Artykuły

Wrażliwy czytelnik literatury

- Teatr GRZEGORZEWSKIEGO, jeden z najbardziej artystycznych, jaki się Polsce przytrafił, wbrew temu, co się mówiło, był staroświecki, bo wypowiadał się przez aktora i był poświęcony literaturze - mówi Jerzy Koenig, krytyk teatralny.

Jerzy Koenig, krytyk teatralny: - Gdyby powiedzieć, że jest coś w Grzegorzewskim z wielkiego polskiego inscenizatora Leona Schillera, wielu oburzyłoby się, bo to inne epoki, inna wrażliwość - mówi o zmarłym artyście Jerzy Koenig. Ale jest coś takiego w naszym teatrze jak sztafeta pokoleń - i Erwin Axer, który był spierającym się z Leonem Schillerem jego uczniem, mówił, że Grzegorzewski jest jednym z jego najważniejszych wychowanków. Bo tradycja opiera się nie tylko na kontynuacji, lecz i na artystycznym sporze. Grzegorzewski uczył się też teatru od Bohdana Korzeniewskiego. Kiedy debiutował, m.in. z Helmutem Kajzarem i Maciejem Prusem, pozwoliłem sobie ich nazwać "młodymi zdolnymi".

Pierwszy raz widziałem jego spektakl w 1961 r., kiedy pokazywał w łódzkiej szkole plastycznej "Szewców" Witkacego. Wprawił mnie w zachwyt przedstawieniem niepomiernie zabawnym, bez wielkiego filozofowania o Czystej Formie, o tym, co żywe, naszych czasach i problemach. Zaskoczył mnie potem "Kaukaskim kole kredowym" Brechta, w którym zobaczył to, co własne, osobiste. Wspaniałą "Nie-Boską komedią" Krasińskego mówił, że mamy do czynienia z wielkim dramatem, choć niepozbawionym grafomanii. "Balkon" Geneta zagrał w Łodzi na teatralnym balkonie. "Irydiona" Zygmunta Krasińskiego zilustrował biciem ludzkiego serca. Raz jeden udało się nam go pozyskać do Teatru Dramatycznego w Warszawie. Za dyrekcji Gustawa Holoubka wystawił "Warjacje". Nalegał na dwie rzeczy - żeby tytuł był pisany przez "j" i żeby uwertura była grana na końcu.

Teatr Grzegorzewskiego, jeden z najbardziej artystycznych, jaki się Polsce przytrafił, wbrew temu, co się mówiło, był staroświecki, bo wypowiadał się przez aktora i był poświęcony literaturze. Był jej uważnym czytelnikiem, ale i wielkim malarzem. Potrafił odnaleźć teatralność w najbardziej dziwnych przedmiotach, wielokrotnie wprowadzał na scenę tramwajowy pantograf. Kochał Wenecję i weneckie gondole wielokrotnie pojawiały się w jego spektaklach. Tak budował swój poetycki teatr.

Powaga w podejściu do spraw teatru nie przeszkadzała poczuciu humoru na własny temat. Poza wielką literaturą lubił bardzo i tę niską, operetki. W Studio wystawił "Usta milczą, dusza śpiewa", w Starym rozmawialiśmy o "Orfeuszu w piekle" Ofenbacha.

Było mi przykro, kiedy podjął decyzję, że nie będzie dłużej kierował Teatrem Narodowym. Myślę, że dobrze to robił, był poetą na właściwym miejscu. Teraz mam poczucie, że odszedł jeden z ostatnich naszych wielkich twórców teatralnych. Zostało nam może jeszcze kilku, ale na wszelki wypadek ich nie wymienię. Not. J.C.

Anna Chodakowska, aktorka: - Szczególną przygodą była dla mnie "Duszyczka", jeden z ostatnich spektakli Grzegorzewskiego. Znakomite połączenie jego wyobraźni z wyobraźnią Różewicza. Gram tu imaginację kobiety. Kobiety dojrzałej, która mówi o miłości, ale też o śmierci i umieraniu. Tekst bez interpunkcji, właściwie jedno zdanie. Wszystko pisane z pozycji artysty. Oto człowiek pod koniec życia twórczego, bo niekoniecznie fizycznego, decyduje się na podsumowania, zadaje sobie pytanie, kim był wobec własnej twórczości. Czym jego twórczość jest wobec życia, a życie wobec procesu tworzenia. Ten bardzo osobisty spektakl Grzegorzewskiego, zarejestrowany niedawno dla telewizji, stanie się teraz dla milionowej widowni jego przedstawieniem pożegnalnym. J.B.-S.

Olgierd Łukaszewicz, aktor: - Grzegorzewski świetnie operował skrótem, w kilku zaledwie zdaniach potrafił oddać syntezę całego utworu, klimat, przesłanie, wewnętrzny rytm. Urzekała nas jego wyobraźnia. Akcja przedstawień rozgrywała się wśród przedmiotów wziętych z codzienności i niecodzienności. Niecodzienne było np. skrzydło samolotu w teatrze czy fortepian użyty jako skrzynia lub schowek na struny. Wśród przedmiotów z codzienności czołowe miejsce zajmował stary drewniany magiel. Grzegorzewski przywiązywał wielką wagę do budowania scenicznego świata z konkretów. Chciał, by każdy użyty przedmiot miał swą niepowtarzalną energię. J.B.-S.

Ignacy Gogolewski, aktor, prezes ZASP: - Znałem go od ponad czterdziestu lat. Zaczynał w Teatrze Narodowym jako stały asystent dyrektora Kazimierza Dejmka. Graliśmy "Wiśniowy sad" i wydawał mi się wtedy takim rosyjskim inteligentem: szczupłym, chudym, w okularkach, nieśmiało stojącym w kącie. Po 40 latach zaprosił mnie ponownie na tę scenę, już jako dyrektor Teatru Narodowego, abym zagrał w "Operetce", którą wystawiał. Z tym przedstawieniem wkrótce jedziemy do Petersburga i Moskwy, a jego już nie ma. Nie mogę w to uwierzyć. Taki bezbronny, zagubiony i delikatny. Podejrzewam, że jego odejście przyspieszone zostało przez to wszystko, co jest tak brutalne i okrutne wobec teatru. J.R.K.

Na zdjęciu: Jerzy Grzegorzewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji