Artykuły

Więcej niż Oskar

- Owszem, teatr powinien obnażać hipokryzję, otwierać się na przemiany obyczajowe, mówić o tematach tabu, ale uważam zarazem, że sztuka musi nieść wyższe wartości - mówi krakowska aktorka IZABELA DROBOTOWICZ-ORKISZ.

Aktor po szkole najczęściej marzy o stawie, pieniądzach. Taki stereotyp. Ci ambitniejsi myślą o dobrych rolach. Ale już zupełnie nieliczni potrafią w pełni świadomie zrezygnować z przywilejów kariery. Bo znaleźli coś istotniejszego. Sens życia. Jak Izabela Drobotowicz-Orkisz.

"Business Class": Kiedy umarł Krzysztof Kolberger, w mediach często sięgano po jego zdjęcie z panią z filmu "Dziewczęta z Nowolipek" [na zdjęciu] Barbary Sass.

Izabela Drobotowicz-Orkisz: Pamiętam, kiedy stanęłam pierwszy raz przed kamerą. Była to akurat scena z Krzysztofem, i to on wyjawiał mi tajniki pracy aktora w filmie. Wszystkie sceny, które graliśmy ze sobą, w tym również te bardzo intymne, zostały profesjonalnie wykonane, nienacechowane prywatnym stosunkiem, który mógłby zostawić jakiś niesmak. Spotkaliśmy się jeszcze w "Polskiej historii kina", gdzie grałam Połę Negri. Prywatnie nie podtrzymywaliśmy znajomości, ale spotkawszy się przypadkiem, zawsze okazywaliśmy sobie życzliwość. Kolberger darzył ludzi ciepłem, serdecznością, przy tym wszystkim sam nie miał najprostszego życia, poważną raną było dla niego nieudane małżeństwo. Bardzo dzielnie prostował swoje ścieżki i to budziło mój szacunek.

Pytam o Kolbergera, bo mam wrażenie, że w wielu sprawach, szczególnie wiary, ale także pojmowania, czym jest zawód aktora, byliście państwo sobie bliscy. Ale zanim o tym, trzeba zagadnąć o "Dziewczęta z Nowolipek" i "Rajską jabłoń". To był dopiero debiut!

- Ponoć pokonałam 120 kontrkandydatek do roli Bronki. Chwilę wcześniej, w 1983 r., skończyłam szkołę teatralną, czas był siermiężny, tuż po zakończeniu stanu wojennego, tzw. aktorski bojkot dopiero topniał. Na premierę, w kwietniu 1986 r., leciałam z Gdańska do Warszawy na tydzień przed porodem. A film do dziś przynosi mi wiele satysfakcji - usłyszałam przez te wszystkie lata wiele komplementów od kolegów, krytyków i widzów. To zasługa całej ekipy, a przede wszystkim reżyserki. Zrobiła fantastyczną adaptację, wspaniale pokazała tło historyczne Polski międzywojennej, to właściwie wielki fresk historyczny. A popularność? Nie, wtedy nie było takich szajb jak teraz, nie było celebrytów.

Równocześnie pięknie rozwijała się pani kariera teatralna. Trafiła pani do świetnego zespołu Teatru Wybrzeże, kręciła teatry telewizji...

- Rzeczywiście, grałam dość dużo, ale nie byłam gwiazdą Wybrzeża. Zaczynałam od ról drugoplanowych, potem przyszły duże role, także

w zastępstwach, wreszcie moje ukochane role szekspirowskie. No i szalenie dla mnie ważne doświadczenie pracy w prawdziwie offowym, artystycznym, choć utrzymywanym na zasadach komercyjnych, Teatrze Atelier, prowadzonym przez Andre Ochodlo. Borykaliśmy się z kłopotami, nie było etatów, ale co to były za czasy, co to za magiczne miejsce! Ta scena ze słynną ścianą z drzwiami wychodzącymi prosto na morze, które "zagrało" w tylu naszych spektaklach...

A film? Jak to możliwe, że kino nie upominało się o panią po tak mocnym debiucie?

- No cóż, nie było wtedy telefonii komórkowej, a ktoś "życzliwy" w sekretariacie teatru mylił tropy. Kilka ról sama odrzuciłam, bo ewidentnie zanosiło się na zarabianie biustem, zapewne w środowisku poszła plotka, że bigotka, że nie chce niczego grać. A przecież wystarczy popatrzeć na "Dziewczęta z Nowolipek", żeby zrozumieć, że problem nie leży w nagości, ale w granicy profesjonalizmu.

Nagle odeszła pani z teatru, nie zabiegała o role w kinie. Połowa lat dziewięćdziesiątych to nie był czas na taki ryzykowny wybór.

- Odchodziłam z teatru po dwunastu latach, z tarczą, z własnej woli, z dobrymi recenzjami, a powód był przede wszystkim osobisty - Mąż dostał pracę w Krakowie, więc podjęliśmy decyzję o przeprowadzce, także dlatego, by być bliżej jego coraz starszych rodziców. Zresztą, na sceny wchodziła wtedy tzw. fala brutalizmu i ja od razu wiedziałam, że w żadnych "Monologach waginy" grać nie będę. Owszem, teatr powinien obnażać hipokryzję, otwierać się na przemiany obyczajowe, mówić o tematach tabu, ale uważam zarazem, że sztuka musi nieść wyższe wartości.

Za to w swoim autorskim monodramie przywdziała pani habit jako św. Teresa z Lisieux i postanowiła głosić Dobrą Nowinę w teatrze.

- Przede wszystkim chciałam pokazać ciekawy ludzki los. Monodram "Zamieszkać z Tobą" miał prapremierę w Domu Polskim w Rzymie w 1996 r. Zagrałam go ponad dwieście razy, w Polsce, Europie i Kanadzie, występowałam z nim i dla dwóch osób, i dla czterystu. W międzyczasie założyłam swój własny teatr o nazwie Hagiograf, kontynuujący tradycje Teatru Rapsodycznego. Wiem, że stworzenie teatru niszowego, na dodatek religijnego, katolickiego, to krańcowe wyzwanie, ale zgodne z tym, co świadomie wyznaję. To pozorne ograniczenie aktorskich możliwości daje mi poczucie wielkiej satysfakcji i wolności. Ostatni spektakl o św. Teresie zagrałam dwa lata temu w męskim więzieniu w Wadowicach. Po przedstawieniu podszedł do mnie jeden z osadzonych z podziękowaniem, że właśnie zrozumiał, dlaczego los zawiódł go za kraty. Dla mnie to większa wartość niż Oskar.

Sama pani tak apostołuje?

- Teatr Hagiograf ma wielu oddanych współpracowników, ale całość organizacyjna, czyli projektowanie i rozlepianie afiszy, wysyłka zaproszeń, scenariusze, prowadzenie, reżyseria - należą do mnie, jestem taka baba-instytucja. Ukułam nawet własną teorię tego, jak pan to nazwał, apostołowania. Ja jestem tylko narzędziem, "ikoną ikon", aktor ma zaszczyt odtwarzania innych ludzi, a człowiek jest przecież ikoną Boga.

Stanęła też pani po drugiej stronie kamery.

- Reżyseria pojawiła się, kiedy podjęłam decyzję o zostaniu bezetatowcem. Zarejestrowałam najpierw swój monodram, potem pojawiły się kolejne realizacje, nawet jakieś nagrody. Szczególnym doświadczeniem był film "Pięć tajemnic", wywiad z Wandą Tarasiewicz, którą wywieziono w pierwszym transporcie do Auschwitz, tam też miał swoją premierę. Ostatnio nakręciłam dokument artystyczny "Konstrukcja nośna" o Słudze Bożym Jerzym Ciesielskim, którego zagrał Radosław Pazura. To była wspaniała współpraca! Film można znaleźć na YouTube.

Nie pytam nawet, czy z tego da się wyżyć.

- Nie wiem, jaki będzie mój los, bo w kwestii zdobywania pieniędzy na cokolwiek jestem "sprawna inaczej", prędzej dołożę własne, z trudem zarobione. Gdybym umiała to robić, mogłabym zrealizować kilka projektów, które leżą w szufladzie. Teatr nie dostaje żadnych dotacji.

Taka wyrazista działalność pewnie zamyka przed panią wiele drzwi.

- Nawet się nad tym nie zastanawiam, patrzę na drzwi, które się otwierają. Na przykład ojcowie franciszkanie w co drugi czwartek miesiąca udostępniają mi piękną Kaplicę Włoską, grosza nie chcą, a umożliwiają spotkania z publicznością, podczas których często dzieją się rzeczy fascynujące. Dwa lata temu, również bez pieniędzy, dwukrotnie wystawiłam w formie czytanej wszystkie dramaty Karola Wojtyły w Auli Jana Pawła II w krakowskich Łagiewnikach.

Ciekawe są te aktorskie losy debiutantek w filmowych Nowolipkach. Nie żal pani sławy, popularności, pieniędzy, koleżanek?

- Myślę, że najważniejszy jest pokój serca. Czy sława i pieniądze mogą go dać? W moim przekonaniu nie. Mam wspaniałą, rozwijającą się rodzinę, czuję się spełniona zawodowo, odczuwam stałą obecność Boga w moim życiu, jestem otoczona życzliwymi ludźmi... Profesjonalnych świateł i siedziby potrzebuję, a nie sławy! Ale nie zapominam, że piękno słowa nie zależy od podłogi, na której stoi aktor.

Izabela Drobotowicz-Orkisz, czyli teatr autorski

Absolwentka krakowskiej PWST, uczennica Ewy Lassek, Jerzego Jarockiego i Jerzego Treli, aktorka, autorka scenariuszy, reżyser teatralny i filmowy. Po intensywnym okresie pracy w teatrze i sporej popularności na bazie filmów Barbary Sass ("Dziewczęta z Nowolipek", "Rajska jabłoń") niemal całkowicie poświęciła się autorskiemu teatrowi Hagiograf, w którym propaguje wartości chrześcijańskie. Jej filmy i wydawnictwa audio zdobyły nagrody na festiwalach w Niepokalanowie i Łodzi. Jest żoną Pawła Orkisza, poety i barda; mają troje dzieci i wnuka. Mieszkają w Krakowie. Więcej o działalności aktorki: www.teatrhagiograf. republika.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji