Artykuły

Sztuka o Kalchasie

"Dialog" drukując debiutancką sztukę Choińskiego "Krucjata", wysoko uhonorował autora przez sam fakt zamieszczenia jego utworu, mimowolnie jednak wyrządził mu krzywdę. Bo w tym samym numerze poprzedził "Krucjatę" sztuką Romana Brandstaettera "Śmierć na wybrzeżu Artemidy", Choińskiego czytało się więc bezpośrednio po lekturze Brandstaettera, który prezentuje własną, piękną poetycką wersję dramatu Ifigenii. Konfrontacja taka musiała wypaść dla autora "Krucjaty" bardzo niekorzystnie. Tym więcej, że Brandstaetter, chyba, pierwszy w światowej literaturze, liczącej tyle różnych wersji mitu, Ifigenii, pokazał tę postać w pełnym ludzkim wymiarze. Ifigenia Brandstaettera jest nie przedmiotem, lecz podmiotem tragedii, dokonuje świadomie, wyboru w imię własnych racji moralnych.

Choiński o Ifigenii*) nie ma nic do powiedzenia. Oleodrukowa dzieweczka, bezwolna owieczka prowadzona na rzeź pod nóż Kalchasa. Ale też właśnie Kalchasa a nie Ifigenię czyni Choiński centralną postacią dramatu. W koncepcji Choińskiego Kalchas jest zboczeńcem i dokonany przez niego mord ma podłoże wyłącznie seksualne. Koncepcja tyle oryginalna i śmiała, co ryzykowna i śliska, i w zamyśle i w wykonaniu. Bo rozwiązanie podane jest na zasadzie zaskakującej niespodzianki w stylu telewizyjnej "Kobry". Od "Kobry" nie żąda się jakichś solidnych motywacji psychologicznych, wystarcza namiastka logicznej ciągłości i prawdopodobieństwa. W teatrze to nie wystarcza.

Sztuka może się bronić jedynie walorami warsztatowymi, które zdumiewają u młodziutkiego debiutanta, umiejętnością prowadzenia intrygi, dialogu, budowania scen, wreszcie niektórych postaci (Odysseusz, Achilles, Ajaks I), ale przede wszystkim racjonalistycznym, współczesnym, nie, wolnym od młodzieńczej przekory spojrzeniem na mit, na "podszewkę" mitu i jego użytkową funkcję.

To oczywiście bardzo wiele, jak na debiutanta. To na pewno zadatki dużego talentu. I jeśli nie witam debiutu Choińskiego z takim entuzjazmem, jak inni krytycy, to dlatego, że doceniając zdumiewającą w tak młodym wieku i to w pierwszym scenicznym utworze dojrzałość pisarską w sensie sprawności warsztatowej - dostrzegam jednocześnie brak jakiegoś wyraźnego, ideowego i moralnego żarliwszego zaangażowania autora, jakąś klasycyzującą gładkość, jakąś zubożającą dosłowność w traktowaniu antycznego tworzywa bez własnych propozycji moralno-ideowych, osadzających sztuką w naszej współczesności.

Teatr włożył wiele wysiłku, by debiut ukazać w możliwie najlepszym kształcie scenicznym. Niektórzy aktorzy próbowali zakotwiczyć we współczesności przedstawienie, udało się to w pełni jedynie JANOWI MATYJASZKIEWICZOWI (Odysseusz), HANNIE SKARŻANCE (Klitemnestra), ROMANOWI WILHELMIEMU (którego Achilles był pulsującą krwią sztuki). WOJCIECH RAJEWSKI miał chyba rolę najtrudniejszą, musiał bowiem doprowadzić do zaskakującego tragicznego finału, podbudował więc rolę wielu własnymi trafnymi podtekstami i chyba ją uratował. I jego głównie jest zasługa, że sztukę odbieramy ze znacznie mniejszymi oporami w teatrze niż w lekturze. Ifigenia teatralna miała jeszcze mniej do powiedzenia niż skreślona przez autora. Bardzo zdolną młodą aktorkę niepotrzebnie obsadzono właśnie w tej roli. Próbowała się "przełamać" i poszła chyba na daleko.

Reżyser JAN BRATKOWSKI prowadzi przedstawienie czysto, gładko, buduje dobrze sceny, czasami tylko za bardzo zwalnia tempo. I jeśli spektakl pozostawia niedosyt, jeśli nie stanowi intelektualnej i moralnej prowokacji, jeśli "połyka" się go za gładko, to wina leży już poza teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji