Kłopoty z Wyspiańskim
"O Boże, czyliż mogłem wierzyć,
Że i to kiedyś przyjdzie przeżyć.
Z zachwytem patrzę dziś na scenę:
Żona premiera gra Szimenę!"
- deklamował redaktor "Przekroju" między łóżkami wagonu sypialnego w pośpiesznym, walącym na Katowice, zobowiązując mnie do pośpiesznej korespondencji o "Cydzie" u Szyfmana. Senny, nieopatrznie (przecież to nie referendum) bąknąłem trzy razy tak (sugestia wciąż jeszcze na murach całego kraju widniejących napisów) - i oto także moja premiera na łamach "Przekroju". Bo choć pierwsze swe kroki stawiał niemal trzy lata temu pod moim bokiem na poniemieckim śmietniku przy ul. Wielopole, to jednak ustrzegł się mojej współpracy i dlatego niewątpliwie tak pięknie wy-rósł. Dziś, gdy już "Przekrojowi" nic zaszkodzić nie zdoła, można się zgodzić na druk tych notatek, dyktowanych do stenogramu między rewizją pierwszej kolumny "Dziennika Polskiego" a złamaniem trzeciej "Dziennika Literackiego":
...bardzo to trafnie i po męsku ujął Jarosław Iwaszkiewicz, kierownik literacki Państwowego Teatru Polskiego w Warszawie. Twórczość Wyspiańskiego ma dwa aspekty: walka z czasem i środowiskiem przeprowadzona z całą bezwzględnością tylko po to aby okazać, jak ścisłe związki łączą poetę z tym czasem i z tym środowiskiem. Pod tymi aspektami twórczość Wyspiańskiego ukazuje się raz po raz potomności; stąd też - jak ładnie mówi Iwaszkiewicz - rytm w kulcie Wyspiańskiego nierówny; stąd też fale jego wpływów i podziwu dla niego ogarniają nas wtedy, gdy dostrzegamy jego szamotanie się, walki i przezwyciężenia, zaś fale osłabienia w kulcie dla niego nawiedzają nas w momentach, gdy silnie spostrzegamy, jak bardzo był dzieckiem swej epoki i krakowskiego środowiska.
Czterdziestolecie śmierci poety wypadło, zdaje się, w momencie odpływu uczuć i zainteresowań. Stwierdźmy: trudno się temu dziwić. Po takich przejściach, jakie dopiero co mamy za sobą w dniach takich wysiłków odbudowy gospodarczej i takich przemian społecznych, jakie kształtujemy za wcześnie jeszcze na powszechne i dogłębne zrozumienie i przeżycie olbrzymich wartości artystycznych, a przez to i społecznych teatru Wyspiańskiego. Natomiast - użyjmy tego słowa - masom, mającym siłą faktów historycznych jeszcze bardzo uproszczone doznania, drugorzędna najczęściej problematyka, wyrażana pełnym czaru ale mizernym nieraz, sloganowym wierszem, wyda się szczególnie wyrazista i ważna. Nieśmiertelna ideologicznie (niestety!), "Warszawianka" - zwłaszcza w mądrej inscenizacji krakowskiej Br. Dąbrowskiego - będzie wciąż doniosłym wstrząsem i czynem, ale np. "Bolesław Śmiały?? - już nie na dwoje, lecz na wiele babka wróżyła. A "Cyd" przez "Teatr Polski" wznowiony? Może ideologicznie nawet niepokoić, ba, zirytować.
Dzieło francuskiego mistrza Corneille'a, tragedię poznania i woli - Wyspiański tłumacząc zmienia na tragedię przeznaczenia. Oczywiście, że w latach "stabilizacji psychicznej" mówić będziemy przede wszystkim, że słuszne i piękne jest tego rodzaju wskrzeszanie i spolszczanie obcych arcydzieł, przyswajanie ich polskiej psychice, analizować dalej postaramy się zwycięstwa i klęski myśli i formy artystycznej Wyspiańskiego, śledzić literackie i teatralne dzieje trzech "Cydów" w Polsce (Andrzeja Morsztyna - XVII wiek, Ludwika Osińskiego - początek XIX w., oraz Wyspiańskiego); - dziś zaś, w dobie zasadniczych przemian, nie miejmy do tych żalu, co gniewać się będą, że legenda i poezja ze zbója i awanturnika (jakim był autentyczny hiszpański protoplasta Cyda), potrafi zrobić bohatera lub świętego, nie miejmy też żalu do tych, którym sens społeczny "Cyda" Wyspiańskiego wyda się kłopotliwy a wiersze Infantki, że po życie sięgnie nowe, w szczęściu ludu, bólu i łzach święcone, - jakby specjalnie teraz dopisane.
A jednak, mimo wszystko, trzeba zawołać: kochankowie nowych czasów - do książek! i do Wyspiańskiego! Bo choć głównie kształtował nowy świat artystyczny, przecież i wymowa społeczna jego trudu życia jest olbrzymia. Jest ona - jak słusznie mówi Iwaszkiewicz w programie warszawskiego wieczoru ku czci Wyspiańskiego "przygotowaniem nadchodzących po nim pokoleń i do czynu - do losów, które stały się po śmierci Wyspiańskiego naszym dziełem. I może jest trochę... niesprawiedliwie, że w epoce pracy i czynu odwracamy się jak gdyby od naszego patrona".
Opuszczając Teatr Polski po przedstawieniu "Cyda" opowiedziałem pracownikom teatru bezpośrednie wrażenia, że jest to, moim zdaniem, najlepsze powojenne przedstawienie u Szyfmana. Na pewno to donieśli dyrektorowi. Skarżył się niedawno jeden krytyk, że nie lubi takich pytań, bo zaraz po premierze, gdy ma wrażenie nieskoordynowane mówi byle co, a potem ludzie się dziwią, że co innego pisze. Na szczęście dla siebie - i dla Szyfmana - sądu nie cofnę. Na jego rozbudowę miejsca nie ma, więc tylko kilka zwięzłych stwierdzeń: inscenizacja i reżyseria E. Wiercińskiego starała się spolszczyć także i zbliżyć dzisiejszej naszej psychice sceniczny wyraz tekstu. Uczłowieczyć go. Dać mu, przy zachowaniu rytmu wiersza, nerw codzienności. Nie zawsze mu się to udawało, bo i dwoistość samego utworu (styl kornelowski - nie mieszać z Makuszyńskim! - i styl Wyspiański), oraz przepych strony plastyczno - kostiumowej częściej podsuwał pozę, gest i ton opery niż dramatu. Ale sens i barwa tekstów brzmiała często kapitalnie, a scena z żałobnym orszakiem Szimeny piękna w swej muzyczności i plastyce. Dekoracje Roszkowskiej śmiałe i dobre w koncepcji, zbyt filuternie kobiece w szczegółach. Wartość sceniczna podestów - niejasna, król winien być wyżej niż Szimena. Kostiumy męskie piękniejsze od damskich (z wyjątkiem może właśnie kostiumu Cyda). - Najpiękniej, najgłębiej i najżarliwiej mówiła tekst E. Barszczewska (Infantka), reszta zbyt chłodna i zewnętrzna. N. Andrycz (Szimena), piękna w momentach lirycznych, zamazała inne partie atmosferą demoniczności. J. Kreczmar (Cyd), rozumnie, szlachetnie i nieskazitelnie mówi wiersz. G. Buszyński (Don Gomez) - namiętny, lapidarny, świetny.
Wprowadzenie drugiej osoby prologu i epilogu, mówiącej wiersz Wyspiańskiego "I ciągle widzę ich twarze"..., - było nastrojowym pomysłem.
Drogi "Przekroju". Chcę Ci jeszcze dodać, że na premierze tego "Cyda" był prawdziwy "wgląd w rząd". Niżej podsekretarza stanu - nikogo! Nie stwierdziłem jednak, czy to dla obywatela Wyspiańskiego, czy dla pani premierowej, zakonspirowanej na afiszu pod nazwiskiem Nina Andrycz.