Artykuły

Życie nie jest iluzją

- Zdejmujemy szmaragdowe okulary i prawda życia wychodzi na jaw. I musi tak być. Bo prawda życia ważniejsza jest od wyimaginowanego bezproblemowego świata - JAROSŁAW KILIAN przed premierą "Czarnoksiężnika z krainy Oz" w Teatrze im. słowackiego w Krakowie.

Jolanta Ciosek: Na czym polega oryginalność baśni Bauma, której adaptację teatralną przygotowuje Pan z zespołem Teatru Słowackiego?

Jarosław Kilian: Choć pozycja ta należy do klasyki literatury dziecięcej, takiej, co to językiem baśni mówi o poważnych sprawach, jest jednocześnie o tym, czym tak naprawdę jest iluzja. W tym względzie "Czarnoksiężnik" jest przepełnioną goryczą opowieścią o iluzji raju. Dorotka, nasza mała dzielna bohaterka, zbiera na swojej drodze potrzaskanych przez życie ludzi, takich, którzy nie wierzą w siebie, którzy są przekonani, że nie potrafią kochać, myśleć, działać. Zbiera te ludzkie wraki, by przyprowadzić do czarnoksiężnika Oza, który, jak ufa, odmieni ich los. Wierzy w uzdrawiającą moc czarów, taką, która może wszystko zdziałać. Kiedy po trudach bohaterowie dochodzą do celu, przekonują się, że czarów nie ma, że to tylko złudzenie, że nie ma ucieczki od trudu życia w proste rozwiązania. Sens tej opowieści jest ważny i pouczający również dla nas, dorosłych.

- Istotę baśni widzi Pan w pedagogice?

- Pisał już o tym wielki badacz i psycholog dziecięcy Bruno Bettelheim. Dowodził mianowicie, że baśń opowiada się dzieciom po to, by przygotować je do sprostania goryczy porażek i niebezpieczeństwom, jakie niesie realne życie, w którym nie ma czarodziei, nie ma też złych duchów, za to są źli ludzie. Baśń ma przygotować młodego człowieka na spotkanie z okrutnym, choć czasem pięknym światem.

- Czy prócz nauki mali widzowie wyniosą z Pańskiego spektaklu troszkę radości z zanurzenia się w iluzji teatru?

- Ależ oczywiście! Nie będziemy straszyć dzieci. Przecież świat Oza jest piękny. Strach Na Wróble nazywa go "piękną krainą". To jest cudowny, kolorowy świat po drugiej stronie tęczy. Jednak im bardziej cudowny, tym bardziej niebezpieczny, nieprawdziwy. Iluzoryczny. Szmaragdowa Kraina jest przeciwieństwem Kansas, szarego świata realistycznego, w którym wszystko, nawet Ciocia Emilia, poszarzało, gdzie ludzkie oczy stają się stalowe. Każda z tych krain jest inna w tonacji kolorystycznej; akcja prowadzi widza do Szmaragdowego Grodu przez wszystkie barwy tęczy.

- Co w takim razie zostanie na finał?

- Deziluzja. Zdejmujemy szmaragdowe okulary i prawda życia wychodzi na jaw. I musi tak być. Bo prawda życia ważniejsza jest od wyimaginowanego bezproblemowego świata.

- Z afisza dowiadujemy się, że sprawy i tematy, o których Pan mówi, zapowiadają się śpiewająco...

- I tańcząco, a to dzięki choreografii Iwony Runowskiej i pracowitości całego zespołu aktorskiego. Co do śpiewania... Z Grześkiem Turnauem robię już szóste przedstawienie, prawdę powiedziawszy, nie wyobrażałem sobie w Krakowie mojego spektaklu bez jego muzyki.

- Do jakiego stopnia na Pańskie wyobrażenie o plastyce przedstawienia wpłynął ojciec, Adam Kilian, znakomity ilustrator pierwszego polskiego wydania "Czarnoksiężnika"?

- Wychowałem się na tych ilustracjach, na tej książce. Ale podjąłem wyzwanie i z wielką reżyserską ciekawością zaprosiłem do współpracy Julię Skrzynecką, scenografkę, która jest na tyle młoda, że może nie znać ilustracji ojca.

- Nie chciał Pan odnieść się do swojego dzieciństwa?

- Pamiętam doskonale, jak pierwszy raz, będąc siedmioletnim dzieckiem, przyjechałem z ojcem do Krakowa. Była zima, szliśmy przez Rynek, po raz pierwszy usłyszałem hejnał mariacki, a potem poszliśmy do Teatru im. Słowackiego. Oczywiście, nie pamiętam tytułu spektaklu, ale dobrze pamiętam to wspaniałe wnętrze, kurtynę Siemiradzkiego i nastrój, jaki nam wtedy towarzyszył. Z tym większym wzruszeniem pracuję dziś w tym teatrze, ośmielając się łudzić, że ten nasz spektakl przysporzy podobnych wrażeń młodym, jak ja wówczas, widzom.

- Do jakiej grupy wiekowej adresuje Pan przedstawienie?

- Chcemy, by ten spektakl był przede wszystkim dla dzieci, ale w skrytości ducha marzymy, że i dorośli zechcą go oglądać. Bo skoro Strach Na Wróble chce zrozumieć traktaty Spinozy...

- I że zechcą dać się zaczarować iluzją, podobno niezwykle starannie dopracowaną?

- To jest bardzo pracochłonny technicznie spektakl, w którym uruchamiamy skomplikowane plany akustyczne, świetlne... Każda scena wymaga niesłychanie szybkich zmian kostiumów, a co za tym idzie, precyzji, także współuczestnictwa aktorów i osób spoza sceny. Najpierw z mozołem budujemy świat iluzji, by następnie, z jeszcze większym mozołem go zburzyć. Na tym przecież polega ulotny czar teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji