Artykuły

Co może pomóc polskiemu kinu? - w felietonie dla e-teatru pisze Witold Mrozek.

Przeciwko kinu białych koni

Każdego lata, jakoś w okolicach festiwalu w Gdyni, słyszymy o odrodzeniu polskiego kina. "Tak, to teraz!" - piszą zawsze ci sami krytycy - "Kino polskie budzi się z letargu!" Czasem nawet i faktycznie na chwilę się przebudzi, rozejrzy dookoła - i idzie spać nadal. Co roku zdaje się nam, że widzimy festiwalowe "czarne konie" - nie da się jednak ukryć, iż kino polskie wciąż należy do koni białych.

Na tych szlachetnych wierzchowcach po śmierć pędzą przez ekrany ułani - chłopcy malowani; na ich mechanicznych odpowiednikach przyjeżdżają współcześni książęta po bohaterki polskich komedii romantycznych. "Lotna" - biały koń, który szarżował pół wieku temu na polskie mity - wywołał przynajmniej burzę, chcieli z nim walczyć partyjni decydenci i pułkownicy-weterani. Dzisiejsze rumaki są raczej potulne, ufnie dają się poklepywać oficjelom i za uzdę prowadzić do stajni; nie w głowie im podobne brewerie. Nawet jeśli na białym koniu posadzić taliba i kazać mu przez polskie puszcze uciekać przed oprawcami w polskich i amerykańskich mundurach - to całość momentalnie staje się wielkim symbolicznym obrazem, oczyszczonym z bulwersującego konkretu.

Kino białych telefonów - tak zbuntowani filmowcy spod znaku włoskiego neorealizmu nazywali poprzedzające ich twórczość filmy doby schyłkowego Mussoliniego. Były to produkcje programowo "apolityczne", banalne, dziejące się w sztucznym świecie "wyższych sfer", konserwatywne i obrażające intelekt odbiorcy. Czy to nie brzmi dziwnie znajomo? De Sica i Rossellini zbuntowali się przeciw kinu białych telefonów, Truffaut i Godard przeciw kinu papy, my - zbuntujmy się przeciw kinu białych koni.

Zbuntujmy się - ale jak? Oglądając, pisząc, postulując. W wypowiedziach o polskim kinie wychodząc poza dwie najczęstsze dziś postawy: pogardliwe wzruszenie ramionami nad "mizerią" czy "obciachem" rodzimej kinematografii oraz akwizytorski wyuczony entuzjazm, mający sprzedać filmowy "produkt polski". Nieraz artystyczne i instytucjonalne zmiany w kinematografii zaczynały się właśnie od strony recepcji, wyłaniały się z myślowego fermentu wszczynanego przez krytyków i kinofilów - neorealizm, Nowa Fala, a nad Wisłą - przedwojenne Stowarzyszenie START. Polscy widzowie są dziś dużo mądrzejsi od polskich filmów. Oglądają więcej dobrego i różnorodnego kina niż kiedykolwiek: na festiwalach, w kinach studyjnych, wreszcie - na potęgę ściągając z Internetu nowości, klasykę i "dziwactwa" z marginesów.

Polskiemu filmowi nie pomoże Vincent Gallo na białym koniu, nie pomoże mu też powracający na takowym rumaku generał Anders w spełnionej fantazji o restauracji II RP, ani nawet sam trójwymiarowy Marszałek na kasztance, którego tryumfalnej defilady przez krajowe kina możemy niebawem się spodziewać. Co pomoże? Na to pytanie z współzałożycielkami i współzałożycielami grupy RESTART odpowiadamy w ogłoszonym dziś manifeście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji