Artykuły

Amerykański Lear

O "Śmierci komiwojażera" Millera w reżyserii Kazimierza Kutza w Teatrze Małym w Warszawie pisze Roman Pawłowski.

Premiera "Śmierci komiwojażera" w reżyserii Kazimierza Kutza. To już tradycja, że polskie sztuki współczesne piszą najczęściej autorzy zagraniczni. Ale "Śmierć..." to przypadek szczególny.

Nikt w polskim dramacie po 1989 r. nie opisał mechanizmów kapitalizmu tak wnikliwie, jak uczynił to Arthur Miller pół wieku temu. Piszę to z żalem, bo wiele czasu poświęciłem, aby znaleźć takie sztuki. Żadna nie dorównuje temu dramatowi.

Chociaż Kazimierz Kutz nie uczynił ani jednego gestu, aby zbliżyć sztukę Millera do polskich realiów, choć na horyzoncie sceny rysuje się Manhattan, a w muzyce Jana Kantego Pawłuśkiewicza słychać echa jazzowych standardów, to wrażenie, że teatr mówi o nas, jest silniejsze. Życie na kredyt, mordercza konkurencja, bezwzględna walka o zysk - to wszystko w ciągu zaledwie kilkunastu lat stało się chlebem powszednim Polaków. Dzięki Teatrowi Narodowemu być może po raz pierwszy możemy docenić wielkość "Śmierci komiwojażera", bo po raz pierwszy los Willy'ego Lomana, akwizytora, który wylatuje z pracy w wieku 64 lat wyciśnięty jak pomarańcza, jest losem tysięcy ludzi żyjących obok nas.

Siła przedstawienia Kutza polega na pokazaniu, jak pod wpływem klęski zawodowej ojca rozpada się rodzina Lomanów, jak zwyczaje kultywowane od lat idą w rozsypkę, jak wali się w gruzy autorytet głowy rodziny. Kutz, który wyrósł w tradycyjnej śląskiej rodzinie, wie, jak pokazać hierarchię między ojcem a synami - w pierwszych scenach Happy (Zbigniew Zamachowski) i Biff (Wojciech Malajkat) wstają na widok ojca z miejsc, mimo że mają po 30 lat. Ale to tylko gest - kiedy okaże się, że wyleciał z roboty, zostawią go w knajpie samego i uciekną z dziwkami. Dla przegranych w tym świecie nie ma miejsca.

Janusz Gajos zagrał w roli Lomana amerykańskiego króla Leara, który odkrywa nagle, że całe jego królestwo to niespłacony dom i polisa ubezpieczeniowa. W tej roli determinacja spotyka się z obłędem. Aktor wymyślił genialny gest, który charakteryzuje bohatera: ruch ręki z zaciśniętą pięścią, jakim trenerzy zagrzewają zawodników do boju. Ten absurdalny gest Loman wykonuje nawet wtedy, gdy idzie się zabić.

Drugim bohaterem wieczoru jest Wojciech Malajkat, który po okresie rozmieniania się na drobne w telewizyjnym show-biznesie przypomniał sobie, że jest jednym z najzdolniejszych aktorów pokolenia. Jako Biff, syn Lomana, na najwyższych emocjach walczy o prawdę, demaskując kolejne kłamstwa ojca.

Premierowa publiczność na kwestie o kredytach, prowizjach i procentach reagowała chłodno. Ale poczekajmy, kiedy do teatru przyjdą ludzie, którzy zapłacili za swoje bilety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji