Artykuły

Szansa na dotknięcie

Dla młodych to szansa, by móc chociaż dotknąć twórczości Jerzego Grzegorzewskiego czy Józefa Szajny, wciąż tak istotniej i co rusz odzywającej się echem; dla starszych - okazja na przypomnienie sobie dawnych wzruszeń - o pierwszej odsłonie projektu "PONOWOWCZEŚNI/NIENOWOCZEŚNI" w Teatrze Studio w Warszawie pisze Hanna Rudnicka z Nowej Siły Krytycznej.

Bratnia Szatnia to klubokawiarnia, stosunkowo nowe miejsce na kulturalnej mapie Warszawy - otwarto ją w listopadzie 2010 przy teatrze Studio, już za jego nowej dyrekcji, w holu, gdzie wcześniej mieściła się szatnia dla widzów. Na co dzień jest spokojnym, ogólnodostępnym lokalem, w weekendy staje się przestrzenią dla koncertów i imprez raczej niezwiązanych z działalnością Studio. Jednak najnowsza inicjatywa w Bratniej Szatni wyraźnie akcentuje więź ze sceną, przy której działa lokal. Mowa o projekcie "PONOWOWCZEŚNI/NIENOWOCZEŚNI", reklamowanym jako "cykl spotkań, poświęconych obecności tradycji awangardowych we współczesnej kulturze i sztuce, dla których punktem wyjścia jest działalność artystyczna twórców Teatru Studio, Jerzego Grzegorzewskiego i Józefa Szajny." Na inaugurację cyklu, w czwartek 24 lutego, koordynatorzy projektu zorganizowali spotkanie z twórczością Grzegorzewskiego zatytułowane "KOT-A-STROFA", poprowadzone przez Mateusza Żurawskiego. Wieczór składał się z pokazu filmowej rejestracji spektaklu "Powolne ciemnienie malowideł" oraz osnuty wokół tematu owego przedstawienia wykładu Grzegorza Niziołka.

Jeśli wierzyć wyznaniom samego reżysera, do stworzenia spektaklu opartego na powieści Malcolma Lowry'ego "Pod wulkanem" przygotowywał się aż dziesięć lat. Do premiery doszło w 1985 roku w Teatrze Studio, w którym Grzegorzewski pełnił wówczas funkcję dyrektora artystycznego. Przy pomocny stałych współpracowników reżysera (Stanisława Radwana i Barbary Hanickiej) oraz pełnego znakomitych nazwisk zespołu aktorskiego powstało przedstawienie zaledwie pięćdziesięciominutowe, lecz bardzo skondensowane przez ogrom znaczeń i elementów, gęste i ciężkie, niełatwe w odbiorze. Grzegorzewski nie miał na celu odtworzenia fabuły powieści Lowry'ego - raczej inspirował się nią wykorzystując pewne cytaty i obrazy, tworzył wariacje na podstawie myśli i atmosfery panującej w "Pod wulkanem". Spektakl, którego rytm wyznacza intensywna muzyczność to jakby pełna surrealizmu i grozy próba wejścia w świat konsula - świat rozbity, chaotyczny, pełen wizji noszących znamiona poetyki koszmarnego snu.

Rejestracja na taśmie filmowej to niestety tylko namiastka teatru - nie jest w żaden w sposób w stanie zastąpić doświadczenia prawdziwej sztuki scenicznej. "Powolne ciemnienie malowideł" wydobyte z archiwum stołecznego Studio nie jest niestety wyjątkiem. Nie zamierzam broń Boże dowodzić bezwartościowości tej rejestracji, jednak oprócz braków, jakie siłą rzeczy muszą cechować wszelkie próby utrwalania przedstawień na wideo, ta ma wady wynikające z przyjęcia przez realizatorów zbyt wąskiej perspektywy. Skupieni na zbliżeniach twarzy aktorów operatorzy nie dają oglądającemu najmniejszego choćby pojęcia o organizacji przestrzeni scenicznej, tak charakterystycznej i ważnej w teatrze Grzegorzewskiego. Układ poszczególnych elementów scenografii, obrazy tworzone przez konstelacje ciał aktorów na scenie, większość ruchu scenicznego postaci pobocznych - to wszystko dla widza rejestracji "Powolnego ciemnienia malowideł" pozostaje w sferze domysłów i braki te przyczyniają się do pogłębienia konsternacji i zagubienia, które towarzyszą publiczności przy podążaniu za tą i tak skomplikowaną teatralną strukturą.

Kwestia ta - niedoskonałości audiowizualnej rejestracji - była pierwszą, którą w swoim wykładzie poruszył zaproszony do Bratniej Szatni Grzegorz Niziołek. "Mam nadzieję, że nie myślą państwo, że właśnie zobaczyli państwo spektakl" - rozpoczął swoją wypowiedź założyciel "Didaskaliów" podkreślając, iż to, co widzowie chwilę wcześniej obejrzeli, to zaledwie ślad po spektaklu, mający wartość dokumentacyjną, lecz nie dający pojęcia o całości dzieła. Wspomniał, że w "Powolnym ciemnieniu malowideł" bardzo wiele działań scenicznych miało miejsce na obrzeżach zaaranżowanej w Studio przestrzeni i choćby dlatego wiele obrazów nie miało szans na uwiecznienie.

Niziołek sam widział spektakl Grzegorzewskiego kilkanaście razy i nie ukrywał przed słuchaczami fascynacji tymże. Nie występował przed nimi jednak z pozycji wszechwiedzącego - przyznawał, że i dla niego "Powolne ciemnienie malowideł" do dziś stanowi zagadkę nie do rozwikłania. Teraz rozumie tylko, że może co najwyżej starać się "zrozumieć własne niezrozumienie". I tym właśnie tropem podążył w swoim wykładzie, jakby usprawiedliwiał widzów w ich własnym zagubieniu w konfrontacji z przedstawieniem. Nie proponował zatem gotowych koncepcji interpretacyjnych, starał się raczej rozjaśniać pewne konteksty i dotykalne aspekty spektaklu. Mówił o fragmentach powieści Lowry'ego, które trafiły na scenę i kluczu, według którego dobierał je Grzegorzewski; zdaje się, iż twórca bazował na tych najbardziej absurdalnych, wzajemnie nie powiązanych, pomagających zobrazować świadomość człowieka zatrutego alkoholem, osuwającego się w kierunku piekła. Poruszył temat inspiracji reżysera wykraczających poza te, które artysta sam wymienił w programie spektaklu (m.in. "Antygona", "Faust", "Pies andaluzyjski", John Bunyan, Hasior, Kafka) - doszukiwał się w spektaklu pewnych analogii z "Upadkiem" Camusa. Wpisywał tragedię konsula, podążając za myślą Grzegorzewskiego, w szerszy kontekst - sytuację II wojny, w trakcie której pisane było "Pod wulkanem", i następującej w jej trakcie Zagłady Wykład Nizołka był przystępny, przejrzysty i, choć był stosunkowo niedługi, dotknął chyba wszystkich wątków, jakich dało się dotknąć w kontekście tak złożonego spektaklu podczas jednego zaledwie spotkania.

Jerzy Grzegorzewski czy Józef Szajna to artyści, których dzieła wciąż pozostają żywe, a ich nazwiska nieprzerwanie przewijają się w debatach o polskiej tradycji teatralnej. Zdaje się wręcz, że bez znajomości ich dzieł nie sposób zrozumieć teatralnego tu i teraz. Do grona widzów i dyskutantów dołączyło już jednak pokolenie, które urodziło się za późno, by mieć szansę na żywo oglądać spektakle wielu reżyserów z ich generacji. Projekty takie jak "PONOWOCZEŚNI/ NIENOWOCZEŚNI" to dla młodych szansa, by móc chociaż dotknąć ich twórczości, wciąż tak istotniej i co rusz odzywającej się echem, dla starszych zaś - okazja na przypomnienie sobie dawnych wzruszeń. Udany wykład Grzegorza Niziołka zaostrza apetyt na następne spotkania. Kolejne już 14 marca - zatytułowane "Opakowywanie i rozpakowywanie ciała" - strategie przetrwania w sztuce, dotyczyć będzie twórczości Tadeusza Kantora i Józefa Szajny. Roli prowadzącej podejmie się tym razem Agnieszka Sosnowska, doktorantka w Zakładzie Teatru i Widowisk Instytutu Kultury Polskiej UW.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji