Artykuły

Nie tylko do uszu

Do Pańskiego "Snu pluskwy" przylgnę­ło określenie "dramat rozliczeniowy". Zgadza się Pan z taką etykietką?

Tadeusz Słobodzianek: Myślę, że to nie tylko dramat rozliczeniowy, aczkolwiek ten wątek niewątpliwie istnieje. W końcu to Wyspiański pokazał, że demony, które nie zostaną przebite osinowym kołkiem i raz na zawsze pogrzebane, wracają i drę­czą. Jest to sztuka rozliczeniowa w tym sensie, że stara się niektóre demony uni­cestwić. Chodzi jednak o coś więcej - o istotną wypowiedź na temat człowieka, o którym się w dalszym ciągu zapomina. A Rosja jest jedynie pretekstem, bo tam o człowieku zapomina się szczególnie.

"Sen pluskwy" powstawał osiem lat. Mówił Pan, że rzeczywistość przegania­ła proces pisania...

Powstawanie "Snu pluskwy" to przy­kład na to, że człowiek, pisząc sztukę współczesną, cały czas musi się z rzeczy­wistością mierzyć. W pierwszej wersji bar­dzo ważnym tematem była kwestia byłych Afgańczyków, ogromnej armii ludzi, któ­rzy stracili zajęcie i umieli tylko zabijać. Zasilili więc szereg organizacji przestęp­czych w całej Europie. Wszyscy ci zawo­dowi mordercy mają w życiorysie Afga­nistan. U podstaw "Snu pluskwy" stało przeczucie, że Rosja dopóty nie stanie się normalna, dopóki nie ureguluje spraw swo­jego Kaukazu. Tam się zawsze zaczynał imperializm, stamtąd brały się wszystkie nieszczęścia. Wciąż jeszcze wierzę, że wi­dza interesuje nieco więcej niż to, co ogra­nicza się do własnego pępka, czyli zrozu­mienie świata, który go otacza, historia, polityka, problemy społeczne i to, jak od­bijają się w psychice ludzi.

Metafora cyrku, którą posługuje się re­żyser Ondrej Spiśak, jest według Pana adekwatna?

Trafność tej metafory jest ogromna. Nie lubię teatru, który opowiada o histo­rii z wysoka. Bliski jest mi typ insceniza­cji, który odwołuje się do widowiska ludycznego, plebejskiego czy nawet ludo­wego. Ponadto metafora wymyślona przez Spiśaka nawiązuje do faktu, że w komu­nizmie cyrk był sztuką numer jeden. Te­atr, balet - to było dla ludzi wybranych. Dla mas istniał cyrk - miał zajmować lu­dziom głowy, sprawiać, by za dużo nie myśleli. Znakiem tego są wciąż istniejące w Moskwie dwa ogromne cyrki, stadiony niemalże, ale sztuka cyrkowa mocno już tam podupadła, bo na przykład akrobaci głównie spadają na siatkę.

To z Pana inicjatywy do realizacji "Snu pluskwy" w teatrze Wybrzeże zaproszono właśnie Spiśaka?

-Tak. Ze Spiśakiem znamy się ponad 15 lat, jeszcze jako krytyk pisałem o jego de­biucie na studiach i od tego czasu podzi­wiałem bardzo wszystko, co robił. No, "wszystko" to za dużo powiedziane, bo wyreżyserował już chyba z pięćdziesiąt przedstawień w teatrach dramatycznych, lalkowych i operach, w tym prawie żadnej powtórki. Poza tym mamy wspólną pasję - teatr lalek, który w ogromnym stopniu obu nas kształtował. Oczywiście, nie cho­dzi tutaj o teatr lalek w rozumieniu niek­tórych kretynów z teatru dramatycznego, którzy sprowadzają to zjawisko do "bzim-ździania" między lalkami czy mówienia do dzieci zmienionym głosem. Chodzi o pewien rodzaj poezji, która opiera się na skrócie, na metaforze, na dynamice, na nerwie, czyli na poezji teatru lalkowego, która inspirowała największe dzieła w li­teraturze od "Don Juana" czy "Fausta" po­cząwszy, na "Parawanach" skończywszy.

Inscenizacja "Snu pluskwy" w Wybrze­żu będzie wielkim, niemal paraoperowym, widowiskiem. Tymczasem Pan z dużą nieufnością wypowiadał się o przedstawieniach "inscenizacyjnie podpicowanych"...

- Teatru opartego wyłącznie na insce­nizacji rzeczywiście nie znoszę. Spiśak natomiast opowiada o pewnym świecie, na który składają się i muzyka, i obraz, i akcja, i gagi - rozmaite teatralne środ­ki, które przemawiają nie tylko do uszu widza, ale do wszystkich jego zmysłów. Gdańska inscenizacja "Snu pluskwy" na­wiązuje do gatunku zwanego komedią feeryczną. Jej mistrzem był, jak wiado­mo, Meyerhold, ojciec teatru monumen­talnego XX wieku, a zarazem jedyny reżyser, który za swoją sztukę zapłacił życiem, nie kolejnym kompromi­sem. Ta realizacja będzie zatem rodzajem hołdu złożonego Meyerholdowi.

Za Swinarskim powie­dział Pan kiedyś, że re­żyser nie powinien być mądrzejszy od autora.

- Zyskuje na tym tak in­scenizacja, jak i tekst, któ­ry na potrzeby teatru bywa modyfikowany. Na tym między innymi polega re­alizowanie dramaturgii na Zachodzie. Tam autor nie

jest kimś, kogo odstawia się na boczny tor, a potem zaprasza na premierę, żeby umie­rał na serce, patrząc, co się porobiło z jego sztuką. Autor, który rozumie zasady tea­tru i kocha aktorów, może być partnerem zarówno reżysera, jak i aktorów. To właś­nie Meyerhold powiedział, że autora należy wyciskać do końca, jak cytrynę. Z przy­jemnością daję się Spiśakowi i aktorom wy­ciskać.

Brak współpracy między reżyserem i autorem jest bolączką polskiej drama­turgii?

- Tak, z tym że coraz więcej ludzi zwią­zanych z teatrem zaczyna pisać. To jest wzbierająca fala, której teatr nie powstrzy­ma. Młoda polska dramaturgia wkrótce zrewolucjonizuje teatr. Wtedy wróci do niego publiczność, a sam teatr przestanie być tylko ozdobnikiem dla kilku estetów. Żadnemu z tych półgłówków dyrektor­skich, którzy mówią, że młodej polskiej dramaturgii nie ma, nie starcza wyobraź­ni na nic poza tym, jak nie dać odkleić swoich dup od stołków.

Pańska praca z Tomaszukiem w teatrze Miniatura na początku lat 80. zakoń­czyła się ostrym konfliktem z gdańskim środowiskiem teatralnym. W obliczu tamtych wydarzeń i zatargów, realiza­cja "Snu pluskwy" w Gdańsku ma chy­ba dla Pana szczególne znaczenie.

- Powrót do Gdańska rzeczywiście jest dla mnie szczególny. Sytuacja bohatera "Snu...", człowieka, który wyszedł z klat­ki, a potem do niej chce wrócić, tu, w Gdań­sku jest szczególnie bolesna. Dzięki tym zwykłym, prostym ludziom ze stoczni, któ­rzy walnęli w kraty, słowo "wolność" zabrzmiało zupełnie inaczej. A teraz wi­dzę tych samych ludzi, jak wynajmują się do przedstawienia w stoczni, żeby zarobić parę złotych. Uważam, że o tym trzeba mó­wić istotnie, a nie znowu coś udawać. Przy­najmniej po to, żeby nie zapomnieć i żeby teatr był z nimi, nie wtedy, kiedy oni byli legendą i "natchnieniem świata", ale teraz, kiedy wszyscy o nich zapomnieli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji