Artykuły

"Ścigając zło" - mechaniczny Bond Capitolu

- W naszej rewii nie ma fabuły. To spektakl inspirowany kinem akcji, składający się z siedemnastu obrazów. Będzie o uwielbieniu dla idola, o męskiej elegancji, seksie, gadżetach i strachu - reżyser KONRAD IMIELA o premierze "Ścigając zło" we wrocławskim Capitolu.

Magda Piekarska: Pamięta pan swojego pierwszego Bonda?

Konrad Imiela: - Może "Thunderball"? Na pewno był to któryś z wczesnych filmów, z Seanem Connerym w roli głównej. Na długo utkwiła mi w pamięci scena podwodnej walki stoczonej przez agenta 007. I moment, kiedy Bond zostaje z dziewczyną w pontonie na środku oceanu, a po chwili porywa ich nadlatujący samolot. To właśnie ujmuje mnie w tych starych filmach - zostały zrobione z przymrużeniem oka, dystansem, absurdalnym poczuciem humoru. Gadżety, w które zostaje wyposażony Bond, są tego dowodem. W jednym z filmów ląduje np. na wyspie otoczonej przez krokodyle i z pomocą pilota ściąga łódkę, ukrytą w krzakach.

A kim jest Bond w pana spektaklu?

- To mechaniczny superbohater, robot pozbawiony ludzkich uczuć. Ale agent 007 nie jest naszym głównym bohaterem. Nie opowiadamy o jego przygodach. W naszej rewii nie ma fabuły. To spektakl inspirowany kinem akcji, składający się z siedemnastu obrazów. Będzie o uwielbieniu dla idola, o męskiej elegancji, seksie, gadżetach i strachu. W roli Bonda obsadziłem Piotra Saula, wrocławskiego muzyka, tancerza elektro. Idealnie wpasował się w postać agenta, który już właściwie nie jest człowiekiem, tylko maszyną do zabijania. Oglądając ostatnie odcinki tej serii, miałem wrażenie, że właśnie w tę stronę zmierza ta postać.

A kobiety? W bondowskiej serii bywały zwykle zabawkami w rękach głównego bohatera.

- Pokazujemy szerokie spektrum kobiecości. Np. "Goldeneye" śpiewa Emose Uhunmwangho jako drapieżna szamanka. Trudno o niej powiedzieć, żeby była bezbronną ofiarą. Ale będą też eleganckie dziewczyny, w stylu glamour, jak Justyna Szafran, która zaśpiewa polską wersję piosenki "The World Is Not Enough". Będą też kobiety rodem z zimnego, technologicznego świata gadżetów, jak Ewelina Adamska, wykonująca na zmianę z Aleksandrą Listwan piosenkę Madonny "Die Another Day". Większość piosenek jest śpiewana przez kobiety. Jest wśród nich nawet dziewczyna ze snu człowieka, który ślęczy przy telewizorze, oglądając bondowskie filmy. Kilka razy będzie to kobieta porzucona przez Bonda, która nie może się go doczekać i której miłość nie może się spełnić. Nic dziwnego - Bond nie jest przecież typem dobrego męża.

We wczesnych bondowskich filmach istnieje postać złoczyńcy - Blofelda, rzucającego swoje ofiary aligatorom na pożarcie, otoczonego zastępem piękności i z białym perskim kotkiem u boku. Czy ucieleśnienie zła pojawi się także w rewii?

- Takiego złego u nas nie będzie. Będzie natomiast piosenka "Niepojęte zło" z filmu "The Man With The Golden Gun", która dotyczy strachu, zaśpiewana przez Danutę Rondzisty, absolwentkę naszego studium musicalowego, którą będzie dublowała Monika Malec, jeszcze studentka. To piosenka horror. Zło, o którym opowiada, czai się wokół, nie materializując się jednak na scenie.

A bondowskie gadżety?

- Dotykamy tematu. A w ostatniej piosence zamieniamy je w gadżety pewnego polskiego bohatera filmowego. Nie chcę mówić kto to, ale zdecydowałem się przeciwstawić Bondowi jednego z naszych herosów. Ale nie powiem nic więcej, zapraszam na spektakl.

"Ścigając zło" to drugi bondowski spektakl, który powstał w ciągu kilku miesięcy na Dolnym Śląsku. Wałbrzyski teatr dokonał brutalnej rozprawy z superbohaterem w przedstawieniu "James Bond. Świnie nie widzą gwiazd". Zastanawiam się, czy nie szykujecie kolejnego zamachu na ikonę popkultury?

- Nasza rewia to w założeniu popis artystów ku uciesze publiczności. Nie wadzimy się tu z Bogiem i światem, raczej zapraszamy do zabawy. Zrobiłem ten spektakl trochę dla moich kolegów, lekarzy, prawników, szefów wielkich korporacji, żeby przestali mi mówić: "Nie zapraszaj nas na Dostojewskiego, bo po całym tygodniu wyścigu szczurów chcemy wieczorem odetchnąć". Nie spełnię ich prośby i na Dostojewskiego wciąż będę zapraszał, ale uważam, że powinnością teatru muzycznego jest także serwowanie publiczności rozrywki na wysokim poziomie. Co nie znaczy, że Bond wyjdzie z tego starcia nienaruszony - zastanawiamy się, kim będzie ten bohater w przyszłości. Dlatego pokazujemy robota, pozbawionego uczuć, zimnego...

I bez poczucia humoru?

- Sam mechaniczny Bond może go nie ma, ale grający go Piotrek Saul jak najbardziej, i mam nadzieję, że ten dystans będzie widoczny. Nie tylko w jego postaci - z pewnością na scenie będzie sporo absurdu.

Pytanie do Emose Uhunmwangho - jednej z dziewczyn Bonda w "Ścigając zło"

Jak to jest być dziewczyną Bonda? Wydaje mi się, że to związek mocno niezobowiązujący. To trochę jak z marynarzem - znika i wraca, jak mu się przypomni.

- Ale ja nie jestem typową dziewczyną Bonda. Może w ogóle nie jestem jego dziewczyną, raczej siostrą. Śpiewam o Bondzie, o jego niezwykłej mocy. Ale pokazuję przy okazji własne pazury. Dla mnie "Goldeneye" to piosenka czarodziejska, szamańska, kojarzy mi się z rzucaniem uroku na kogoś. Zniewalającego i bardzo niebezpiecznego zarazem. Sama zgodziłabym się zostać dziewczyną Bonda pod jednym warunkiem - że wystąpię w duecie z Rogerem Moore'em.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji