Artykuły

"Bóg mordu", czyli faszyzm jest w nas

- Moim marzeniem było, żeby widz śmiał się w sytuacjach najokrutniejszych, gdy eskalacja przemocy i agresji jest największa. Po wyjściu z teatru powinien sam siebie przyłapać na tym, że śmiał się z czegoś potwornego - reżyserka KATARZYNA KALWAT o łódzkim "Bogu mordu".

Igor Rakowski-Kłos: Yasmina Reza to brutalny i wnikliwy krytyk francuskiego społeczeństwa, a "Bóg mordu" jest mocno osadzony we francuskich realiach. Aby złagodzić ten francuski kontekst, Matthew Warchus, reżyser amerykańskiej inscenizacji "Boga mordu", przeniósł akcję z Paryża na Brooklyn. Pani zaś ściśle trzyma się tekstu. Dlaczego?

Katarzyna Kalwat: Uznałam, że dostosowanie miejsca akcji do miejsca inscenizacji niewiele zmienia. I kilka rekwizytów czy nazw nie zakłóca tego, co jest najważniejsze w tej sztuce, czyli opowiedzenia o faszyzmie w dzisiejszym człowieku i uprzedzeniach, które w sobie nosi. "Bóg mordu" jest napisany przeciwko "dopracowanej", "wycyzelowanej" klasie mieszczańskiej, która za wszelką cenę chce być correct. Spektakl pokazuje, że to tylko maska, pod którą kryje się hipokryzja.

Dla mnie pochodzenie społeczne postaci nie miało zasadniczego znaczenia. Traktuję tę sztukę jako perfekcyjną analizę mechanizmów, które prowadzą do ujawnienia rodzącej się w człowieku agresji. Reza pokazuje, że ludzie karmią się uprzedzeniami, a instynkt agresji cały czas działa. Musimy pamiętać, kim jest Yasmina Reza. Urodziła się w Paryżu, czyli w mieście, które jest podzielone na strefy wpływów poszczególnych nacji. Ona sama została wychowana w bogatej burżuazyjnej rodzinie. Ojciec urodził się w Moskwie, ma irańskie korzenie i jest wyznania mojżeszowego. Matka jest Węgierką. Od dziecka obserwowała kulturowy konglomerat. Widziała, jak ludzie z różnych przestrzeni kulturowych nie są w stanie się porozumieć. W "Bogu mordu" to biograficzne doświadczenie zostało niejako odwrócone. Widzimy przecież ludzi bardzo podobnych do siebie. Reza przez taki zabieg pokazuje, że mimo wszystko instynkt barbarzyńcy cały czas w nas pulsuje. Żywimy wobec siebie uprzedzenia, nawet jeśli jesteśmy do siebie podobni. Zawsze znajdziemy zapalnik konfliktu.

"Śmiech jest zawsze problematyczny i bardzo niebezpieczny. Chociaż moje sztuki są opisywane jako komedie, myślę o nich jak o tragediach" - deklaruje Yasmina Reza. Znana jest anegdota o tym, że była wściekła na Christophera Hamptona, angielskiego tłumacza "Boga mordu", że tak mocno wyeksponował komiczny potencjał sztuki. Czy dla pani śmiech widza także jest problemem, bo może przesłonić inny, mniej humorystyczny aspekt "Boga mordu"?

- Jeśli mówimy o komizmie w przypadku tego spektaklu, to musimy sobie zadać pytanie, jak jest on tutaj skonstruowany. Na początku spektaklu pracują na niego realistyczne, powściągliwe działania aktorów. Dopiero później doprowadzają one do abstrakcyjnej farsowości. Jeśli uda się w pierwszej części spektaklu zapracować na ten farsowy absurd w części drugiej, to wtedy rodzi się śmiech zaskakujący. Jeśli natomiast aktorzy od pierwszych scen spektaklu starają się wykorzystać każdą kwestię i każdą sytuację, aby rozśmieszyć publiczność, co jest oczywiście możliwe, bo sztuka ma taki potencjał, to tworzy się komizm dla samego komizmu i śmiech dla samego śmiechu. U Rezy natężenie komizmu w poszczególnych scenach nie jest przypadkowe - związane jest z eskalacją konfliktu. Im jest on silniejszy, tym silniejsza pojawia się pobudka do śmiechu. To wykrzywienie świata u Rezy rozwija się stopniowo aż do finału. Moim marzeniem było, żeby widz śmiał się w sytuacjach najokrutniejszych, gdy eskalacja przemocy i agresji jest największa. Po wyjściu z teatru powinien sam siebie przyłapać na tym, że śmiał się z czegoś potwornego.

Zadam pytanie, które stawia jedna z postaci "Boga mordu". Co oznacza to słowo - "zaangażowanie"? Czym dla pani jest teatr polityczny?

- To teatr, który bierze udział w debacie publicznej i rozwija zmysł krytyczny. Hiszpański dramaturg Juan Mayorga, nad którego sztuką właśnie pracuję, powiedział, że teatr jest polityczny przynajmniej w potrójnym sensie. Po pierwsze, teatr zwołuje polis, czyli publiczność, i z nią rozmawia. Po drugie, wszystko, co jest tworzone w teatrze, jest wspólne - i nadzieje, i rozczarowania. Po trzecie, teatr jest sztuką krytyczną i utopijną. Przedstawia to, co jest, i to, co może być.

Krystian Lupa jest nazywany ojcem założycielem nowego polskiego teatru. Dla wielu młodych reżyserów stał się artystycznym mistrzem i duchowym przywódcą. Pani współpracowała z nim przy projekcie "Persona". Jak ta współpraca wpłynęła na pani pracę reżyserską?

- Krystian Lupa różnymi sposobami, poprzez bardzo dociekliwą analizę tekstu, ale też poprzez bardzo specyficzny kontakt z aktorem, buduje zupełnie niespotykany rodzaj napięcia i intensywności bycia na scenie, takiego, w którym aktor jest sercem spektaklu, a każde słowo ma swój ciężar. To jest mi bardzo bliskie i tym mnie zahipnotyzował.

***

Katarzyna Kalwat (ur. 1978) - studentka IV roku reżyserii dramatu w Akademii Teatralnej w Warszawie, absolwentka psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. W trakcie studiów współpracowała z Teatrem Dramatycznym w Warszawie, gdzie asystowała Krystianowi Lupie. Debiutowała miniaturą sceniczną "Sen nocy letniej" prezentowaną na XIII Festiwalu Szekspirowskim w teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Ostatnio pracuje w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie nad "Himmelweg" Juana Mayorgi. Premiera odbędzie się 8 kwietnia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji