Artykuły

Hejnał Anny Dymnej

- Ludzie traktują mnie jak zabytek Krakowa. Uśmiechają się, dają prezenty. Hejnaliści wpuszczają mnie na wieżę mariacką - mówi ANNA DYMNA w rozmowie z Marcinem Świetlickim i Grzegorzem Dyduchem.

Oto dzień nam szczególny nastał! Pierwszy raz w życiu mieliśmy możliwość indagowania kobiety, i to jakiej! Jakże cudownie było kąpać się w promieniach wszechogarniającej i życzliwej kobiecości... Odnieśliśmy wrażenie, że wreszcie

dostrzeżono w nas mężczyzn, a nie tylko szeregowych pracowników kobiecego

organu prasowego.

Czy świat bez mężczyzn jest w ogóle możliwy?

- Nie dość, że niemożliwy, to byłby zupełnie bez sensu, bez uroku. Między mężczyzną i kobietą wytwarza się to coś, co daje napęd do życia. Dla mnie mężczyzna jest przede wszystkim prowokacją do pragnień i marzeń. Nie wyobrażam sobie życia bez mężczyzn, jakkolwiek czasem mam ich dosyć.

Jest taki trend w kulturze, żeby różnice płci unifikować...

- To jest najgłupsze, co może być. Może narażę się niektórym sil

kobietom, ale marzę o tym, żeby żyć w czasach, kiedy mężczyzna szedł na polowanie, przynosił zdobycz, zapewniał kobiecie bezpieczeństwo, a kobieta dbała o mężczyznę, gotowała, rodziła mu dzieci. Jak by to było pięknie! Żadne napięcia i zwycięstwa cywilizacyjne nie zabiją we mnie tego marzenia. Naprawdę chciałabym mieć dziesięcioro dzieci, mężczyznę, który zapewnia byt, bezpieczeństwo - i wtedy spokojnie mogłabym być nawet aktorką. A uniseks? Cóż to za głupota! Mężczyzna musi nam być potrzebny, bo inaczej zaniknie

- zupełnie jak nieużywane skrzydełka u ptaka nielota.

Oprócz uniseksu obowiązuje dziś również kult młodości, zdrowia i urody.

- Ten kult młodości sieje straszne spustoszenie. W moim programie telewizyjnym rozmawiałam np. z chorymi na bulimię i anoreksję. Okazało się, że kult młodości jest przerażający, jest powodem depresji, chorób. Jest głupotą największą. Nagle się okaże, że w wieku 30 lat trzeba będzie się wieszać, już nie będzie wolno żyć.

Jan Nowicki powiedział, że kobiety aktorki gorzej niż mężczyźni aktorzy przyjmują sukces lub jego brak. Czy aby działalność społeczna, ku bliźnim skierowana, nie jest substytutem? Zły człowiek mógłby powiedzieć: Dymna nie ma co grać, to zajmuje się chorymi...

- Niech sobie mówią, co chcą. Jesteśmy w wolnym kraju. Mogę tego słuchać, uśmiechać się i robić swoje. Bycie aktorem w ogóle jest trudne, bo ciągle jesteśmy oceniani, ciągle ź o nas gadają różne rzeczy niestwo rzone. Trzeba mieć do tego dystans. Mam swoje wartości i miłości. Zna lazłam w życiu pewną harmonię. Kobietom jest chyba łatwiej odnaleźć się w chaosie życia. Widzę czasem, jak moi koledzy, którzy są wielkimi aktorami, nie mogą sobie poradzić z napięciami, jak się miotają, piją... Nam często pomaga kobieca intuicja i biologia. Rodzimy dziecko i wiemy, co jest ważne. Gdy urodziłam syna, bardzo dużo grałam. Nie mogłam myśleć o sobie i swoich stresach, musiałam iść karmić, przewijać. Instynkt macierzyński dawał mi poczucie spełnienia, spokoju. Mój organizm mówił tak: nie bierz tej roli, lepiej bądź z dzieckiem. Jeżeli myślicie, że to, co teraz robię, wynika z braku grania, to jest głupota.

Jakżebyśmy śmieli! Bardzo często nasze pytania nie mają nic wspólnego z naszymi poglądami. Staramy się zaprezentować różne punkty widzenia, wszak świat zróżnicowany jest.

- Zawsze robiłam coś dla innych. Teraz przez zupełny przypadek zbliżyłam się do ludzi niepełnosprawnych umysłowo. Zaprzyjaźniłam się z nimi. Zaczęłam prowadzić program "Spotkajmy się" w telewizji. Odkrywam dla siebie ważne tajemnice, być może dla innych dawno odkryte... To jest dla mnie teraz dużo wartościowsze niż granie w 500-od-cinkowym serialu. Wiem jednak dobrze, że nie mogłabym ani tego programu prowadzić, ani być takim autorytetem dla tych niepełnosprawnych, gdybym nie była aktorką dla wielu znaną z ekranu. To się wszystko łączy i dopełnia. Czy w tej chwili, do sześćdziesiątki, walczyć o siebie, o szmal, robić seriale, reklamy itd., czy robić coś, co mnie wzbogaca

i czegoś nowego uczy? Wybrałam to drugie. A z zawodu wcale nie rezygnuję.

Widzieliśmy kilka tych programów i uważamy, że aby rozmawiać z ludźmi dotkniętymi nieszczęściem, trzeba mieć z jednej strony kupę taktu, a z drugiej - jaja ze stali. Chłop by chyba nie dał rady...

- A co wy myślicie, że ja nie ryczę? Podczas samej rozmowy muszę zapomnieć, że jestem aktorką. Muszę być zwyczajna, by moi rozmówcy mi ufali, by mogli i chcieli ze mną rozmawiać. Wiem, po co robimy te rozmowy. Rozmówcy też to wiedzą. Stąd mamy siły. Chcemy uczłowieczyć cierpienie, ból, kalectwo, by zrozumieć i móc powiedzieć z uśmiechem: nie masz rąk, to nie masz rąk, bo się taki urodziłeś, ale jesteś zwyczajnym człowiekiem.

To, że jestem aktorką, powoduje, że od wielu lat staram się zrozumieć człowieka - postać, którą gram. Wyobrazić sobie jej uczucia, problemy, ból, kompleksy... Na tym polega mój zawód. On na pewno pomaga mi w tych trudnych rozmowach. Przez całe życie miałam dużo do czynienia ze śmiercią i z kalectwem. Wypadki samochodowe powodowały, że byłam często w szpitalach. Bariery we mnie prysnęły już dawno, ale nie mam niczego ze stali. Czasem pękam podczas rozmowy przy kamerze, co jest ponoć karygodne, a czasem po nagraniach całe noce nie śpię.

Aktorom często zadawaliśmy pytanie, czy jest to męski zawód...

- Na to bardzo ładnie odpowiedział kiedyś Roman Wilhelmi. Wyciągnął lusterko i pudrując nos, powiedział: "To bardzo męski zawód". Pamiętam, popatrzyłam kiedyś zza kulis podczas "Dziadów" na moich kolegów, wielkich aktorów, którzy biegali po scenie w rajstopach, z przyprawionymi różkami, pomalowani na czarno. Myślałam sobie: "Boże święty! Zamiast budować mosty, leczyć ludzi, oni biegają w rajstopach!". Wierzymy jednak, że to bieganie w rajstopach ma sens, że nas wzbogaca i nie odbiera godności ani męskości czy kobiecości. Zawsze wydawało mi się jednak, że aktorstwo bardziej psychicznie pasuje do kobiety. My na co dzień stroimy się, malujemy i chcemy, żeby nas podziwiano - jak aktor na scenie. Niektórzy moi koledzy mają więc rozwinięte, może nadmiernie, cechy narcystyczne.

Czy można się zakochać w koledze aktorze?

- Na pewno. Choć to chyba bardzo trudne. Nie żyłam nigdy z aktorem. Nie wiem, jak bym sobie z tym radziła. Dla mnie moi koledzy aktorzy to nie są zwykli mężczyźni. Niektórych kocham taką miłością, że jakby trzeba było nerkę oddać, to dam ją bez zastanowienia.

A reżyserzy, operatorzy?

- Wiecie, że jest dziwna więź i napięcie między operatorem i aktorką! Operatorzy w pewnym sensie nas kreują - przez sposób, w jaki na nas patrzą. Gdy operator jest zafascynowany aktorką, to ona inaczej gra. Z reżyserem jest podobnie. Nie jest bez znaczenia, że jest mężczyzną. Pracowałam z reżyserkami

- świetnie się pracowało! Ale między mężczyzną i kobietą zawsze jest dodatkowe napięcie, rodzaj kokieterii, chęć oczarowania... Mężczyźni i kobiety podświadomie się prowokują. To wyzwala twórcze siły i możliwości. Tak, różnica płci czasem bardzo pomaga. Dzięki niej trzymamy jakąś formę. Jak jesteśmy sami, to robimy się brzydsi, mniej błyskotliwi i tacy rozlaźli.

Czy jako młoda dziewczyna wylepiała Pani sobie pokój zdjęciami słynnych aktorów?

- Nigdy. Wychowywałam się z chłopakami. Uczyli mnie, jak się bić, łazić po drzewach, rzucać kamieniami. Nie zajmowałam się więc mężczyznami nierzeczywistymi. A gdy trochę dorosłam, spotkałam mężczyznę, przy którym inni mnie nie interesowali w ogóle.

To chyba szczęście dla kobiety?

- Oczywiście. Ten mężczyzna był niezwykły. Nigdy podobnego nie spotkałam. Poznałam go na początku mojej życiowej drogi. Gdy umarł, nie mogłam się odnaleźć.

Nie wiedziałam, co znaczą komplikacje damsko-męskie, bo miałam

zawsze Dymnego. Choć życie z nim było trudne, pełne niezwykłych zdarzeń, problemów z alkoholem... Choć byłam bardzo młoda i mało jeszcze rozumiałam. Ale myśmy się autentycznie kochali. I potem nagle umarł. Miałam wtedy 27 lat. Byłam w pełni rozkwitu, już znana aktorka. Nagle pełno facetów koło mnie zaczęło krążyć, jedni mnie chcieli kupować, inni byli wielcy i piękni, a ja byłam zrozpaczona i przez długi czas sobie myślałam: "Boże święty, czego wy chcecie ode mnie?!". To było straszne. Jak zapomnieć? Jak przestać porównywać? Pogubiłam się. Zrobiłam może kilka błędów. Wiem teraz, że gdybym nie spotkała Dymnego, nie byłabym tą osobą, którą jestem.

Uwaga! Potraktujemy Panią psychoanalitycznie: w czym Wiesław Dymny był podobny do Pani ojca?

- Tu nie ma żadnego porównania. Mój ojciec był inżynierem, umysłem ścisłym, lotnikiem, a Wiesiu był artystą. Cudownie się jednak dopełniali. Na facetach się nie znam. Nie wiem, co to znaczy "przystojny mężczyzna". Jakie są normy? Co to znaczy - przystojny? Wy jesteście przystojni?

Oczywiście, że jesteśmy!

(to oświadczenie wyglosiliśmy, ma się rozumieć, z sarkastyczną dezynwolturą)

- A Dymny był przystojny? Niewysoki, z twarzą jak pobojowisko, jak kiedyś usłyszałam z ust wpatrzonej w Wiesia kobiety. Dla mnie był najpiękniejszy. A ile miał wdzięku! Tak! Mężczyźni byli i są sprawcami chwil największego szczęścia w moim życiu i najokrutniejszych doznań.

Reasumując - jaki jest idealny mężczyzna według Anny Dymnej?

- Dobry, mądry i z poczuciem humoru. Musi mieć pasje i wiedzieć, czego chce. Jak ma być jakiś tłuk, to ja wolę kota '

ANNA DYMNA-ur. 1951 r., aktorka teatralna, filmowa, telewizyjna, recytatorka i popularyzatorka poezji, działaczka społeczna. Od zawsze związana z Krakowem, pracuje w tamtejszym Teatrze Starym. Prowadzi program

telewizyjny ..Anna Dymna. Spotkajmy się"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji