Artykuły

Kapusta i zając

No i co, reżyserze Piotrze Cieplaku - warto było cudować? Jakoś tak zapytałem, tak w powietrze rzuciłem retorycznie i cicho, gdy przez miasto przeszła wieść, że do premiery "Czekając na Godota" w Narodowym Starym Teatrze raczej nie dojdzie - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Był sens wymyślać inscenizacyjne cuda na kiju? Był sens w imię odkrywczej oryginalności reżyserskiej łapać się prawą nogą za lewe ucho? Był sens na siłę, a nawet na chama wmawiać samemu sobie istnienie w tej Samuela Becketta krystalicznej konstrukcji jakiejś w istocie przecież absolutnie niemożliwej dziury - i na próbach zatykać ją swymi ambitnymi pomysłami? Był sens poprawiać nieomylne? Był sens majstrować przy idealnej kuli?

Poeta Świetlik sprawę ujął inaczej, melancholijnie, nostalgicznie łącząc dzieciństwo z dojrzałością. Powiedział: "Beckett? Czyż z jego dziełami scenicznymi nie jest podobnie, jak z książkami dla dzieci - tomami służącymi do kolorowania? Na każdej stronie tylko biel i czarne kreski - szkice rzeczy, roślin, zwierząt, ludzi. Na przykład: zając chrupie kapustę. Co wobec takiego obrazka robi mądre, czyli normalne dziecko? Bierze woskowe kredki i wypełnia zająca i kapustę barwami, uważając przy tym, by zając nie był zielony, a kapusta beżowa, oraz by nie wychodzić z kolorem poza kontur. To wszystko. Mądre, czyli normalne dziecko jest jak mądra, czyli normalna barmanka, która nas obsługuje. Gdyby nie uszanowała konturów naszych szklanych naczyń i nalewała awangardowo, bez opamiętania, do wiwatu - co by się stało? Maestro Kiwi by ją z pracy wyrzucił za uświnienie blatu! Gdyby zaś nalała nam nie to, o cośmy prosili - musiałaby uciekać w podskokach!".

A my - o co prosimy? O to, by podano nam to, cośmy zamówili A zwłaszcza o to, by ten, który powiada, że zaserwuje nam "Czekając na Godota" Samuela Becketta - zaserwował "Czekając na Godota" Samuela Becketta, nie co innego. Czy nie chcieć być zrobionym w kretyna - to w dzisiejszych czasach naprawdę dużo tak, że aż niemożliwe do spełnienia? Niepoczytalne majstrowanie przy klasykach - ile razy już o tym pisałem, ja i stu innych? Ile razy śpiewano tę oto normalność:, Jeśli, dzielny reżyserze, sięgasz po Szekspira, Moliera, Czechowa, Brechta lub Becketta - po prostu uszanuj ich. A jeśli chcesz wystawić coś, co nie istnieje - to sobie to sam napisz"? Ile razy przykład muzyki dawano, piejąc: "Czemuż to, ach, czemuż jak ktoś sięga po DC Beethovena - to na koncercie słychać IX Beethovena, co do milimetra!"? No, ile razy? Niestety, maestro Kiwi nie jest dyrektorem teatralnym, więc z szacunkiem dla konturów największych dramatów jest, jak jest. O co ściśle chodzi z "Godotem..." w Starym? Różnie mówią na mieście. Że nie ma zgody właścicieli praw autorskich,gdyż reżyser przesadził z cudami swej radosnej twórczości: jakieś projekcje filmowe wprowadził, jakiejś muzyczce plumkać kazał, jakąś równoległą akcję wymyślił. Że Zaiks czegoś nie dopatrzył. Że teatr się spóźnił z jakimiś formalnościami. Ze z prośbą o ratunek trzeba do Antoniego Libery pielgrzymować, choć pewnie już za późno. I ponoć... Jaka jest prawda? Stawiam na szlaban z powodu reżyserskich cudactw.

Efekt? Żal. W końcu usłyszeć Krzysztofa Globisza i Jerzego Trelę mówiących z sobą frazami Samuela Becketta (nie wiem, który z nich którą rolę miał zagrać, ale to podobno oni mieli być Vladimirem i Estragonem), usłyszeć, jak dotykają zdań doskonałych - nie byle pętelka. Właśnie - dotyk. Klasa dotyku, sztuka cieniowania. Może z szacunkiem dla konturów dramaturgii jest dziś, jak jest, gdyż młodzieży teatralnej się zdaje, że kolorowanie " może dać w efekcie tylko płaski banał - zająca jako plamę beżu i kapustę w formie plamy zielonej. Więc młodzież dzielnie zeskrobuje kontury, żongluje kredkami i daje teatromanom beżową kapustę z długimi uszami, chrupiącą zielonego zająca z liściem zamiast ogona.

W obsługiwaniu gości, w nadawaniu kredkami życia dziecięcym książkom do kolorowania i napisanym światom dramatów scenicznych - chodzi zawsze o to samo. O delikatność ręki barmanki, dziecka, reżysera, aktorów, a nie o stawianie świata na głowie. Gdyby dyrektorem Starego Teatru był maestro Kiwi - premiera odbyłaby się punktualnie. I byłby to "Godot..." wyłącznie Becketta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji