Artykuły

In statu nascendi

Jest w tych zapisach coś fascynującego, czasem jedno słówko, jakiś obyczajowy obrazek, jakaś puenta, co skłania do dalszego obcowania z opasłym dziennikiem - o "Raptularzu" prof. Zbigniewa Raszewskiego pisze Hanna Baltyn.

"Żyjemy w kraju bardzo długich pałek i bardzo krótkiej pamięci" - powiedział Profesor (tak go nazywali wszyscy w teatralnym środowisku) w roku 1990, na dwa lata przed śmiercią. Dobrze wiedział, co mówi, był bowiem jednym z najwybitniejszych polskich humanistów, wielkim historykiem teatru, choć jednocześnie szarą eminencją, osobą ważną, choć znaną raczej wtajemniczonym. Ściągnięty z Poznania do Warszawy przez Leona Schillera, współredagował z nim i Bohdanem Korzeniewskim wydawany przez Instytut Sztuki PAN "Pamiętnik Teatralny". Pisał fascynujące książki (jak choćby biograficzna opowieść o Bogusławskim czy wspomnienia bydgoskie), nadzorował wielkie projekty słownikowe i encyklopedyczne. W młodości układał wiersze i bawił się w teatr. W 1975 zgodził się poprowadzić seminarium i patronować nowo otwartemu w PWST Wydziałowi Wiedzy o Teatrze. Spod jego ręki wyszła przeszło czterdziestka magistrów. Zawsze gromadził teczki, a w nich "donosy rzeczywistości": ciekawostki, notatki, wycinki. Od jesieni 1965 pisał dziennik, nazwany staroświecko raptularzem. W rok po śmierci Zbigniewa Raszewskiego ukazał się przygotowany przezeń za życia do druku Raptularz 1967/68 opisujący sprawę Dziadów, wydarzenia marcowe i antysemickie hece wywołane przez komunistyczną władzę. Po nim dwa inne tomy, od 1965 do 1969 roku.

Nie ukrywam, że zżerała mnie ciekawość, co jeszcze kryje się w teczkach i tekturowych "kompakturkach" formatu A5, choć trudno się było spodziewać sensacji na miarę pierwszego opublikowanego woluminu. Ale tak naprawdę czekałam na coś innego, na możliwość obcowania znowu z myślą Profesora, niezależną, celną, choć często świadomie anachroniczną (np. nie cieszy mnie negowanie w czambuł walorów muzyki atonalnej i sztuki abstrakcyjnej, ale jego w tym względzie stanowczość niejednokrotnie zmusza do głębszego zastanowienia). Raptularz opublikowany w całości po latach przygotowywania stał się nieoczekiwanym prezentem. Wydał go "Puls", a wydawał z uporem, latami zdobywając dotacje na kolejne etapy prac. Był to pomysł Zbigniewa Mentzla. Opracowania podjęli się Edyta i Tomasz Kubikowscy i pracę redakcyjno-edytorską wykonali wzorcowo (warte uważnej lektury jest też posłowie pt. Pustelnik z Placu Krasińskich). Zdarzył się zatem swego rodzaju l'acte gratuit, co to na tle szalejącej komercji sprawia wrażenie aż podejrzanego w swej bezinteresowności dziwactwa. Ale bez oryginałów i pasjonatów nie byłoby kultury.

W raptularzu jest wiele portretów i migawkowych zapisów o ludziach. W szkicu o rówieśniku Profesora, poznanym w czasie wojny dwudziestolatku Władysławie Tubielewiczu wyczytałam zdania znakomicie pasujące do samego Zbigniewa Raszewskiego. "Był chyba żywego usposobienia, ale bardzo opanowany". "Nie cierpiał roztrzepania". "Był niewątpliwie wrażliwy, na pewno miał lotną, żywą wyobraźnię, ale był też niesamowicie skupiony i uważny. Nie sposób było nie łączyć tego skupienia z jego rozległą wiedzą, gmntownym wykształceniem i klasyczną kulturą". Słowem, na młodych, którzy mieli szczęście zaznać z nim przygód edukacyjnych i pedagogicznych, robił wrażenie swą niesamowitą dyscypliną, nadludzką pamięcią, nieprzeciętną bystrością i lotnością myśli oraz rozległą wiedzą z gatunku "ten wie wszystko". Co pilniejsi wiele skorzystali, ci mniej pilni też nie wyszli ze szkoły teatralnej bez "ukąszenia Raszewskim". Najogólniej mówiąc, wynosiliśmy szacunek dla logiki wywodu, bezinteresowność w uprawianiu nauki, potrzebę wyrażania się jasno w mowie i piśmie, rzetelność przy badaniu i sprawdzaniu niepewnych faktów, zainteresowanie rzeczami ekscentrycznymi i nieoczywistymi, ostrożność wobec różnych owczych pędów współczesnej humanistyki, a nade wszystko umiejętność konstruktywnego myślenia na co dzień i od święta, niezależność sądu.

Zastanawiam się, co dziś osoba dwudziestoletnia może wynieść z lektury jego prywatnych zapisków - niekomponowanych przecież jako całość, ułamkowych, obciążonych w różnych okresach polityką i poważnymi, wyniesionymi z doświadczeń wojennych obawami, zapracowaniem, przesadnym przywiązaniem do modelu teatru uprawianego przez Kazimierza Dejmka, pogarszającym się stanem zdrowia, nawet pewnym gniewem na rzeczywistość, która w latach 80. zrobiła nagłą woltę i zaczęła pędzić w nieoczekiwanym kierunku. Dalej! Prędzej! Prędzej! Raszewski odmówił w pewnym momencie uczestnictwa, choć nadal pisał, i nie tylko dla siebie. Ostał się przy swojej historii i w swoich okopach. W 1968 roku ułożył zarówno komedyjkę polityczną (właśnie pt. Prędzej) jak długi list do przyszłego czytelnika, który może nawet dużo wiedzieć o rzeczywistości II połowy XX wieku, ale "nie czuje jej zapachu". Chciał dawać świadectwo prawdzie, jak ją postrzegał, bo o ile "bez piękna można, bez prawdy nie można żyć". Chciał godzić to, czego pogodzić się nie da: "Być w życiu, bardzo blisko, nawet tak, żeby go dotykać, gdy trzeba, a jednocześnie i każdej chwili tak daleko, aby je widzieć w jak największej rozległości i nie dać się unieść jego prądowi".

Niech więc ta dwudziestoletnia osoba, o ile interesuje się życiem, historią czy teatrem, czy może jednym, drugim i trzecim, podejmie własny dialog ze zmarłym dawno Profesorem, bo na gorących rozmowach zawsze autorowi Raptularza zależało. Na przykład przeczyta opis gry Gustawa Holoubka z grudnia '68. Daje do myślenia, choć dziś nikt tak nie pisze. Albo rozważania o starej i nowej inteligencji uzupełnione zdankiem z innego zapisu: "Póki są na świecie klauzurowe zakonnice, buddyjscy mnisi i historycy teatru, jeszcze nie wszystko stracone". Albo uwagi o nudzie w teatrze czy właściwościach socjalizmu i epoki Jaruzelskiego.

Wiele czarnych diagnoz politycznych Profesora na szczęście się nie sprawdziło. Wiele złotych myśli zwietrzało. Drażnić mogą "opisy przyrody", pedantyczne notatki o wizytach u krewnych i znajomych czy mechaniczne kwitowanie żmudnej badawczej pracy ("nad Bogusławskim"). Niepokoić wzmianki o pojęciach abstrakcyjnych w kontekście wiary i religii. A jednak jest w tych zapisach coś fascynującego, czasem jedno słówko, jakiś obyczajowy obrazek, jakaś puenta, co skłania do dalszego obcowania z opasłym dziennikiem. Cieszę się, że edytorzy nie posłużyli się formułą "the best of" i nie dokonali za mnie wyboru. "Świata, w którym żył Zbigniew Raszewski, już nie ma" - kategorycznie i słusznie stwierdza Tomasz Kubikowski. To fakt. Ale jest Raptulan, który pozwala zajrzeć w przeszłość przeżywaną jako teraźniejszość przez polskiego inteligenta najlepszej próby.

Zbigniew Raszewski "Raptularz", T. 1-2. - Londyn : "Puls Publications", 2004.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji