Artykuły

Debiut

Achilles z Krucjaty jest przede wszystkim bardzo młody, młodszy od swego eurypidesowskiego pierwowzoru. Na scenie śmieje się nawet za dużo, żeby tylko jak najbardziej podkreślić tę młodość. Rozsiada się na krześle w podkasanym chitonie, wykpiwa i dewaluuje cyniczną dojrzałość i doświadczenie otaczających go starych królów i wodzów. Jest właściwie jeszcze bardziej cyniczny niż oni, śmieje się z bogów, z historii, z władzy, mówi otwarcie to, o czym tamci jedynie ostrożnie wspominają. A zarazem jest od nich o wiele bardziej spokojny i wewnętrznie uporządkowany. Ma swój ideał, jest zakochany w Ifigenii. Klitemnestra stara się rozproszyć jego złudzenia, mówi o starości, o małżeństwie, o Ifigenii z podwójnym podbródkiem i obwisłą piersią, otoczonej dziećmi. Ale jej słowa trafiają w próżnię. Nie dlatego, że Achilles za mocno wierzy w swój ideał, dlatego, że Achilles niczego w ogóle nie idealizuje, choć nawet mówi o gwiazdach i wiecznej młodości. Jego dążenie jest zwykłe i przyziemne. On właśnie chce po prostu spokojnie żyć w swoim własnym domu, chce, żeby żona czekała na niego na progu z dzieckiem na kolanach, tylko konwencja sztuki sprawia, że mówi o pałacu, a nie o domku jednorodzinnym z pralką, telewizorem i lodówką. Cynizm bądź wyrachowanie starego pokolenia, w tym wypadku: Agamemnona, Idomeneosa, Menelaosa, Diomedesa, zebranych w Aulidzie przed wyprawą na Troję, podszyty jest nutą goryczy. Jest wynikiem rezygnacji z wyznawanych kiedyś ideałów. Obok nich w osobach Achillesa i Patroklesa wyrosło nieoczekiwanie nowe pokolenie, które od razu, niezwykle rozsądne i pewne siebie, zwraca się ku celom bliskim, a przynajmniej jasno określonym i przez to osiągalnym.

Sceniczny debiut autora Krucjaty w teatrze "Ateneum" jest dość niezwykły. Dwudziestoletni chłopak napisał sztukę dramaturgicznie w pełni dojrzałą, zręcznie zbudowaną, bez pustych miejsc, z dobrze postawionymi, choć nie dającymi zbyt wielkiego pola do aktorskiego popisu rolami. I to jest naprawdę wielka zdobycz "Konkursu Debiutów Dramatycznych" zorganizowanego przez "Ateneum". Odkryty został tak na ogół rzadki w naszej literaturze dramaturg z prawdziwego zdarzenia, fachowiec, który od razu pisze sztukę mogącą na pewno wytrzymać próbę sceny. Zarazem przykład Krucjaty pokazuje wyraźnie, że cały anty teatr, próby przebudowy dramatu podjęte w ostatnim dziesięcioleciu, zastąpienie akcji dzianiem się, rozbicie dialogu, zamiłowanie do groteski, do przejaskrawień, przestały być modą atrakcyjną przede wszystkim dla młodych, stały się teatralnym stylem epoki, przyjmując jej bagaż filozoficzny i ideologiczny. Choiński wyróżnia się spośród wielu starszych kolegów i naśladujących ich swoich rówieśników, właśnie czystym, tradycyjnym warsztatem, umiarem, poprawnością. Stara się też wypowiadać myśli tylko swojego pokolenia o wiele bardziej rozsądnego niżby się zdawało, nie przejmuje się zwątpieniem i rezygnacją dorosłych. Nie wstydzi się tego, że jest młody. Ale poza tym w Krucjacie jest już niewiele. Nie jest ona na pewno, w samym swoim założeniu, tragedią dawnego typu, nie jest też tragedią współczesną, w której Fatum zastępuje historia. Ifigenia nie ginie tu z wyroku Artemidy, w którą od początku nie wierzy nikt, ani na scenie ani na widowni, ale jej śmierć nie jest też wynikiem politycznej konieczności, choć istnieją na to przesłanki w samym tekście sztuki. Ofiara z córki Agamemnona okazuje się po prostu zbrodnią na tle seksualnym. Spory achajskich wodzów zmieniają się w pojedynki na miecze. I boga i historię zastępuje przypadek.

W teatrze nie próbowano pokazać nic więcej poza tym co jest w tekście, ani powiedzieć nic więcej, bo byłoby to zupełnie niepotrzebne. Całe przedstawienie w reżyserii Jana Bratkowskiego jest bardzo wyrównane, nie ma żadnych załamań rytmu, nie ma żadnej źle postawionej, czy niewłaściwie obsadzonej roli. Scenografia Krystyny Zachwatowicz, w swoim anty estetyzmie właściwie już trochę konwencjonalna, bardziej konsekwentnie wypowiada się w kostiumach, które jednak zbyt mocno chyba obnażają anatomiczne niedostatki dzisiejszych herosów.

Na czoło przedstawienia wysuwa się zdecydowanie Achilles (Roman Wilhelmi), z początku za bardzo, później rzeczywiście i naturalnie młody. Najniewdzięczniejszą rolę; ma Elżbieta Kępińska jako Ifigenia, w scenach z Achillesem oboje mówią o miłości bez patosu i "poezji", ale muszą zająknąć się przemawiając autentycznym językiem dzisiejszych dwudziestolatków. Bardzo dobra Skarżanka jako Klitemnestra. Kalchas (Rajewski), to obok Achillesa najważniejsza postać w przedstawieniu. Rajewski i Matyjaszkiewicz (Odyseusz) dźwigają na barkach ciężar całej, zresztą bardzo zręcznie zbudowanej, sensacyjnej intrygi, ani razu nie ulegając pokusie odegrania tylko ról detektywa i zwyrodniałego mordercy.

W idealnie zamkniętej w ramach reguły trzech jedności sztuce jedynym odstępstwem jest epilog stanowiący próbę komentarza. Oszukany Achilles, nie wiedząc o śmierci Ifigenii płynie ku Troi. Ale nie to jest w Krucjacie, chyba wbrew zamierzeniom autora, naprawdę tragiczne. Achilles płynie zburzyć miasto i chce to zrobić prędko i dobrze. Bo chowa w sercu swój nieskalany, konkretny ideał, tęsknotę do żony czekającej na progu cichego domku w dalekiej Tessalii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji