Artykuły

Nie boję się kostiumu

- Chcę przedstawić "Traviatę" jako historię kobiety, która walczy z chorobą. Jest to dla mnie najbardziej współczesny aspekt tej opery - mówi reżyserka KAROLINA SOFULAK przed premierą w Operze Bałtyckiej.

Katarzyna Chmura: "Traviata", której premiera odbędzie się w sobotę, jest pani debiutem reżyserskim i jednocześnie dyplomem.

Karolina Sofulak: Tak, kończę właśnie międzyuczelniane podyplomowe studia w zakresie reżyserii opery i innych form teatru muzycznego. Prowadzi je krakowska PWST im. L. Solskiego i Akademia Muzyczna w Krakowie. Jestem z pierwszego utworzonego rocznika i do tego jako pierwsza robię dyplom. W teatrze zaczęłam pracować już podczas moich poprzednich studiów, literaturoznawczych. Asystowałam początkowo w teatrach dramatycznych - w warszawskim Teatrze Studio oraz Teatrze na Woli. Studia są szalenie ważne, jednak reżyser nie wie tak naprawdę nic, dopóki nie wejdzie w strukturę teatru. Szybko zaczęłam też asystować w Teatrze Wielkim, na początku na zasadzie stażu, a potem zawodowo. Miałam wiele szczęścia, że trafiłam tam na niezwykle ciekawe projekty artystyczne światowej klasy reżyserów, którzy polecili mnie na staż w mojej ukochanej operze Glyndebourne. Jej styl wystawienniczy bardzo cenię.

Jaka to estetyka?

- Anglicy są mistrzami w robieniu rzeczy, które są w jakiś sposób przyjazne publiczności. Tam się bardzo mocno myśli o tym, że teatr jest dla ludzi, po to żeby nawiązać kontakt z publicznością. Jest to styl dialogowy, w przeciwieństwie do bardzo monologowego stylu niemieckiego, gdzie reżyser wygłasza swoje credo ze sceny i nie bardzo się interesuje tym, czy ktoś odpowie.

Preferuje pani współczesne, czy klasyczne inscenizacje?

- Nie wierzę w to, że realizacje dzielą się na współczesne i klasyczne. Możemy mieć szalenie współczesny spektakl w kostiumach epokowych i też szalenie sztampową operę umiejscowioną na przykład na wysypisku śmieci z wykorzystaniem kostiumów współczesnych. Uwspółcześnienie moim zdaniem nie leży w inscenizacji, a w prawdzie emocjonalnej - w tym, jak ludzie się do siebie odnoszą, jakie są relacje pomiędzy postaciami, czy są one prawdziwe, czy żyją. W tym właśnie szukam współczesności. Nie boję się kostiumu i epoki.

Ucieszyła się pani z propozycji wyreżyserowania "Traviaty" w Operze Bałtyckiej?

- Bardzo. Jest to pierwsza opera, którą widziałam w życiu. Jak byłam dzieckiem, obejrzałam filmową wersją Zeffirellego i od razu się zakochałam w tym dziele. Myślę, że było mi pisane, żeby zmierzyć się z właśnie z "Traviatą".

Przygotowuje pani ten spektakl wspólnie z Markiem Weissem, dyrektorem opery. W jaki sposób podzieliliście się pracą?

- Sama inscenizacja, czyli gdzie to robimy, w jakiej konwencji i jak wygląda przestrzeń, jest pomysłem Marka Weissa. Ja tworzę sytuacje, postacie oraz relacje między nimi. Wypełniam i koloruję strukturę, którą zastałam. Jeżeli chodzi o epokę, to przenosimy się w nieco późniejszy czas, niż to jest w zwyczaju - na początek wieku XX, który jest o wiele ciekawszy obyczajowo. Jest to epoka bardzo podobna do czasów obecnych. Ten czas przed wojną światową niestety bardzo przypomina mi dzisiejszą sytuację geopolityczną. Mamy obecnie taką pewność, że wszystkie konflikty są za nami, wydaje nam się, że jesteśmy bardzo dojrzali, że ogarnęliśmy kondycję ludzką, a sprawy na arenie międzynarodowej zdają się mówić, że nie do końca ta nasza pewność jest ugruntowana w rzeczywistości.

Jak pani pokaże tę historię?

- Chcę przedstawić "Traviatę" jako historię kobiety, która walczy z chorobą. Jest to dla mnie najbardziej współczesny aspekt tej opery. Nie patrzę na tę opowieść poprzez pryzmat konfliktu kobiety ze społeczeństwem. Echa feminizmu, sprawy gender i interpretacja Violetty jako ofiary patriarchalnej opresji i terroru rodziny - to wszystko jest nieco przebrzmiałe. Violetta to jednostka wybitna, wybitnie wrażliwa, widząca relacje między ludźmi i rozumiejąca świat. Walczy z tym, że ma wyliczone, ile czasu jej zostało. Zajmuje mnie głównie droga do śmierci tytułowej bohaterki. Spycham na dalszy plan historię miłosną.

Jak widzi pani wątek przemiany głównej bohaterki?

- Raczej nie jako przemianę moralną, bo to jest dość XIX-wieczne - kobieta upadła zwraca się ku Bogu. Mi się wydaje, że przemiana ta polega na tym, że ona przewartościowuje swoje życie. Początkowo buntuje się przeciwko temu, że ma umrzeć. Próbuje zagłuszyć zbliżającą się śmierć relacją z Alfredem. Jednak potem dostrzega, że to nie pomaga. Rezygnuje z niego, bo był tylko zabawką w jej rękach. Na końcu umiera z godnością, doświadczając pełni człowieczeństwa. Akceptuje, że na życie składa się także śmierć, która jest puentą i elementem życia. Motywem przewodnim programu naszego spektaklu jest hasło: śmiertelna - nieśmiertelna. Śmiertelna Violetta i jednocześnie nieśmiertelny motyw tej bohaterki, który żyje w kulturze i popkulturze.

Verdi po prapremierze "Traviaty" napisał do przyjaciela: "Spektakl klapa. Nie wiem, czy to moja wina, czy śpiewaków". Dziś wiemy, że Verdi jest wielki. Kto odpowiada za ewentualną klapę?

- Teatr to rzecz tak magiczne nieprzewidywalna. Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. Tyle musi się złożyć rzeczy, żeby coś zagrało. W "Zakochanym Szekspirze" impresario grany przez Geoffreya Rusha wyjaśnia, że naturalny stan teatru jako przedsiębiorstwa to przeszkody nie do pokonania na drodze do nadchodzącej katastrofy, ale wszystko i tak kończy się dobrze. Zapytany, jak to jest możliwe, odpowiada: "It's a mystery". To jest ta tajemnica teatru. Przy najlepszych zapowiedziach, coś może nie wyjść. I odwrotnie. Decyduje magia teatru. Atmosfera, która panuje w Operze Bałtyckiej, jest szalenie współczesna i pomocna. Nie wyobrażam sobie lepszej szansy dla debiutanta. To teatr, w którym wszystko działa jak w zegarku. Panuje tu absolutny profesjonalizm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji