"Krawiec" napisany
Marta Fik stwierdza: "Jest dramatopisarzem (tu pada nazwisko), który dostarcza teatrowi sztuk nie tylko dobrze napisanych, ale i wyreżyserowanych. Co więcej "reżyserskie" i "scenograficzne" didaskalia przylegają tu w sposób idealny do tekstu głównego". Pochwała przeznaczona - zdawałoby się - dla Różewicza. Przecież to jego "Akt przerywany" z 1964 roku składał się w 3/4 z didaskaliów. Jednak nic bardziej mylącego. Mowa jest bowiem o autorze, którego teksty są bardzo "literackie" a jednocześnie - "teatralne", którego cenią zarazem i krytycy, i publiczność; mowa jest o Mrożku.
Właśnie to jego didaskalia mimo (a może właśnie: dzięki) swojej lapidarności są tak istotne dla rozumienia i inscenizowania tekstów. Zwięzłości towarzyszy precyzja; autor kilkoma zaledwie zdaniami ustawia sytuacje, pisząc jednocześnie, jak inscenizacja wyglądać nie powinna. Brak zaufania do naiwnych - jego zdaniem - reżyserów? Dbałość o właściwy odbiór utworów - wbrew pozorom - trudnych, często wieloznacznych? Tak czy inaczej - autor "reżyseruje" sam.
W czasie, gdy Różewicz tworzył obfite didaskalia do "Aktu", Mrożek pisał "Krawca" - w roku 1964. Opublikował go - dopiero w 14 lat później ("Dialog" XI/1977). "Wydaje mi się jedną z najlepszych sztuk, jakie napisał Mrożek między "Tangiem" a "Emigrantami". Chyba nawet najlepszą - ocenia Konstanty Puzyna. W tym samym numerze "Dialogu" Małgorzata Szpakowska zestawia "Krawca" z "Operetką" Witolda Gombrowicza. Pewnik: utwór ważny.
Przeczytajmy więc "Krawca" uważnie - z didaskaliami. "Przy proscenium barokowa, złota i pusta rama lustra (...) Nad lustrem kopuła namiotu z tkanin drogich i ozdobnych, jak owe ciężkie i ozdobne tkaniny polowych kwater dla królów i wodzów w dawnych wiekach. Wszystko to na tle wielkiej zastawki przedstawiającej geometryczne ogrody wersalskie".
Otwierająca tekst didaskalia informują nas o umowności miejsca akcji. Dowiadujemy się jednocześnie, że dekoracje i rekwizyty będą symbolami - nie należy ich brać dosłownie. Ozdobna kwatera-namiot i wersalski ogród znajdujący się w jej wnętrzu(?) - to oznaki wielkiego zaiste wyrafinowania. A jest to właściwie - tylko pracownia krawiecka; z jakim więc przepychem (czyli kulturą - zdaniem Jego Ekscelencji) musi być urządzony pałac. Jednak po to, by domniemane przez nas wrażenie nie rozwiało się w zetknięciu z rzeczywistością - ani razu nie zobaczymy wnętrza rezydencji. W aktach pierwszym i trzecim akcja toczy się w namiocie, w drugim zaś - w pałacowym wprawdzie, ale tylko - przedpokoju.
Skądinąd wiemy (to już opinia Krawca), że kultura prawdziwa polega na kreowaniu, a nie - byciu kreowanym. Ten, kto tworzy - pozostaje w cieniu: garderoby, pracowni. W pałacowych wnętrzach dokonuje się - niczym na wystawie - jedynie prezentacji towaru wyprodukowanego gdzie indziej. Punkt obserwacyjny jest zatem dobrany doskonale; znaleźliśmy się w kwaterze osoby najważniejszej - szarej eminencji kultury.
Czy jednak miejsce akcji jest całkiem umowne, w sensie, w jakim "Król Ubu" Alfreda Jarry dzieje się w Polsce, czyli - nigdzie? Może właśnie przekornie spróbować osadzić Krawca nad Wisłą? Będzie to gra, próba rozszyfrowania aluzji; pokaże, do jakich - polskich - wyobrażeń odwołuje się Mrożek.
Wedle podręcznikowego komunału Warszawa to Paryż północy, a Wilanów - to polski Wersal. Idąc tym tropem nietrudno zauważyć, że geometryczne ogrody mają być wersalskie ze względu na styl; "wersalski" znaczy zatem tyle, co - potocznie - "francuski". A właśnie taki ogród mamy w Wilanowie, gdzie - jak wszyscy wiedzą - mieszkał Jan III Sobieski, który pod Wiedniem zdobył ów słynny namiot Kara Mustafy. Pamiętamy - " z tkanin drogich i ozdobnych..." Skojarzenia oczywiste - sytuują akcję w polskiej rzeczywistości. Jednak nie w konkretnej architekturze, jak to się dzieje np. u Wyspiańskiego ("Noc listopadowa", "Wyzwolenie" - dramaty miejsc), lecz w świecie podręcznikowych wiadomości o tym, co kulturalne.
Jan Jakub Rousseau mniemał w XVIII wieku, że nie ma "nic naprawdę łagodniejszego od człowieka w jego stanie pierwotnym. Znajduje się wtedy z woli natury w odległości jednakowej zarówno od tępoty zwierząt, jak od zgubnej oświaty człowieka żyjącego społecznie." Od tego czasu bujnie rozwinęła się tak cywilizacja, jak i poglądy jej przeciwników. Przestało się mówić o samym człowieku - zwrócono uwagę na ludzkie - środowisko. Carlos z "Krawca" - to russoista dość prymitywny, zwolennik prostego powrotu do natury; wroga widzi nie tyle w cywilizacji, co - w kulturze. Czytamy o nim: młodzieniec rozchełstany, w koszuli tylko i trykocie. Cienka szpada w pochwie poziomo zawieszonej. "Strój ten znaczy, szczególnie w zestawieniu z kostiumem Carlosowej matki - Nany - która występuje w "sukni elżbietańskiej, na niewidocznych koturnach".
Anglia elżbietańska to przecież także Anglia Szekspira; Carlos nie przypadkiem wygląda jak Hamlet. Lub raczej: aktor grający Hamleta w tradycyjnym szekspirowskim spektaklu. Wyobrażamy sobie: obcisły czarny trykot, cienka szpada, nerwowe ruchy... Tylko wygląda? Słowa Carlosa: "Porzuć, o matko, te maski sztuczności, co z ciebie czynią niecną kurtyzanę..." można zapisać - wzorem Paszkowskiego - tak: "Porzuć, o matko, te maski sztuczności,
Co z ciebie czynią niecną
kurtyzanę..."
Carlos - Jak Hamlet w klasycznym tłumaczeniu Paszkowskiego - wygłasza swą tyradę dźwięcznym, rytmicznym jedenastozgłoskowcem, i - jak Hamlet stryja Klaudiusza
- wyrzuca matce Krawca ("Matko! Znów do krawca?").
Zabawa w deszyfrowanie jest kształcąca, bo wskazuje na Mrożkowe upodobanie do aluzji - ikonograficznych i literackich. Ostatnia skłonność objawia się - jak zauważyliśmy - w postaci stylizacji, wykorzystujących głównie kanon polskich przekładów Szekspira. Ale właściwie bardziej istotne od tego, do czego autor się odwołuje, jest w ogóle to, że się odwołuje.
"Aluzja" - podaje w swym słowniku Doroszewski - "to niewyraźne, nieprzejrzyste, częściowo zamaskowane napomknienie o kim lub o czym, wyrażenie nie zawierające wyraźnej wzmianki (...) lecz pozwalające domyślać się tego". Otóż to: z jednej strony mniej więcej wiemy, o co chodzi, z drugiej jednak - nie precyzujemy, bo nie możemy - z różnych względów - rzeczy dopowiedzieć do końca. Aluzja pozwala rozprawiać o imponderabiliach, o sztuce, kulturze. Pomaga obracać się w kole ludzi wtajemniczonych, którzy zajmują się rozpoznawaniem wciąż tych samych motywów, występujących jedynie w nowych - układach.
Ale czy przez to kultura (pomijam sprawę uściślenia, czym ona w istocie jest - definicje można wyliczać bardzo długo) nie opiera swego istnienia na nieskończonej ilości aluzji? Aluzji - czyli nieco mglistych nawiązań do znanych i szanowanych tradycji, wartości, obrzędów, które powstawały kiedyś - w dość nieraz odległej przeszłości. Tak widziana kultura jest u Mrożka nie tyle przedmiotem rozważań bohaterów, ile - wzorem konstrukcyjnym dramatu.
Krawiec powiada, że "każdy chce nosić na sobie coś takiego, co noszą wszyscy, ale jednocześnie, czego nie ma nikt inny". I Mrożek bez skrępowania - ale subtelnie - korzysta z tego, co napisali lub wymyślili inni. Na przykład zamiast trudzić się nad własną charakterystyką wodza barbarzyńców - nadaje mu imię Onucy, wykorzystując to, co wiemy - dzięki lekturze "Nie-Boskiej komedii" - o osobniku imieniem Pankracy. Przy tym wypożyczone postaci i konflikty wprowadza do własnej sztuki nader zręcznie, z właściwą sobie ironią. Dzięki temu powstaje twór bardzo do znanych nam dzieł podobny, a jednak - różny i oryginalny, czyli - taki "jakiego nie ma nikt inny". "Krawiec" okazuje się więc sztuką niezwykle kulturalną - ze względu na szczególną budowę. Lecz jak wewnątrz tej konstrukcji wygląda sama kultura?
Jest nieodwołalnie związana z - naturą. Pamiętamy radykalne poglądy Carlosa; trzeba uwzględnić nie tylko jego słowa, ale i - wygląd. Carlos przypomina szekspirowskiego bohatera. Zauważmy, że kostium Hamleta - to wynik nawarstwiania się tradycji teatralnej, w myśl której należało występować w tym właśnie - a nie innym - stroju; a strój ten - jest dziś dla nas arcydziełem sztuczności...
Boy już w dwudziestoleciu wyśmiał "owych Hamletów w czarnych trykotach, z wypukłym brzuszkiem, uginających się pod ciężarem tradycji i odpowiedzialności". Sztuczność kostiumu harmonizuje ze sztucznością języka; któż naturalnie mówi jedenastozgłoskowcem, a w chwilach gniewu wykrzykuje: "Ha, ha! Przenigdy!" Carlos przemawiając w imię natury, posługuje się barokowym, manierycznym stylem - sprzeczność oczywista.
Jeśli zaś powtórnie się zastanowić nad rolą kostiumu, to znowu dostrzeżemy zabawne paradoksy. Czarny trykot - kulturalnie zakrywający nagość bohatera - jednocześnie go obnaża; przez to, że jest obcisły - podkreśla wszelkie anatomiczne szczegóły (tak nie lubiane przez Krawca). Nana - jak wiemy - nosi wykwintną suknię; wedle życzenia autora ma na sobie "olbrzymie rusztowania, kłęby dają ideę nadnaturalnej wielkości". Więc i ona - za mocą stroju, który ją osłania od stóp do głów - prezentuje swe ciało uwydatniając przy tym partie pod względem seksualnym najatrakcyjniejsze.
Widać, że kultura splata z naturą do tego stopnia, iż rozdzlić ich - nie można. Spod jednej wygląda druga. Żadna nie może istnieć sama - wzajemnie się warunkują. Nawet tak oczywisty efekt działania - zdawałoby się - natury jak zbliżenie Nany i Onucego, następuje dzięki - skonwencjonalizowanemu gestowi oświadczyn; dowiadujemy się, że wódz barbarzyńców "przyklęka i całuje jej dłoń".
Jednak rzecz nie skończy się tak gładko. Zasugerowana pointa ( już jej nie zobaczymy), jest - jak przystało na Mrożka - zarazem krwawa i zabawna. Równowaga, panująca między naturą i kulturą, zostanie brutalnie naruszona: mistrz igły zrealizuje wreszcie swe szaleńcze plany.
Od początku marzył o całkowitym opanowaniu natury bądź to przez usunięcie bezsensownego podziału na płycie ("O gdybym nie musiał budować idei na trykach i kogutach" - wykrzykiwał), bądź przez stworzenie stroju idealnego. Otóż teraz dopnie swego: obedrze Carlosa ze skóry, zyskując materiał - niepowtarzalny. W ten sposób rozwiąże "odwieczne krawieckie dylema różnicy i jedności". Będzie mógł ofiarować klientom odzież, która "złączy przeciwności w pięknej syntezie"; zrobi "coś, co mają wszyscy, a czego nikt nie ma". Słowem, uszyje ubranie - z ludzkiej skóry. Natura zostanie ujarzmiona przez sztukę (krawiecką).
Zarówno problematyka, jak i jej ujęcie, kojarzy się z "Rzeźnią", którą poznaliśmy wcześniej niż "Krawca" (mimo że później była napisana). Mrożek pokazał tam, jakie konsekwencje można - logicznie rzec biorąc - wyciągnąć z postulatów stawianych twórczości artystycznej. Mówi się na przykład, że sztuka zatriumfuje wówczas, gdy wywoła najsilniejsze wrażenie, gdy wyrazi prawdę ostateczną. By to zrobić, musi - jak się przekonujemy naocznie - przestać być sobą; śmierć Skrzypka to jej apogeum i zarazem - kres. Filharmonia staje się - rzeźnią.
Finał "Krawca" jest właściwie taki sam. To również "komedia" z zakończeniem - tragicznym. Bo poza tym, że śmieszy, można z niej wyczytać pytanie (ostrzeżenie?). Czy kultura w wydaniu maniaka ze skrwawionymi nożycami w rękach dalej będzie - kulturą?