Artykuły

Tragikomedia czy kabaret?

UPŁYNĘŁO 15 lat od czasu, kiedy Sławomir Mrożek napisał "Kraw­ca". Było to po "Tangu" i porównanie tej sztuki z naj­lepszym utworem pisarza wypadło na niekorzyść no­wego dramatu.

Jak wypadła próba sceny po latach? Można się zgo­dzić z tym, że pomiędzy "Tangiem" i "Emigrantami" jest to Mrożka sztuka najlep­sza. Nie znaczy to jednak, by była wybitna. Ustępuje znacznie zarówno "Tangu", jak i "Emigrantom". Brak jej wielkiej nośności inte­lektualnej, owej siły uogól­nienia, która decydowała o sukcesie tamtych sztuk, czy też o powodzeniu takich świetnych jednoaktówek Mrożka, jak "Karol", "Strip-tease " czy "Na pełnym morzu".

"Krawiec" to raczej ciąg bardzo dowcipnych skeczów połączonych dobrym pomy­słem, stanowiącym jakby ra­mę dla całości. Podziwiamy błyskotliwość dialogu Mrożka, jego celne aforyzmy i po­wiedzonka, lecz brak nam większego przeżycia intelek­tualnego. Najlepszy jest pierwszy akt sztuki, potem jej konstrukcja jakby szwankuje, pojawiają się dziury i dłużyzny. Dopiero końcowa scena ratuje sytua­cję.

I jest jeszcze jedna przy­czyna, dla której ta sztuka nie wywiera tak wielkiego wrażenia. Przez dziwny zbieg okoliczności dwaj wybitni pi­sarze polscy podjęli prawie w tym samym czasie taki sam, lub bardzo podobny temat: Mrożek w "Krawcu" i Gombrowicz w "Operetce". Wiadomo że Mrożek nie znał i nie mógł znać "Operetki", kiedy pisał "Krawca". Pow­stała ona w dwa lata później. Gombrowicz nie znał też oczywiście "Krawca". A jed­nak zbieżności narzucają się z ogromną siłą, choć wnio­ski obydwu pisarzy są od­mienne, a także rola, jaką przypisują w swych sztukach krawcowi.

U Mrożka krawiec jest dyktatorem, narzucającym swe stroje i swą wolę wład­com. U Gombrowicza krawiec jest tylko instrumen­tem, którym posługują się inni dla swej przyjemno­ści, lub dla osiągnięcia swych celów. Projektuje on ko­stiumy nie bardzo nawet wie­dząc, czemu one służą.

PRZEDSTAWIENIE w Teatrze Współczesnym przygotowane zostało z niezwykłą starannością, rzec można z pietyzmem dla au­tora. Erwin Axer nie uronił też żadnego z błysków dia­logu, żadnej pointy, żadnego efektu sytuacyjnego. Miał do dyspozycji aktorów, którzy tak dobrze rozumieją sty­listykę Mrożka, jak Wiesław Michnikowski i Mieczysław Czechowicz. Ich gra wzbu­dzała na widowni wiele śmie­chu i entuzjazmu, podobnie jak gra Jana Englerta, Krzy­sztofa Kowalewskiego (świe­tny nabytek Teatru Współ­czesnego) i Zofii Saretok, bro­niącej swej nagości przed odsłonięciem, w przeciwień­stwie do Albertynki z "Opere­tki", która pragnie przez ca­ły czas się obnażyć, marząc o nagości.

A jednak - spektakl chwi­lami się dłuży i nuży. Dla­czego? Wydaje mi się, że błąd polega na tym, że Erwin Axer - przyłożył do tego "Krawca" niewłaściwą mia­rę. To nie jest tragikomedia, lecz kabaret. Tu nie trzeba było celebrować tekstu, tak jakby był on dziełem żywego klasyka, lecz grać lekko, szyb­ko, pointować bez namasz­czenia. I może warto było także energiczniej posłużyć się ołówkiem. Spektakl byłby wówczas krótszy, nie wyma­gałby aż dwóch przerw, za­bawa byłaby lepsza, efekt pewniejszy.

Czy znaczy to, że "Krawiec" jest spektaklem nieudanym? Nic podobnego. Jest to po­zycja godna uwagi, zarówno ze względu na walory tek­stu, jak i wartość perfekcyj­nej reżyserii i gry aktorów. Chodzi tu tylko o wyważenie proporcji. Należy zdać sobie sprawę z tego, że nie jest to wielkie wydarzenie, lecz po prostu dobra użytkowa po­zycja repertuarowa, na któ­rą warto się wybrać bez nad­miernych nadziei.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji