Artykuły

Narodziny czwartego wieszcza

Kurtyna opadła po godz. 22 w sobotni wieczór 16 marca 1901 roku. Zanim zasłoniła scenę, widać było na niej aktorów tańczących powoli, pogodnie, ale i sztywno w weselnym kole, słychać było muzykę. Publiczność sali Teatru Miejskiego w Krakowie siedziała jak oszołomiona - o prapremierze "Wesela" pisze Mateusz Drożdż w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Jeszcze przeżywała sztukę i słowa Chochoła: "Miałeś, chamie, złoty róg...". Dopiero po dłuższej chwili ciszy wybuchła burza oklasków, a tłum skandował: "Autor! Autor!". Słyszał to milczący i blady Stanisław Wyspiański. Do publiczności jednak nie wyszedł.

Jeszcze przez kwadrans widzowie nie opuszczali teatru, zbierając się w mniejszych lub większych grupach i żywo dyskutując. Dopiero wygaszanie świateł spowodowało, że teatr zaczął pustoszeć. Jeden z ostatnich wyszedł Jan Stanisławski, malarz i wykładowca ASP, który powtarzał do siebie: "To nadzwyczajne, szalone, ale genialne".

Dramat w trzech aktach Stanisław Wyspiański zaczął pisać kilka dni po weselu Jadwigi Mikołajczykówny i Lucjana Rydla. Ślub chłopki z krakowskim literatem, był towarzyską sensacją. Mimo utrzymywania daty zaślubin w tajemnicy, tłumy ciekawskich gromadziły się na Rynku przez kilka listopadowych dni, aby go nie przegapić.

Dzień później odbyło się wesele w bronowickim dworku Włodzimierza Tetmajera. Wyspiański, będący świadkiem pana młodego, całą zabawę obserwował bardzo dokładnie. Prawie nic nie jadł i nie pił, nie tańczył. Wsłuchiwał się za to w rozmowy, obserwował scenerię, słuchał muzyki. W końcu zaczął przelewać obserwacje i wyobrażenia na papier.

Wkrótce w krakowskich kawiarniach zaczęto szeptać o nowej sztuce, w której wystąpić miały postaci realnych i powszechnie znanych osób. W pruderyjnym i konserwatywnym Krakowie miała to być kolejna sensacja towarzyska. Sam Wyspiański przykładał dużą wagę do przygotowań. Opracował scenografię. Za istotne uznał nie tylko treść dialogów, ale i ruch na scenie. Uczestniczył we wszystkich próbach.

Przedstawienie premierowe zaczęło się o 19. Pierwszy akt przypominał komedię obyczajową - ot, swoisty reportaż z wesela. W przerwie parę osób znudzonych sztuką, nawet wyszło. W drugim akcie pojawiły się widma, co dało do zrozumienia widzom, że jednak nie oglądają komedii. Ale i tu nie obyło się bez kolejnych wyjść.

Wreszcie w trzecim akcie dramat nasiąkający coraz bardziej elementami fantastycznymi zamienił się w utwór symboliczny, który pokazał widzom całą ówczesną polską, a zwłaszcza galicyjską, bierność w dążeniu do niepodległości. Taniec chłopów i inteligencji w rytm muzyki granej przez Chochoła wstrząsnął widownią. W recenzjach jedna z krakowskich gazet napisała "Wyspiański hipnotyzował tak publiczność, jak i artystów".

Autor dramatu zyskał zasłużoną sławę. Po czwartym przedstawieniu publiczność wręczyła mu wieniec z liści z liczbą "44", czym przez współczesnych został zaliczony do grona narodowych wieszczów.

Język dramatu przeszedł do języka potocznego "Cóż tam, panie, w polityce?" witano się w kawiarniach, "Takiś ta nienasyceniec" mówiły panny do kawalerów, "Kto mnie wołał, czego chciał?" pytali dorożkarze. "Mus mnie woła, mus mnie woła..." słyszało się od idących do toalety. "Miałeś, chamie, złoty róg", "Ostał ci się jeno sznur" krytykowano niepowodzenia. "Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg" napisała parę lat później Maria Konopnicka w "Rocie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji