Artykuły

Nieprzydatna analiza farsy

1.

Treść sztuki jest żadna, przedstawienie jest dokładnie o niczym. Teatr na szczęście wcale tego nie ukrywa. I to, że nie ukrywa, daje mu z miejsca prze­wagę wobec 3/4 całej masy teat­ralnej produkcji, która przecież także jest o niczym, chociaż usil­nie przekonuje nas o swoich przepastnych głębiach i nowo­czesnym artyzmie.

2.

Alan Ayckbourn o swojej twórczości: "Jestem pomiędzy Scyllą i Charybdą, jeżeli bowiem będę opowiadał moje historie strasznie uroczyście i serio, bez żadnych sztuczek, to nikt nie ze­chce ich oglądać. Doprawdy, mu­szę je tak pisać, by były zabawne i zajmujące, by przyciągały uwa­gę - nie w tym znaczeniu, że mają być krzykliwe, ale powin­ny ludzi fascynować. Chcę, by widzowie mówili: Boże, to mnie trzymało w napięciu od początku do końca! A moją rzeczą jest za­stosować wszelkie środki techni­czne, jakimi dysponuję" (wypowiedź z książki Iana Watsona "Conversations with Ayckbourn"; przełożył dla programu Teatru Współczesnego Piotr Szymanowski).

W farsie "Jak się kochają" takim technicznym "chwytem" jest bar­dzo precyzyjnie skonstruowany symultanizm przestrzenny i cza­sowy. W pierwszym i trzecim akcie oglądamy życie dwóch par małżeńskich niejako nakładane na siebie: na scenie znajdują się mieszkania obydwu małżeństw jednocześnie. Akt drugi opowia­da o wizycie trzeciej pary: u pierwszego duetu byli w czwar­tek, u drugiego w piątek, a my obie te wizyty znowu oglądamy jednocześnie. Bardzo to jest chytrze wymyślone i trudne za­dania stawia przed realizatora­mi. Scenograf Marcin Stajewski przemyślnie splótł obydwa mieszkania, pamiętając przy tym o niezbywalnym warunku farsy: maksymalnej ilości drzwi - tu było ich sześcioro. Reżyser Ma­ciej Englert z wielkim powodze­niem sprostał arcytrudnym obo­wiązkom "zawiadowcy stacji": z sekundową precyzją ustawił działania sceniczne tak, by pro­wadzone równolegle akcje nie nachodziły na siebie wzajemnie, by widz orientował się, co do czego należy i kto do kogo mówi, by wygrać wszystkie efekty komedii pomyłek, by ani na chwilę nie wytracić tempa, nie dać widzom odetchnąć.

3.

Przy wszystkich zaletach robo­ty wykonanej przez autora, tłumacza (Kazimierz Piotrowski), reżysera i scenografa nie byłoby pewnie o czym mówić, gdyby nie fantastyczna dyspozycja szóstki aktorów.

ZOFIA KUCÓWNA. Wcielenie zasady głoszącej, że świadectwem wielkiej klasy towarzyskiej, świadectwem dystynkcji jest doskonała swoboda bycia. Oczy­wiście, nie brak także śmiesznostek, jest staromałżeńskie celebrowanie rytualnego jajka na śnia­danie. Ceremonialne sprzeczki z mężem. Nade wszystko jednak ów pełen wdzięku i humoru, swobodny spokój, umiejętność "znalezienia się" w każdej sytuacji, nawet najbardziej zwario­wanej sytuacji farsy. Znaliśmy taką Kucównę - choćby z "Opowieści mojej żony" - tu jej genre przylega idealnie do postaci.

CZESŁAW WOŁŁEJKO. "Na wieki wieków amant". Miękki, pełen ciepła, łączy podobną par­tnerce dystyngowaną swobodę by­cia z nie przesadzonym, szalenie śmiesznym "uroczym trzpiostwem" (roztargnienie, plotkar­stwo, niewyżyte ambicje majsterkowicza). Dyskretny charme, uwodzicielski głos, gest, spojrze­nie - kto jeszcze potrafi dziś tak grać, bawiąc się w dodatku samym sobą?

MARTA LIPIŃSKA. Tu kobie­ta nowoczesna, z głową zaprząt­niętą modnymi głupstwami, zbuntowana przeciw banalnym damskim obowiązkom: dbaniu o dom, dbaniu o swój wygląd. Ro­la wystudiowana: warto się przyglądać, jak aktorka obnosi nieefektowne, zbrzydzające syl­wetkę kostiumy, jak siada kośla­wo, jak robi absurdalne awantu­ry, o których zapomina po se­kundach. Kiedyś nagminnie ob­sadzano Lipińską w rolach panienek lirycznych, od pewnego czasu dobiła się prawa do odmiennego emploi; w rolach ko­mediowych jej sceniczny temperament znajduje pole do popisu.

KRZYSZTOF KOWALEWSKI. Jowialny, tęgawy nerwus, ama­tor piwka, wygodnego życia, cza­sem cudzej żony. Rozśmiesza dość grubymi środkami w sek­wencji pijackiego rozbijania przyjęcia we własnym domu, ale potrafi też być autoironiczny, gdy narzucającą mu się głupiut­ką dziewczynę nonszalancko sprowadza do roli służącej. Większość gagów farsowych Kowalewskiego już widzieliśmy, są one jednak wciąż doskonalone i pozostają niezawodne.

WIESŁAW MICHNIKOWSKI. Polski Stan Laurel. Rozkosz dla miłośnika aktorstwa oglądać te serie bezbłędnych etiudek - kolejne kłopoty nieśmiałego, nieobytego urzędnika na przyjęciu: z dzwonkiem, płaszczem, kapelu­szem,, partnerką, talerzem, kon­wersacją. I później wybuchy nie­okiełznanego gniewu przeplatane płaczliwymi załamaniami. Nieza­wodna mimika. Michnikowski: aktor tak popularny, a jednak wciąż chyba nie doceniony na swoją miarę - jednego z naj­lepszych komików współczesnoś­ci.

BEATA POŹNIAK. Olśniewa­jąca, nie znana dotąd w War­szawie aktorka z Gdańska robi z siebie niepowtarzalnego koczkodana: na sztywno rozstawio­nych nogach, z groteskowo dyn­dającą torebką, z bezmyślną twarzą śmiesznej lalki, zwieńczo­ną monstrualnym kokiem. Zno­wu : świetnie wypracowane etiudki - picie toniku, sposób siedzenia na kanapie, nagły wy­buch inicjatywy w akcie III. I w tym wszystkim ścisłe rygory: nieprzekraczanie granic dobrego żartu.

Fenomenalny sekstet!

4.

Farsa "Jak się kochają" zrobio­na i grana jest inteligentnie. Co to znaczy? Dwie rzeczy: po pierwsze, żaden gag nie jest nie­uzasadniony. Nie ma żadnego wywoływania śmiechu za wszelką cenę, niczego żenującego. Wszystkie żarty - od najbardziej subtelnych i wyrafinowa­nych rysów postaci po wysypywanie Michnikowskiemu półmis­ka makaronu na głowę - mieszczą się w logice akcji i zgodne są z charakterami postaci. Po drugie, nie oglądamy ani idioów, ani błaznów, lecz zwykłych, całkiem niegłupich, nieco śmiesznych ludzi.

5.

Tego co dziej się na Mokotowskiej w dniu rozpoczynania przedsprzedaży na kolejną serię "Jak się kochają", polskie sceny nie widziały od dawna (choć np. brainża meblarska ma to na co dzień). Stanie całonocne, komi­tety kolejkowe, sprawdzanie list społecznych. Ostatnie notowanie wolnorynkowej ceny biletu: 700-800. Ludzie z tzw. dojściem walczą o wejściówki i stoją po­tem prawie dwie godziny pod ścianami. Wiem, bo wytężając całe doświadczenie czasów studenckich, z najwyższym trudem zdobyłem dla siebie straponten. A przecież jest to sztuka sprzed kilkunastu lat, dawno przełożona, znana ludziom tea­tru; przez sezony całe pies z ku­lawą nogą do niej nie zaglądał. Więc co, olśnienie? Czy szczęś­liwy układ konstelacji niebieskich: inteligentny reżyser, roz­gwieżdżona, w dziesiątkę utrafiona obsada i dziki głód dobrej, niegłupiej rozrywki ? Chyba właśnie tak.

6.

Teraz powinienem napisać wnioski moralizatorskie. Panowie reżyserzy, panowie dyrektorzy teatrów, oto przykład oszałamia­jącego sukcesu, wziął się on z takich i takich przyczyn, anali­zujcie, uczcie się, życzę sukce­sów. Tak powinienem napisać, ale nie napiszę. Nie mam zamia­ru się wygłupiać.

Cóż to bowiem za sukces? Na żaden festiwal toto nie pojedzie, przez nikogo za ambicje po­chwalone nie zostanie, władza nie pogłaszcze za ideologię, śro­dowisko nie poszepcze przychyl­nie za kontestację. Nikt z kolegów-praktyków się tym nie przejmie, na niczyje plany ar­tystyczne to nie wpłynie, dla ni­kogo nie będzie konkurencją. Że ludzie walą? Jeżeli to miałoby być miarą sukcesu, to, rozumiem, miarą klęski byłyby teatry, do których ludzie nie walą. A tym­czasem bezustannie, z zawodo­wego obowiązku chodzę do teatrów, których widownie przy­pominają warcabowe plansze pod koniec partii, gdy większość pionów jest już zbitych - i ja­koś nie słyszę o klęsce.

Sukces frekwencyjny nie jest sukcesem i świecić w oczy innych dyrektorów hitem ze Współczesnego nie ma sensu, dlatego że nie istnieje u nas po­jęcie konkurencji teatralnej. Każda scena osobno, niemal w izolacji, trzaska premierę za premierą, wyrabia plan artystyczny, a potem ewidentne knoty utrzy­muje tygodniami i miesiącami na afiszu, nieśmiertelnymi meto­dami ściągając "frekwencję". Tak wygląda reguła. A jak się trafi taki szał, jak farsa Ayckbourna, to jest to przecież cielę z dwoma głowami, wybryk na­tury. Można się nad nim nadziwować, ale, broń Boże, nie trze­ba wyciągać żadnych wnios­ków.

I to jest dopiero farsa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji