Artykuły

Z ducha awangardy

"Wielopole, Wielopole" jest przedstawieniem o randze światowej, jednym z najwybitniejszych dzieł polskiej kultury współczesnej. Wynika z ducha awangardy teatralnej, któej Tadeusz Kantor jest przedstawicielem i współtwórcą i stanowi przykład nowej nietradycyjnej, a może nawet antytradycyjnej sztuki teatru. Przesycone jest przy tym zaskakująco intensywną polskością. Nie tylko dlatego, że brzmi w nim ustawicznie polska, ludowa pieśń kościelna, polska piosenka wojskowa i Chopin przetwarzający "Lulajże Jezuniu". I nie tylko dlatego, że słychać mowę polską, widać symbole wszystkich istotnych elementów polskiej obyczajowości, tradycji i wierzeń, ale także dlatego i przede wszystkim dlatego, że ten rodzinny obrzęd wspomnień skromnych ludzi, choć czyni to jakby mimowolnie, z tym większą silą pokazuje los polskich pokoleń: wspólny, dziedziczony przez nas wszystkich i w teraźniejszość naszą przedłużony, polski los historyczny.

"Wielopole, Wielopole" przedstawia tragikomiczny rytm egzystencji tzw. szarych ludzi: dobrotliwych, kłótliwych, łagodnych, upartych i bezradnych. Groteskowy rytm kręgu rodzinnego, z jego zamkniętym horyzontem myślowym i wąską perspektywą społeczną, i w ogóle z ciasnotą - ale także z jego ciepłem uczuć i siłą wzajemnych więzi. Rytm ten tworzy mechaniczna kukiełkowatość postaci, wziętych jakby z wyblakłych fotografii rodzinnych i ustawiczne powtarzanie: powtarzanie osób żywych przez ich sobowtóry-manekiny, ciągłe powtarzanie motywów muzycznych i powtarzanie przedstawionych już sytuacji, nieraz wielokrotnie. Na tym polega muzyczna struktura przedstawienia. Zachowuje ono wiernie naturalny rytm i tok wspominania. Nie ma więc płynnej ciągłości, tradycyjnej opowieści, lecz collage: brutalne, ostre zestawianie wyrazistych fragmentów odtwarzanej rzeczywistości.

Jest też charakterystyczne przechodzenie od drobnego szczegółu do topografii mieszkania, potem do osób, a wreszcie do zdarzeń. "Wielopole, Wielopole" jest obrzędem scenicznym, przywołującym świat umarłych, który w nas żyje jeszcze, ale i świat żywy, który w każdym z nas właśnie umiera. W tym obrzędzie sam jego twórca (w swoim nieodmiennie czarnym ubraniu i długim czarnym szalu na szyi) spełnia na scenie milczącą rolę Zakrystiana. Ale to on w istocie prowadzi cały ten rytuał; wzruszający i śmieszny, bolesny i miły obrzęd polskich wspomnień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji