Artykuły

Twórczy wstrząs

Nareszcie Tadeusz Kantor pokazał także Krakowowi i Warszawie swój najnowszy spektakl "Wielopole, Wielopole", którym już od pewnego czasu bulwersuje inne stolice ze swej bazy we Florencji. Jest to poważne wydarzenie artystyczne, a jeśli nawet, zdaniem niektórych, kontrowersyjnym, tym lepiej i tym ciekawiej, bo nic tak nie prowadzi do zastoju w

sztuce niż coś, na co mniej więcej wszyscy się godzą bez zastrzeżeń, ale i bez większego entuzjazmu.

Tym razem tak nie jest.

Uważam to za wydarzenie bardzo wysokiego lotu i mam za tym sądem tłumna widownię, która nie żałując żeber szturmowała kasę, reagowała zapalczywie i darzyła finał owacją. Przyznam się, że przeżywałem widowisko jak w transie. Nie mogłem się powstrzymać od podchwytywania melodii i słów chóru, który w różnych układach powtarzał pieśń o szarej piechocie. Było to ze strony inscenizacji wykorzystanie tego działania na widza i słuchacza, jakie mają powtórki i nawroty w operach. Przedstawienie Kantora nie jest operą, ale z nią chwilami graniczy, mianowicie w tym, że się zbliża do misterium.

UŻYŁEM określeń graniczy, zbliża się, bo nie jest to ściśle ani opera, ani misterium, ani nawet teatr w tradycyjnym znaczeniu. Pewnie Kantor także wierzgnąłby, gdyby się nazwało to, co wyprawia, "parateatrem", czyli czymś obok teatru. Bo to nie jest "obok". To wkracza w sedno teatru, próbując go przeistoczyć, burząc przyzwyczajenia, przetwarzając.

Oto dla przykładu, co się odzieje z tekstem. W pełnospektaklowym widowisku słów jest bardzo mało. Są natomiast te same zwroty, wielokrotnie powtarzane w coraz nowych układach i sytuacjach. Nabierają przy tym siły, tak jak nabiera mocy przewodnia pieśń żołnierzy. Przy tym twórca widowiska nie opowiada się za kimś, ani przeciw komukolwiek.

Przetwarzając za każdym razem widowisko na nowo, przeżywa kilka podstawowych własnych spraw i zagadnień. Jak to się stało, że ojciec poległ? Czy po ślubie rodziców, czy przed ślubem, czy podczas wesela, czy ślub nastąpił równocześnie ze śmiercią? Jak to jest w ogóle z następstwem wydarzeń w czasie? Czy ziemia jest "doliną płaczu" czy ironicznej groteski? Czy życie jest dla wszystkich Golgotą, czy tylko dla wybranych? Pytań i obrazów jest wielkie usypisko. Długo nas prześladuje wizja Rekruta I, granego wstrząsająco przez Andrzeja Wełmińskiego i Helki, granej na zmianę, przez Teresę Wełmińską i Ludmiłę Rybę. Natarczywie nawiedza pamięć obraz dwu wujków: Karola i Olka w wykonaniu Wacława i Lesława Janickich. Nie opuszcza wizja kilkunastoosobowej obsady, zaś w uszach dzwoni muzyka, która w programie jest odnotowana jako "Dźwięk" w kompozycji Krzysztofa Dominika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji