Artykuły

Nie tak łatwo zgasić iskrę

Nie chciała wiązać się z artystą, mężczyzną starszym od siebie, rozwiedzionym i z dzieckiem. Ten, za którego wyszła, taki właśnie był. KATARZYNA I ROBERT JANOWSCY.

Katarzyna Janowska: - Spotkaliśmy się za kulisami teatru Komedia, w którym pracowałam jako tancerka. Robert przyszedł na jakąś próbę. Uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie. Przez głowę przeleciała myśl: "To będzie coś", chociaż nie była to euforia. Z nieba nie spadł żaden grom. Miałam raczej wewnętrzne przekonanie, że z nim będę. Spokojnie na to czekałam. Moja siostra była zawiedziona, że go wybrałam. On jako gwiazda "Metra" był popularny, było go pełno w prasie i telewizji, a my z siostrą miałyśmy okres negowania wszystkiego, co medialne. Robert zdobywał mnie w sposób zaskakujący. Robił dla mnie jeden wielki spektakl pod tytułem "Romantyczny mężczyzna XX wieku". W rozmaitych miejscach czekały na mnie prezenty. Raz zgubiłam rękawiczki. Była zima, a ja nie zdążyłam kupić nowych. Wychodziłam z teatru, a inspicjentka wręczyła mi tajemniczą paczuszkę. Znalazłam w niej nową parę - pięknych, skórzanych. Imponowało mi, że nigdy nie chciał być świadkiem odpakowywania przeze mnie prezentów. Dawał podarunki dyskretnie, z dużą klasą. Prawdziwym szaleństwem były jego przebieranki. Rano o siódmej zjawiał się pod moim blokiem i rzucał cukierkami w okno. W papierki zawijał miłosne liściki. Po południu, kiedy wracałam do domu, siedział przed klatką schodową jako żebrak, z kapeluszem na ziemi i kartką z hasłem: "Wspomóż moją miłość". To mnie bawiło i rozbrajało, ale po pewnym czasie trochę mnie zmęczył tym wariactwem. I wtedy dostałam propozycję wyjazdu na dwa miesiące do Egiptu na wykopaliska archeologiczne. To była dla nas prawdziwa próba. Bardzo za nim tęskniłam. Kiedy wróciłam, Robert jeszcze tego samego dnia przeprowadził mnie do siebie. Trochę się przed tym broniłam i przez trzy miesiące trzymałam u niego swoje rzeczy w kartonach. Wiedziałam, że się nie wyprowadzę, ale czułam się lepiej, mając możliwość odwrotu. W końcu rozpakowałam się. Dałam się ponieść jego euforii, a on nagle wymyślił, że będziemy mieli dziecko i założymy rodzinę. Nie było planowania, rozmów o odpowiedzialności, tylko jeden wielki entuzjazm. Uległam mu.

Na świat przyszła Anielka, a po dwóch latach Tola. Praca tancerki, archeologa i wyjazdy na wykopaliska stały się niemożliwe. Postanowiłam oddać swój czas córkom. Byłam w domu z dziećmi kilka lat. To były piękne lata, ale jednocześnie trudne. Zwłaszcza na początku nie było różowo. Miałam poczucie zamachu na własną wolność, odsunięcia na boczny tor. Karmiłam piersią, więc mimo pomocy opiekunek i tak musiałam być na miejscu. Robert miał poranne dyżury przy Anielce, a ja mogłam dłużej pospać. Miałam wrażenie, że zmieniły się nasze relacje. W tym okresie byłam - według niego - przede wszystkim mamą. Nic w tym złego, bo dla swoich dzieci ma się miłość i jeszcze raz miłość. Aleja chciałam być także tamtą dziewczyną z czasów naszego poznania. Chmury kłębiły się nad nami zwykle zimą. Robert wycofywał się z życia rodzinnego, zamykał w sobie. Unikał kontaktów ze mną, był nieobecny. Nie wiedziałam, w jakim żyje świecie i wymiarze. To trwało miesiąc, dwa. Na szczęście mamy to za sobą. Udało nam się wypracować coś bardzo ważnego: przyjaźń. Robert nie wpada już w czarne dziury. Pomaga mi swoim optymizmem. I nawet jestem zazdrosna, jeśli ktoś inny korzysta z jego entuzjazmu, bo ja tego bardzo potrzebuję. Pamiętam, był taki dzień, kiedy miałam straszną depresję. Gdy on wychodził z domu, siedziałam w fotelu i nie byłam w stanie się ruszyć. Po kilku godzinach wrócił i zobaczył mnie w tym samym miejscu. Spytał: "Co ty robisz?". Odpowiedziałam: "Myślę". Uśmiechnął się i skwitował: "Czasem trzeba pomyśleć". Jednym zdaniem dał mi akceptację na to, że jest mi źle, że nie muszę przecież udawać i jednocześnie wyprowadził z tego marazmu. Dla mnie była to jedna z ważniejszych wspólnie spędzonych chwil.

Ślub wzięliśmy dopiero po siedmiu latach bycia razem. Co roku przymierzaliśmy się do niego, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Myśleliśmy o nim od początku. Robert dał mi pierścionek, ale zaszłam w ciążę, urodziła się Anielka. Zaraz też przyszła na świat Tola i znów wpadłam w kierat. Dziewczynki rosły i zaczęły coraz więcej rozumieć. Zwłaszcza Anielka pytała, dlaczego tata i mama nie są mężem i żoną. Postanowiliśmy, że najwyższy czas włożyć obrączki. Kiedy podczas świąt Bożego Narodzenia Robert zadał mi w obecności całej rodziny to znamienne pytanie: "Kasiu, czy zostaniesz moją żoną?", Anielka wstała, kiwnęła głową i powiedziała: "Tak". Córki były naszymi druhnami. Myśleliśmy, że po tylu latach bycia razem ślub będzie tylko zwykłą formalnością, ale odżyły dawne uczucia z okresu zakochania. Odświeżyły się proste słowa o miłości. Bardzo przeżywaliśmy tę uroczystość. Nie jestem o niego zazdrosna. Lubię, gdy jest adorowany. To wprowadza do naszego związku nowe emocje. Opowiadamy sobie, kto nam się podoba. Robertowi odebrało kiedyś mowę na widok pięknej dziewczyny i wykonywał mnóstwo nienaturalnych ruchów. Do dzisiaj się z tego śmiejemy. Nie wyprowadziło mnie to z równowagi. Rozumiem go, bo sama wpadam w zachwyt na widok przystojnego mężczyzny. Nie ma w tym nic złego. Ufamy sobie. Znamy granice i wiemy, co jest najważniejsze. Nie jesteśmy zaborczy, nie kontrolujemy siebie nawzajem. Wyznaczyliśmy swoje terytoria, każdy ma swój świat. Zostawiamy sobie dużo przestrzeni. Robert pisze wiersze, których nie próbuję nawet zrozumieć, zaś ja od kilku lat zajmuję się tańcem terapeutycznym. Mnie ciągnie w świat, ale nie mam ochoty być samotną turystką. Wakacje spędzamy więc w leśniczówce w Borach Tucholskich. Kochamy to miejsce, jesteśmy tam tylko my i nasze córeczki. Lubimy zaszaleć we dwoje, spędzać weekendy w Paryżu, w Pradze. Zwiedzamy z przewodnikiem

w ręce, jeździmy metrem, wieczorem idziemy na romantyczną kolację. Mamy wspólną pasję: narty. Jestem z Roberta dumna. Razem prowadzimy firmę, która dba o jego interes, ale żyję w dużym oddaleniu od środowiska, w którym on się obraca. Mam swój świat. Czerwony dywan, po którym idziemy na uroczystość rozdania Telekamer, nie jest dla mnie. I dlatego śmiejemy się, że jesteśmy parą, która wyprzedziła modę. Kiedyś modny był dubbing, teraz homing. A my uprawiamy go od zawsze. Planujemy z naszymi przyjaciółmi jakiś szalony wypad i zawsze kończy się na imprezie u nas. Wreszcie jesteśmy trendy. Makary, piętnastoletni syn Roberta, niedawno zwrócił nam uwagę, że już nie mówi się trendy, tylko jazzy. No to jesteśmy jazzy.

Robert Janowski: Bez Kasi nie byłoby domu. Z nią czuję się bezpiecznie. Nie miałem tego wcześniej. Gdy wyjeżdżam na koncert do innego miasta, chcę jak najszybciej do niej wrócić. Nie znoszę hoteli, samotności. Lubię stanąć w drzwiach domu i wiedzieć, że ona na mnie czeka. Nie pamiętam, w co była ubrana, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz, ale wiem, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Byłem wtedy na etacie w teatrze Rampa. Grałem recitale, koncerty i nie myślałem o przyszłości. Żyłem sobie dawnymi, studenckimi marzeniami, by być poetą, mieszkać na strychu, nosić sandały i pić tanie wina. I nagle pojawiła się ona. Zacząłem myśleć zupełnie innymi kategoriami. Widziałem ją jako moją żonę i matkę moich dzieci. To kobieta na całe życie. Potwornie się zakochałem. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca, spokojnie usiedzieć. Zebrałem się na odwagę i już na drugiej randce zaproponowałem, a było to tuż przed Wigilią, byśmy wspólnie ubrali choinkę. Bałem się, że o mnie pomyśli, iż spotkała kolejnego taniego podrywacza. Zgodziła się. Byłem grzeczny i romantyczny. Wyciągałem kartony z bombkami, wieszaliśmy ozdoby na choince i rozmawialiśmy. Dla mnie ważne są nastrój, emocje. Potem ją śledziłem, odstawiałem jakiś cyrk. Raz wymyśliłem sobie, że przyjdę do niej w piżamie. Pamiętam, przebierałem się w zsypie, aż tu nagle wpadł gość wyrzucić śmieci i zdębiał. Gdy opowiadałem to Kasi, pękaliśmy ze śmiechu. Takie było to moje zakochanie. Kiedy już patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i trzymaliśmy się za ręce, ona wyjechała na dwa miesiące do Egiptu. Wydaliśmy majątek na telefony. Milczeliśmy po 40 minut dziennie ze słuchawką w dłoni. Wystarczyło, że byliśmy po obu stronach kabla, oddychaliśmy razem, ona egipskim powietrzem, ja warszawskim na Sadybie. Co jakiś czas szeptaliśmy: "Jesteś? Jestem". Tak spędzaliśmy wieczory. Byłem i jestem o nią zazdrosny. Nawet o jej przeszłość. To nie jest samcza chęć posiadania. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Gdy sobie wyobrażę, że chodziła na spacery z jakimś Jackiem, że inny facet trzymał ją za rękę, to szlag mnie trafia. Nie mogę nawet o tym mówić, bo się zaraz denerwuję. Ona jest tylko moja. W całości.

Kiedy urodziła się Anielka, szalałem ze szczęścia. Zasypałem całe mieszkanie tulipanami. Pamiętam, wróciliśmy ze szpitala i Kasia z dzieckiem chodziła po kwiatach. To był piękny widok. Bardzo szanuję to, że lalka lat poświęciła córkom, choć miała atrakcyjną pracę. W moim życiu mniej się zmieniło - pracowałem, wyjeżdżałem, spotykałem się z ludźmi. Nawet dziś, gdy mam przerwę w pracy i trzy tygodnie siedzę w domu, zaczynam się irytować. Ciężko mi jest sobie wyobrazić, jak ona wytrzymała takie siedzenie latami. Dlatego dla mnie Kasia-mama to coś pięknego, to postać z piedestału. Kobiety często czują się gorsze, bo siedzą w domu, nie rozwijają się zawodowo. Ale to nie tak. Mężczyźni traktują to inaczej. Nie ma nic piękniejszego niż macierzyństwo. Kobiety w ciąży myślą, że są grube, brzydkie, a dla mnie to wspaniały widok. Zjawisko, które kruszy serca i z którym nie może się równać żadna Naomi Campbell. Powtarzałem to Kasi często, ale ona nie ufała takim deklaracjom. Anielka ma już 7 lat, Tola 5. Jestem wdzięczny żonie, że zaprzyjaźniła się z moim synem z pierwszego małżeństwa, Makarym. Zaprasza go do nas regularnie, przypomina, bym do niego zadzwonił. Bardzo związała go z córkami. To jej zasługa. Był moment, kiedy często nie było mnie w domu. Dzieci przestały mnie poznawać. Zaświeciło się czerwone światełko, że coś jest nie tak. Teraz chodzę do nich, gdy tylko krzykną: "Tato, zobacz!". Bo to dla nich ważne, że zrobiły rysunek. Może to obrazek specjalnie dla mnie? Ja też chciałem, by moja mama widziała, co zrobiłem. Z Kasią celebrujemy każdą wolną chwilę z dziewczynkami, bo ich dzieciństwo się nie powtórzy. Kiedy żona wychowywała córki, chciałem jej pomóc, ale miałem pracę, której musiałem podołać, by zarabiać i utrzymać dom. A to specyficzny zawód. Aby go wykonywać, muszę się skupić, pomyśleć, przygotować do występów. Mieliśmy małe mieszkanko, w którym brakowało mi własnego kąta. Chodziłem sfrustrowany. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Teraz posiadamy duże mieszkanie, w którym mam swój pokój. Tam mogę pograć, coś napisać. Przetrzymaliśmy trudne początki. Udowodniły, że iskra, jaka między nami się zapaliła, była prawdziwa, że nie tak łatwo ją zgasić. Jestem dumny, że nasze szaleńcze zakochanie przerodziło się w miłość. Kasia jest zupełnie inna niż ja, może dlatego jest moją żoną. Do niej trzeba trafić. Musi się do kogoś przyzwyczaić, by się otworzyć, obdarzyć sympatią, przyjaźnią, miłością. Ja jestem otwarty, u mnie wszystko jest wypisane jak na dłoni i przez całe życie zbieram za to kuksańce. Ostrożność i stoicyzm Kasi w stosunku do różnych osób i sytuacji są mi bardzo potrzebne. Wiele razy uchroniły mnie przed oszustwem i nieprzyjemnościami. Ona widzi to, czego ja nie dostrzegam. Doskonale wyczuwa ludzi i ich intencje. Mówi: "Wiesz, to mi się nie podoba". Ja mam bezkrytyczną wiarę w człowieka. Ona pokazuje mi, że są tacy, którzy chcą tę wiarę wykorzystać. I powtarza od lat: "Zanim zdecydujesz, pomyśl chociaż ze dwa dni". Mnie wystarczą dwie minuty i działam. Przyznaję, że kiedyś próbowałem ją zmienić, lepić, bo każdy z nas ma swój wizerunek drugiej połowy i coś tam próbuje dopasować. Ale ten drugi człowiek to odrębna istota. I trzeba się odczepić od wyobrażeń. Każde z nas jest na swój sposób piękne. Im szybciej się to odkryje i zaakceptuje, tym lepiej dla związku. Już dawno przestałem lepić Kasię. Kocham ją bez zastrzeżeń. Nie chcę, by była inna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji