. Okazało się, że miasto biedaszybów, które na pierwsze strony gazet trafiały w ubiegłym roku dzięki wyborczej aferze, ma ukryty potencjał, który tkwi w teatrze. Przez lata kulturalny Dolny Śląsk kojarzył się wyłącznie z Wrocławiem, spychając resztę regionu w cień. Od czasu, kiedy Teatr Modrzejewskiej objął Jacek Głomb, na mapie pojawiła się też Legnica. Wałbrzych miał lata triumfu za dyrekcji Piotra Kruszczyńskiego, ale bez wątpienia miniony rok należy do najlepszych w jego karierze. To właśnie Wałbrzych był najgorętszym punktem na teatralnej mapie Polski, co jest zasługą zarówno spektakli sygnowanych przez Strzępkę i Demirskiego, jak i konsekwentnie realizowanej wizji programowej Sebastiana Majewskiego, szefa artystycznego wałbrzyskiej sceny.

Dlatego brawa należą się także jemu, chociaż tym razem musiał zadowolić się jedynie nominacją do Paszportów. To właśnie on - po tym, jak poprzednie spektakle duetu Strzępka-Demirski zrealizowane we wrocławskim Teatrze Polskim bynajmniej nie zdobyły szturmem serc krytyki i publiczności - zaprosił ich do współpracy. Tych troje twórców połączyło upodobanie do anarchii i narodowej, a także popkulturowej mitologii, którą z upodobaniem wywracają do góry nogami i rozgniatają w pył. W ramach cyklu "Znamy, znamy" w Wałbrzychu powstają spektakle, w których obrywa się wszelkim możliwym świętościom - na ostrą konfrontację, jakiej nie doświadczyli nawet w wojnie z całą armią Hitlera, muszą być gotowi czterej pancerni ("Niech żyje wojna, wojna i wojna" Strzępki i Demirskiego), Andrzej Wajda ("Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" tych samych autorów) i inni władcy polskiej świadomości - bohaterowie "Dynastii", "Gwiezdnych wojen", czy sam James Bond, a w przyszłości nawet Staś i Nel. Uzasadnienie werdyktu jurorów Paszportów, który mówi, że Strzępka i Demirski dostali nagrodę za konsekwentnie rozwijany projekt teatru krytycznego, odwagę mówienia więcej i ostrzej, niż chcielibyśmy usłyszeć, i łamanie barier dobrego smaku na rzecz dobrego myślenia, brzmi równie adekwatnie w odniesieniu do Majewskiego i jego wizji wałbrzyskiej sceny. I pokazuje, że jeśli myślimy o sukcesie, w kulturalnych instytucjach wizjonerzy są równie niezbędni jak menedżerowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji