Artykuły

Pippi poznaje narzędzia tortur

DOMINIKA KLUŹNIAK z pewnością nie jest typem diwy czy amantki, a jednak ma niezwykłą umiejętność - przykuwa uwagę nawet, gdy pojawia się w niewielkich aktorskich zadaniach.

Wie, jak jedną ręką podnieść konia w kropki i jak pozbyć się cellulitu. Nam aktorka opowiada m.in., jak została ekskluzywną warszawianką. Z aktorką Dominiką Kluźniak spaceruje Jolanta Gajda-Zadworna.

Na półce ma już trzy statuetki Feliksa Warszawskiego i Nagrodę im. Zelwerowicza. Pierwszego Feliksa dostała za drugoplanowe role: Jaruszki w "Obsługiwałem angielskiego króla" oraz Jadwisi w "Pamiętniku" Teatru Dramatycznego.

To było siedem lat temu, niemal tuż po ukończeniu stołecznej Akademii Teatralnej. 2008 rok przyniósł jej Feliksa i Nagrodę Zelwerowicza za postać Pippi w spektaklu, który dla Dramatycznego wyreżyserowała Agnieszka Glińska. Rok ubiegły - też Feliks. Zapracowała na niego rolą Aleksandry w "Sztuce bez tytułu", którą wystawił Teatr Współczesny.

Kobieta ekskluzywna

Dominika Kluźniak z pewnością nie jest typem diwy czy amantki, a jednak ma niezwykłą umiejętność - przykuwa uwagę nawet, gdy pojawia się w niewielkich aktorskich zadaniach.

Poza Pippi, którą w jej interpretacji pokochali zarówno widzowie dziecięcy, jak i dorośli, szerszą popularność przyniosły aktorce role serialowe. Przede wszystkim potraktowana z przymrużeniem oka krawcowa Iza w TVN-owskiej "BrzydUli".

We wchodzącym właśnie do kin "Jak się pozbyć cellulitu" zagrała jedną z głównych ról. Dzięki niej przeistoczyła się na ekranie w ognistą, nie tylko z racji rudych włosów, komediowo wyrafinowaną Ewę Silberberg. Aktorka żartuje, że przez kilka tygodni, inaczej niż w życiu prywatnym, była kobietą ekskluzywną, poruszała się po Warszawie luksusowymi samochodami i miała dość oryginalną, nawet jak na historyka sztuki, pasję - narzędzia tortur, które jej bohaterka postanawia pokazać na wielkiej wystawie.

Miasto z marzeń

Filmowej Ewy Silberberg trudno nie zauważyć. Dominika Kluźniak na co dzień preferuje raczej styl nierzucający się w oczy. Na spotkanie przyszła z ledwo widocznym makijażem. Przypadkowi przechodnie odbierają ją czasami jak nastolatkę. Tymczasem jest już mamą. I z takiej perspektywy patrzy dziś na miasto, które kilka lat temu wybrała sobie "na życie".

Do Warszawy przyjechała, jak mówi, z powodu marzeń.

Szkoły aktorskie są w różnych miastach w Polsce, w jej rodzinnym Wrocławiu też, a jednak tuż po maturze Dominika zdecydowała, że wyjedzie do stolicy, chociaż na dobrą sprawę nie było ją na to stać.

- Rodzice jednak tak związali koniec z końcem, że mnie do tej Warszawy wysłali. Mimo że to było dużo ponad nasze możliwości - wspomina. - Mama wyszukała mi mieszkanie z koleżanką, mogłam jechać i... jestem tu od dziesięciu lat.

Początkowo jej kontakt z miastem opierał się na daleko posuniętym dystansie i ograniczonym zaufaniu, głównie do własnej orientacji w terenie.

- Bałam się, że się zgubię, zwłaszcza w podziemnych tunelach koło Dworca Centralnego czy przy Rotundzie. Nie wiedziałam, gdzie wyjść, w którym momencie skręcić - śmieje się.

Uważa, że rodzinny Wrocław jest bardziej przyjazny dla gości. Jako świeżo upieczona warszawianka zamieszkała przy ulicy Ordynackiej, blisko szkoły. Ponieważ na pierwszym roku ma się tylko czas, by dojechać do domu i położyć się spać, poruszała się głównie na trasie: Miodowa - Ordynacka.

Potem, stopniowo, poznawała inne rejony miasta. Jakiś czas mieszkała przy Nowym Świecie. - Było bardzo fajnie - ocenia.

Dosłownie na chwilę przeniosła się na Nowe Miasto, a potem trafiła na ulicę Elektoralną.

- W Warszawie są takie miejsca, bardzo ważne historyczne, które jednak nie mają dobrej energii - mówi.

Mieszkanie na Elektoralnej było piękne, okolica też całkiem, całkiem, a jednak czuła się tam źle. Chodziła przygnębiona i rozdrażniona. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, przeniosła się na Ochotę, potem na Wolę, by w końcu zatrzymać się na Ursynowie, blisko Lasu Kabackiego.

- Znalazłam swoje miejsce w Warszawie - zapewnia. - Wielu ludzi kręci nosem, że Ursynów, blokowiska itd. Ale tu jest pełno zieleni, dużo placów zabaw. Mam małą córeczkę i na co dzień doświadczam, że to znakomite miejsce dla rodzin z dziećmi.

Podoba się jej zwyczaj, jaki biegacze i spacerowicze z Lasu Kabackiego przejęli od wspinających się turystów - pozdrawiania się. Przypomina jej wyprawy z babcią po górach.

Czas dorosnąć

- Kiedy jestem na Ursynowie, nie tęsknię za centrum - mówi.

W wolnych chwilach, kiedy już do centrum przyjedzie, zagląda do empiku lub Czułego Barbarzyńcy. Na Ursynowie też odkryła niezłą księgarnię - Stentora (ul. Przy Bażantarni 11).

Przede wszystkim jednak dzieli czas na dom i pracę.

Ogromny sentyment ma wciąż do Teatru Dramatycznego, gdzie zaczęła pracować jeszcze w trakcie studiów. Wciąż zdarza się jej powiedzieć lub pomyśleć "u nas w Dramatycznym", choć jest teraz aktorką Teatru Narodowego. - To było siedem wspaniałych lat - ocenia.

Ale zmiany w życiu są nieodzowne, więc teraz oswaja się z nową teatralną rodziną i, być może, nowym wizerunkiem. Chociaż nie chciałaby zostać zaszufladkowana jako aktorka komediowa.

- Pierwszym, który uwierzył w mój komediowy talent, był tata - zdradza. - Później przyszły m.in. epizody w filmach Andrzeja Saramonowicza (naczelna magazynu "Biba!" Milena Bambryś w "Lejdis" oraz "Idealny facet dla mojej dziewczyny"). Dominika Kluźniak nie tylko w nich bawiła, ale też dorosła.

- I bardzo dobrze - stwierdza. - Szkoda by było jechać tylko na biednej Pippi. Niedawno skończyłam 30 lat i dobrze by było doskoczyć w filmie do tego, kim w tym momencie jestem.

Życie na obcasach

Dojrzałość ekranowych postaci mierzy się również pozornie błahą sprawą - wysokością obcasów. Ponieważ jako filmowa Ewa Silberberg dużo chodziła w eleganckich pantoflach, zaczęła zwracać uwagę na... warszawskie trotuary.

- Kiedy wędrowałam z Julką w wózku po Ursynowie, stawiałam na wygodę i nagle tego lata odkryłam coś tak fantastycznego, jak wysokie obcasy - opowiada. - Jak się przez pierwszy miesiąc przebrnie, to potem jest super. Tylko te warszawskie chodniki... Nie mogły ich zaplanować kobiety. Poruszanie się samochodem też nie jest łatwe. - Od kilku lat jeżdżę po Warszawie autem. Zawsze gdy jestem w Gdyni czy Wrocławiu, zastanawiam się, skąd biorą się takie różnice w zachowaniach kierowców. Warszawiaka za kierownicą od razu się pozna. Ja też nabieram złych nawyków, ale staram się pilnować. Choćby światła "dziękuję" włączyć, jeśli ktoś przepuści. To fajny zwyczaj.

Zdradza, że zdarza się jej zakląć w samochodzie. - Najgorsza jest pora dojazdu na spektakl w korkach. Wtedy: "Gdzie jedziesz..." czasami się wyrwie...

Być jak... Kwiatkowska

Temperament aktorki dużo wcześniej dostrzegł Andrzej Saramonowicz. Twierdzi on, że Dominika Kluźniak to wulkan w drobnym ciele. Z wielkim vis comica. Jej grę w "Jak pozbyć się cellulitu" porównał do stylu i klasy Ireny Kwiatkowskiej.

- Kiedy to przeczytałam, zarumieniłam się. Włożyłam w ten film dużo serca, ale po takiej laurce trochę się boję. Podobne porównanie ogromnie zobowiązuje - przyznaje aktorka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji