Artykuły

Prisypkin nieuniwersalny

W najbliższą niedzielę w gdań­skim Teatrze Wybrzeże zoba­czymy premierowy spektakl Pana sztuki "Sen pluskwy, czyli Towarzysz Chrystus" w reżyse­rii Słowaka Ondrieja Spisaka. Czym różni się ta inscenizacja od tej, jaką zrealizował nieżyją­cy już Kazimierz Dejmek w łódzkim Teatrze Nowym?

- Doświadczenia, o których mó­wi moja sztuka, były po prostu wpisane w życiorys Kazimierza Dejmka. On z jednej strony zgłosił akces do komunizmu, z drugiej zaś jako jeden z pierw­szych się z tego wycofał. Jego inscenizacja "Snu pluskwy" miała charakter rozliczeniowy. Natomiast przedstawienie tego młodego Słowaka, wykształco­nego w Pradze, który bardzo boleśnie przeżył rodzaj edukacji represyjnej po 1968 r. w Cze­chach, jest próbą pokazania mojej sztuki jako pewnego ro­dzaju cyrku zwanego komuni­zmem.

No właśnie, on nawet zapowia­da, że w tej inscenizacji będą arena cyrkowa, magik, żongler na motocyklu, striptizerki...

- Tak. To jest próba pokazania co zostało po politycznym eks­perymencie na człowieku oraz tego, jak się po tym czuje czło­wiek, który jednak dalej siedzi w klatce.

Jak Pan myśli, co by było, gdy­by głównego bohatera Pana sztuki, Prisypkina, wypuścić z klatki w Paryżu, Londynie al­bo w Nowym Jorku a nie w Mo­skwie czy Warszawie? Albo ina­czej: czy jego doświadczenie jest uniwersalne?

- Moja sztuka odbywa się w Moskwie i próbuje dotknąć sytuacji rosyjskiej w XX wieku, ale generalnie dotyczy naszej części świata: od dawnej NRD po Chiny, gdzie właśnie próbo­wano dokonać na człowieku owego eksperymentu. Ale czy ta sztuka byłaby na tyle uni­wersalna, żeby pokazać, że w Nowym Jorku też mamy z ja­kimś eksperymentem do czy­nienia? Pewnie nie. Myślę, że mój Prisypkin, który najpierw wychodzi ze starej komuni­stycznej klatki, a na końcu ucieka od danej mu wolności, wchodzi już do klatki, która ma pancerne szyby. Wszystko, co na jego temat wiemy później, jest transmitowane przez tele­wizję, otoczenie nie może na­wiązać z nim kontaktu.

Pytam o ten wymiar uniwersal­ny, ponieważ na przykład nasze wstąpienie do Unii Europej­skiej jest odbierane jako nowa wolność albo nowe zniewole­nie...

- Wolałbym to zostawić wi­dzom. Takie pytanie zadajemy zarówno ja, jak i reżyser czy to nowe, co nas czeka, to jest no­wa wolność czy nowa niewola? Ale nie chciałbym tego definio­wać, ja jestem od stawiania py­tań a nie od udzielania odpo­wiedzi.

Wspomniał Pan, że insceniza­cja Kazimierza Dejmka była rodzajem rozliczenia: inteli­gent, który w XX wieku angażował się w różne idee i różnie na tym wychodził, bardzo szczególnie rozumie kwestię rozliczenia. A jak Pan sądzi, kiedy "Sen pluskwy" się zdezaktualizuje?

- Chciałbym, żeby zdezaktuali­zował się jak najszybciej. Ale tak się składa, że przedstawie­nie Kazimierza Dejmka było

niesłychanie żywo odbierane przez publiczność. Rzeczywi­stość, która otacza łódzki teatr, jest brutalna, ludzie, którzy ku­pują bilet do teatru, odmawiają sobie czegoś innego. Łódzka publiczność utożsamiała się z gorzką refleksją tej sztuki. Na­tomiast jak będzie w Gdańsku - mieście, w którym ludzie wy­szli z klatki, a teraz są bezro­botni i tak naprawdę szukają innej klatki, żeby mieć święty spokój - dowiemy się w niedzie­lę i w następnych dniach My­ślę, że do tego miejsca, w któ­rym moją sztukę będzie można odstawić na półkę, jest jeszcze bardzo daleko.

W "Śnie pluskwy" jest wiele na­wiązań do literatury rosyjskiej. Mam wrażenie, że w Polsce kontakt z tą kulturą został przerwany, że istnieje jakiś na­rzucony przez kwestie polityczno-historyczne opór.

- Myślę, że ten opór to jest na­turalna reakcja. Ale sądzę też, że tej pępowiny, która łączy nas duchowo z Rosją nie da się ła­two odciąć. Na pewno żywa wy­miana myśli dobrze by nam zrobiła ponieważ od Rosji ni­gdy się nie uwolnimy, nie da się wykopać rowu i zalać go wodą. Od nas samych zależy, czy bę­dziemy z Rosją rozmawiać, czy ją ignorować. Lepiej by było, że­byśmy się na Rosję nie obrażali. Uważam, że moja sztuka idzie w tym kierunku, iż pokazując bolesne rzeczy jest jednocze­śnie wielkim hołdem dla litera­tury rosyjskiej, dla tego wszyst­kiego, co ukształtowało mnie i częściowo moje pokolenie. Bez Dostojewskiego, Czecho­wa Bułhakowa czy Jerofiejewa nie bylibyśmy tacy, jacy jeste­śmy. W podobnym stopniu jak bez Mickiewicz, Wyspiańskiego, Witkacego czy Gombrowi­cza.

Czyli dziś tylko sztuka jest naj­lepszym miejscem na rozlicze­nia?

- Rozliczenia można prowadzić wszędzie, w książkach, w te­atrze, ale czasami trzeba też w sądzie. Ale nie chodzi o rozli­czenia na ten temat trzeba po prostu brutalnie, szczerze i głę­boko rozmawiać. Bo z takiej rozmowy może wynikać tylko zabliźnianie ran.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji