Artykuły

Mrożka trzecie danie

"Pokój słoneczny, samodzielny, z widokiem na jezioro i Mont Blanc, wynajmę natychmiast na dogodnych warunkach..." Ale kiedy zgłasza się chętny, Mont Blanc we mgle i zapewne nigdy zza chmur nie wygląda. Jezioro także jakby wyparowało. A pokój jest, ale przechodni i wspólny z gospodarzami. Tak więc naprawdę nic nie ma. Jest tylko miejsce w rodzinnym łóżku i dogodne warunki, bo płacić nie trzeba wcale, nawet pożywić się można - słonymi ciasteczkami. Czy to śmieszne?

Owszem, śmieszne. Ale jak śmieszne? Procedura tego typu wynajmu może oczywiście zabawić egzotyczną widownię. Jednak oszustów, wydrwigroszów występowało już w teatrze niemało. Fałszywe ogłoszenie jest chwytem ogranym, choć skutecznym - tak na scenie jak w życiu. Śmieszny jest zarówno ten, kto pozwoli się nabrać, jak ten, kto łudzi się wartością oferowanego przedmiotu. Asymetrie wymiany są źródłem tradycyjnego humoru: bawi kupiec, który przecenia swój towar i mąż, co bierze rzekomą dziewicę za żonę. Tak więc dowcip Szczęśliwego wydarzenia zdaje się w pierwszej chwili niewinny. Ktoś zostanie ośmieszony: Mąż, jeśli naprawdę wierzył, że pokój wynajmie, Przybysz, jeśli pozwoli się nabrać. A publiczność sama wyznaczy właściwą cenę rzeczy.

Jest jednak moment, kiedy tenże humor staje się niepokojący. Wtedy mianowicie, kiedy - znając warunki - Przybysz przyjmuje propozycję. Doskonale wie, że żadnego pokoju nie będzie, nie będzie łazienki i wielkogóry za oknem. Nie będzie także żadnych łóżkowych przyjemności. Cóż więc będzie? Będzie - coś niesłychanego. Nie wiadomo co, ale na pewno będzie. Świat się przekrzywi, rozmajaczy... I dowcip nie wesołość zrodzi, lecz strach.

Humor Mrożka miał zawsze dwa oblicza. Pisarz mówił naprzód: jesteście śmieszni, bo powtarzacie stare gesty, puste słowa. Wszystko już było. Podejmował więc ograne intrygi, zdarte wątki. Romantyczne w młodości, jak przystało, bulwarowe w późniejszym okresie, w latach Poczwórki. Był to Mrożek - cokolwiek się powie - uspokajający, ponieważ dopuszczał myśl, że człowiek potrafi się zmienić. Ale jego humor miał także drugą twarz. Odsłaniała się nie wtedy, kiedy mówił, że wszystko było, ale wtedy, kiedy podsuwał, że wszystko będzie. Że nie ma niczego, co by się zdarzyć nie mogło. Fantastyka lęku jest głębszym, oryginalniejszym źródłem tej twórczości. Od takiego humoru ciarki chodzą po grzbiecie, ponieważ zwiastuje on obecność potworów.

Możeśmy dotąd za mało zwracali uwagę na tę stronę twórczości Mrożka. Jest on przecie zdecydowanym katastrofistą, pesymistą już nieuleczalnym. Przestał się bawić tym, że świat nie jest młody, że powtarza, co wymyślił. Coraz częściej śmieje się z tego, że stać się może wszystka Nie ma naprawdę żadnego powodu, aby jutro tygrys nie zagnieździł się w łazience. Abyśmy nie spotkali wampira. Aby nas własne dzieci nie zakuły w tużurki. Dlaczego nie pokochać ręki, która zabija? Dlaczego nie zarżnąć okulisty? Dlaczego nie wynająć pokoju, którego nie ma? Nie ma pewności, bo nie ma oporu. Kształt świata jest funkcją wartości, ontologia stoi na aksjologii. Skoro zniknęły reguły, fotel nawet może przemówić ludzkim głosem. Ionesco uważał, że właśnie wschodnie, bałkańskie tradycje odnawiają humor europejski. Śmiech zachodni był śmiechem rozumu. Redukował nieznane do znanego, niezwykłe do zwykłego. Moliere świętoszka sprowadzał do oszusta, Feydeau - damę do kokotki, Jarry nawet - króla do bandyty. I było to niewątpliwie mądre, roztropne i prawdopodobne. Przez dwieście lat śmiech uspokajał Europę, nie tylko wtedy, kiedy bawił się błahostkami, kiedy wszystkich ustawiał w ogonku do łóżka. Ufał rozsądkowi, ufał jasności dnia.

Wszystko to dzisiaj przeszłość. I nawet u Moliere'a kusić nas poczynają ciemności... Ale nas, Słowian, w piekło humoru wprowadzał Gogol, Dostojewski, Kafka także są nad wyraz śmieszni. Śmiech strachu, zgrozy, śmiech nieprzewidzianego dzisiaj, jak się zdaje, bierze górę. Przypatrzmy się jednak, jak wszyscy robią co mogą, aby ten śmiech ograniczyć, obłaskawić. Jak przekonują, że demaskuje, burzy tabu rozmaite, jaką piękną przyszłość przygotowuje. Ale naprawdę śmiech coraz wyraźniej podchodzi skowytem.

Może to dalekie od Szczęśliwego wydarzenia. Ale tam także walczą ze sobą - nieraz w tych samych replikach, sytuacjach - obie możliwości humoru. I od wyniku tej walki zależy zapewne ostateczny kształt twórczości Mrożka.

Po co Mąż kusi i wynajmuje Przybysza? Po to, aby mu obezwładnił ojca, Starca nieznośnego, aby go chytrością wyprowadził w pole. Bo ten mastodont ani ma chwilę nie chce młodej pary (Męża i Żony) pozostawić w spokoju! Nie pozwala im spłodzić dziecka, ponieważ: "Dziecko odbierze mi przywileje, które dotąd należą się mnie, Starcowi." Czuwa dniem i nocą, skazując na jałowość młodych, którzy by dzieckiem chcieli rzutować się w przyszłość. Stąd prośba do Przybysza. I Przybysz tę prośbę spełnia. Tak swym cynizmem i cygaństwem gniewa Starca, że ten - szablę czcigodną chwyciwszy w dłoń - puszcza się za Przybyszem w pogoń, zostawiając młodych bez dozoru... I niemowlę przychodzi na świat. Spłodzone z pomocą anarchisty, jeżeli nie fizyczną, to moralną. Więc wielkie, głupie i złe. Dzieckiem w kolebce ledwie łba nie urwie Starcowi... Nie pozostanie więc nic innego, jak pozostawić je na opiece Przybysza.

MĄŻ To pan wniósł nieprzyzwoite słowa,

niezdrowe ideały, anarchię!

PRZYBYSZ A kto mnie...

MĄŻ (nie dając mu dojść do słowa)Pan

oszukiwał w karty!

PRZYBYSZ A kto mi...

MĄŻ Pan miał głupie sny!

Zwalić wszystko na Przybysza i uciec. Pomknąć w spokój weekendów, kiedy mieszkanie wylatuje w powietrze, wysadzone głupkowatą agresywnością potomka...

Jak w ostatnich trzech sztukach Mrożka, w historię rodzinną została wpisana polityczna. Tyle, że odnosi się do wyraźnie zachodnich doświadczeń. Mechanizm "alegoryzacji" przeniknąć bardzo łatwo. Przybysz jest po prostu - przeciwko. Głosi - słowem i postępowaniem - obojętność, swobodę, pogardę wartości uświęconych. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem, kiedy płynie po fluktach przypadku. Jest wolny od ambicji i pieniądza, i tym samym sympatyczny. Ale także wolny od lojalności i przyzwoitości. Nie lubi faryzejskiego porządku, ale naciąga i oszukuje. Swoboda przeplata się z cwaniactwem, bunt z cynizmem. Przybysz jest przeciw formom, ale także - bez formy... Dlatego jest do wynajęcia. Mrożka dręczy od dawna problem wolności. Bo zobaczył wcześnie, że - niczym robak w jabłku - siedzi w niej często obojętność, nijakość, przypadkowość.

Takiego właśnie Przybysza namawia Mąż, aby wsparł go w walce ze Starcem. I wtedy:

PRZYBYSZ (...) Ostatecznie jestem anarchistą. Dopomóc w płodzeniu arystokracji, czy to jest zajęcie dla anarchisty? MĄŻ Rozumiem i doceniam pańskie skrupuły. Pomówmy więc o polityce (...) mam nadzieję, że przez spłodzenie potomka spowoduję daleko idące zmiany. Nie chodzi więc o konserwatyzm, ale wręcz przeciwnie, o postępowość. Mój ojciec jest despotą z usposobienia i przekonania, ja zaś jestem demokratą, zwolennikiem reform i umiarkowanego postępu. Tu panuje ustrój feudalny albo, jeśli dla pańskich uszu brzmi to jeszcze okropniej, monarchia absolutna. Najwyższy czas skończyć ze sklerozą i tyranią. Niemowlę w tym domu, to nowe życie, to powiew przyszłości, to prawie rewolucja (...)

Tradycja, liberalizm, kontestacja... Szczęśliwe wydarzenie jest należycie dwuznaczne. Nikogo Mrożek nie oszczędził. Tradycyjny brontozaur unicestwił się własną śmiesznością. Anarchista został z potwornym niemowlęciem na ręku. A liberał ocalił się z ognia - ale za jaką cenę... Łatwizny i tchórzostwa. Kto winien? Wszyscy jednako. Starzec, bo skamieniał w egoizmie. Przybysz, bo mu wszystko jedno. Parka liberałów, bo nic w nich nie ma prócz obłudy i samolubstwa. Szczęśliwe wydarzenie można odczytać jako kpinę z anarchicznej kontestacji. Ale można również sprawić, aby odium i wzgarda spadły na Męża! Toż to intrygant, kłamca, grób pobielany! Kto chciał się - instrumentalnie - posłużyć anarchią, zdradzając własne przekonania? Kto pomagał w karcianym oszustwie? I kto porzucił okropne dziecko?

Szczęśliwe wydarzenie świadczy jasno o goryczy, w jaką wprawia Mrożka cywilizacyjny impas, w który zabrnął świat. I to świat oświecony, roztropny, tolerancyjny... Jak się teraz pogodzi z losem, w który sam się wpędził? Bo nawet buntowników płodzi coraz marniejszych. A wśród następców - myśli Mrożek - ileż Edków! Tak, tych z Tanga. Bowiem słusznie napisano, że Mrożkowe inferno ma kształt leja, po którego ścianach wszyscy zsuwają się coraz niżej - na dno, gdzie czeka Cham. Gdzie cywilizacja sama sobie zaprzecza, wracając do nagiej siły, przypadku, zwierzęcości. Lekcja Szczęśliwego wydarzenia nie różni się więc od pouczeń Tanga i Drugiego dania*. Jest tylko chłodniejsza, przykrzejsza, bardziej beznadziejna. A przy tym udowadnia, że odmienność materiału - obyczajowego tła, aktualnego dowcipu, społecznej aluzji - niewiele wpływa na natręctwo, które Mrożek nosi w sobie od dawna.

W Szczęśliwym wydarzeniu rozbłysnął raz jeszcze jeden z najefektowniejszych talentów pisarza. Myślę o umiejętności budowania modeli samozagłady, błędnych kół społecznej logiki, układów, które niszczą się własnym rozwojem. Mrożek był zawsze opętany sylogizmem, który pozwalał mu wszystko, czego dotykał, sprowadzić do absurdu. Zredukować do absurdu policję, jak w Policji**, demokrację, jak w Na pełnym morzu*** itd. Ale w tym właśnie komedie Mrożka przypominają farsy - tyle, że postacie są marionetkami logiki, nie zaś kukłami namiętności. Szczególny i rzadki talent Mrożka przyniósł mu niemal natychmiastowe powodzenie. Ale on sam wie najlepiej, że w sztuce logika starzeje się najszybciej.

Na Szczęśliwe wydarzenie można jednak popatrzeć nieco inaczej. Fabuła tkwi najgłębiej w natręctwach pisarza, w zawikłanym stosunku do ojca i nieustającej refleksji o konieczności i niemożliwości autorytetu. Bo przecie i tutaj Starzec jest spiritus movens intrygi, jak w Tangu Stomil, jak pięćdziesięciolatek w Drugim daniu. Ojciec jest konieczny i nie do zniesienia zarazem. Kiedy upiera się przy tradycji, źle. Kiedy się odmładza, jeszcze gorzej. A kiedy udaje awangardzistę, kiedy przechodzi na miejsce syna - okropność! Mrożek tęskni do porządku, którego zasada wygasła. Wygasła - w nim samym! Wbrew pozorom, ma bardzo wysokie mniemanie o ojcu. Pragnie, aby się zjawił, aby uporządkował świat. Ale każde wcielenie ojca strąca i porzuca, ośmiesza i kompromituje, bo nie może znieść zasady zależności, przypadkowości autorytetu!

Dlatego Mrożek jest bardziej jeszcze znikąd, niż Przybysz. Przybysz ma na pewno siebie. Swoje zachcianki, kaprysy, wygody ceni i - jak może - dowartościowuje. Anarchista jest z siebie równie zadowolony jak burżuj, którego odwrócenie stanowi. To już Mrożkowi nie wystarcza. On siebie także nie lubi. Dlatego nie przebiera się w łachman hippiesa ani w wyzywający strój dandysa czy buntownika. Jest tak wyobcowany, że gotów się podporządkować banalności. Antykonformizm posunięty tak daleko, że sam siebie przeżera! Ponieważ nic mnie nie zadowoli, niech będzie jak jest - byle mnie nie zauważano! Przynajmniej dopóty, dopóki nie wyrwę się z komedyjki zależności i buntu, którą przejrzałem na wylot, podobnie jak przejrzałem wszystko, co stać się może między ojcem a synem! Tak sobie przynajmniej wyobrażam Mrożkową postawę. Czy słusznie, nie mam pojęcia.

Szczęśliwe wydarzenie jest machiną dobrze wyporządzoną, naoliwioną, pełnosprawną. Funkcjonuje składnie i celowo. Publiczność częścią zabawi, częścią rozzłości, jak należy. Ale niewiele brakuje, aby machina się wykoleiła. Aby ten humor oszalał! Najpierw na początku, kiedy przez chwilę może się zdawać, że brykną i staną dęba wszystkie stosunki międzyludzkie. Potem w drugim akcie, w tym wielkim łóżku, gdzie i Starzec dostojny, i skuta ojcowskim terrorem parka, i cyniczny intruz... I nawet w trzecim, kiedy pojawia się potomek-wampir, wielki i niezdarny, Edek en herbe, cham w poduszce. Tak, to właśnie najbardziej Mrożkowe składniki - i najlepsze. Co do reszty, także dobra, ale zanadto logiczna, zanadto klarowna, oczywista.

Wyobraźnia Mrożka odnawia się, kiedy zbliża się jawniej do ciemnych źródeł wewnętrznych obsesji. Później jednak wyprowadza pisarza dalej, poza rodzinę, w świat zagadkowy i wysoce metafizyczny. Myślę o tak wspaniałych opowiadaniach, jak we młynie, we młynie, mój dobry panie..., jak zwłaszcza Ci, co mnie niosą. One też zapewne wprowadzają w nowy etap tej twórczości. Przyznaję, że wolę Mrożka groźnego niż pociesznego, obłąkanego niż logicznego (co nie znaczy, abym nie bawił się sylogizmami i lekceważył szyderstwa). Lubię Mrożka dziwaka, Mrożka nocnego, Mrożka metafizycznych parobków i okrutnych dzieci. Albo jeszcze lepiej: Mrożka, który tajemnice widzi w pełnym świetle. Już nie diabelsko romantycznego, ale jadowicie "nudnego", rozszczepiającego włos na czworo, snującego głupawe niby rozważania, w których tyle piekielnego znawstwa człowieka... i taki straszny chłód, taka straszna bezlitość...

Tam, w tej wewnętrznej strefie, odnawia się także humor Mrożka. Śmiech rodzi się - i zamiera! - z całkowitej obojętności, w ogołoceniu, gotowości na wszystko, w przekonaniu, że nic nie jest niemożliwe, że rozwiały się przepisy i granice. Ale też tam, gdzie wszystko możliwe, możliwy jest nie tylko humor. Możliwe jest także olśnienie, odkrycie, podobnie jak możliwa jest śmierć. Tam gra zaczyna się na nowo, z pełnym ryzykiem i o pełną stawkę. Ale to już nie na dzisiaj rozważanie.

* Druk. w Dialogu nr 11/1964 i nr 5/1968.

** Druk. w Dialogu nr 6/1958.

*** Druk. w Dialogu nr 2/1961.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji