Artykuły

Monachijskie bajki Jarzyny

Grzegorz Jarzyna wraz z polską ekipą (scenografia Magdalena Maria Maciejewska, kostiumy Anna Nykowska-Duszyńska, wideo Bartek Macias, światło Jacqueline Sobiszewski) stworzył dwie, ale tylko z pozoru odrębne odsłony. Opowieści o dzieciach są jak awers i rewers - pierwsza kończy się happy endem, druga - niemym krzykiem rozpaczy - Jacek Hawryluk o premierze "Dziecka i czarów" oraz "Karła" w monachijskiej operze.

Przed tygodniem Grzegorz Jarzyna zadebiutował na deskach Staatsoper w Monachium. Mniej doświadczony w operze od Krzysztofa Warlikowskiego i Mariusza Trelińskiego reżyserował dotąd poza Polską tylko "Graczy" Szostakowicza w Lyonie. W Monachium, mając do dyspozycji znakomity zespół i specjalistę od muzyki XX w. Kenta Nagano, połączył jednego wieczoru dwa tytuły - "Dziecko i czary" Mauricego Ravela oraz "Karła" Alexandra Zemlinsky'ego

Oba dzieła pochodzą z lat 20., ale pod względem muzycznym dzieli ich niemal wszystko. "Dziecko i czary" to fantazja w dwóch częściach z librettem Colette (początkowo miał to być balet, zresztą i w takiej wersji się ten utwór wystawia) pokazana po raz pierwszy w Monte Carlo w 1925 r. Utwór Ravela to opowieść o niesfornym dziecku, które za swe zachowanie zostaje zamknięte w pokoju, co wywołuje jego furię. Ale gdy tylko za matką zamykają się drzwi, pokój dziecka przechodzi metamorfozę, martwe przedmioty zaczynają żyć własnym życiem, skołowany dzieciak przenosi się do tajemniczego ogrodu, w którym otaczają go zwierzęta. Dostaje pierwszą lekcję życia. Pokornieje.

"Karzeł" ("Urodziny infantki") na podstawie Oskara Wilda to tragiczna baśń w jednym akcie wystawiona po raz pierwszy w Kolonii w 1922 r. Jej bohaterką jest infantka Klara, która na 18. urodziny w podarku od Sułtana otrzymuje Karła słynącego z pięknego głosu, który zakochuje się w dziewczynce. Gdy jednak Karzeł zdaje sobie sprawę z tego, że jest wyłącznie obiektem drwin i igraszek, umiera.

"Dziecko i czary" to impresjonistyczny fresk, pełen kolorów i ulotnych nastrojów; "Karzeł" to dzieło na wskroś ekspresjonistyczne, bliskie dramatom Ryszarda Straussa, pełne napięć, tylko momentami - w scenach pastiszu, opisywania hiszpańskiego dworu - nawiązujące do neoklasycznego porządku.

Grzegorz Jarzyna wraz z polską ekipą (scenografia Magdalena Maria Maciejewska, kostiumy Anna Nykowska-Duszyńska, wideo Bartek Macias, światło Jacqueline Sobiszewski) stworzył dwie, ale tylko z pozoru odrębne odsłony. Opowieści o dzieciach są jak awers i rewers - pierwsza kończy się happy endem, druga - niemym krzykiem rozpaczy. W pierwszej psoty zamieniają się w magię, w drugiej pragnienie dobrej zabawy ponad wszystko przekracza granice zdrowego rozsądku i zabija.

Ciekawsza pod względem reżyserskim jest fantazja Ravela, która zgodnie z oryginałem rozpada się na dwie części. W pierwszej jesteśmy na zagubionym planie filmowym - pokój dziecka został umieszczony w przyczepie (kontenerze), kamery śledzą szczegóły akcji, które oglądamy na ekranie umieszczonym nad sceną. To realistyczna część inscenizacji, pokazująca, czym żywi się ostatnio współczesna opera. Gdy jednak dziecko przechodzi do tajemniczego ogrodu, reżyser porzuca dosłowność na rzecz metafory - nawet ekipa telewizyjna zamienia się w zwierzaki. Tajemniczy las (z kotami, żabami, wiewiórką, nietoperzem) jest magiczny i nieprzenikniony.

Bajką jest też "Karzeł" tyle tylko, że o zupełnie innym wydźwięku. Od samego początku hiszpański dwór jest przedstawiony w krzywym zwierciadle. Ta deformacja zawiera w sobie coś sztucznego i fałszywego. Karzeł mający być atrakcją urodzin infantki okazuje się zupełnie normalnym mężczyzną. I dlatego jest "obcy". Pragnie miłości i normalności, ale na dworze tego nie znajduje. Tu liczy się coś innego.

Osią spektaklu są relacje Donny Klary i Karła, i to w nich zabrakło mi prowadzenia postaci - w najbardziej poruszających momentach oboje rzucają się pomiędzy starymi samochodami, jakby zapomniano, o czym jest ta historia, gdzie przebiega jej dramat i do czego prowadzi.

Słuchanie Ravela i Zemlinsky'ego pod batutą Nagano daje ogromną satysfakcję. On doskonale czuje muzykę pierwszej połowy XX w., potrafi odsłonić jej detale. Gdy Ravel jest koronkowy, ulotny, zwiewny, bajkowy właśnie, z Zemlinsky'ego wyzierają groza, patos, przygnębienie. Wokalnie to także dwa różne światy. W fantazji Ravela głosy brzmią lżej, parodiują przedmioty i zwierzęta - z partią dziecka świetnie poradziła sobie Tara Erraught. Oba spektakle połączyła Camilla Tilling - Księżniczka u Ravela i Donna Klara u Zemlinsky'ego (wystąpiła nawet w tym samym kostiumie). Mankamentem opery okazała się partia Karła wykonana na granicy poprawności intonacyjnej przez Johna Daszaka. Szkoda, bo to kluczowa dla tego dzieła rola.

Opery grane będą w Monachium do 20 marca. Powrócą także podczas letniego festiwalu w lipcu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji