Artykuły

Pod urokiem "Lorenzaccia"

Ujrzeliśmy jedno z najświetniejszych dzieł romantyzmu francuskiego*) dramat w Polsce nigdy nie grany, a i poza Polską nie często wystawiany. Teatr Musseta ma przedziwne uroki. Tak bardzo romantyczny, mieszczący się w poetyce tej epoki, jakże różni się np. od rozlewności, patosu i retoryki Wiktora Hugo. Musset nie ma w sobie nic z romantycznego rozwichrzenia uczuć, a zwłaszcza myśli. Jest pełen najczystszej i bardzo osobistej poezji, zaprawionej smakiem goryczy i melancholijnym uśmiechem. Trzyma się zawsze ziemi i konkretnego świata. Nie gubi zdrowego, francuskiego racjonalizmu, który raz po raz odzywa się tu celnym dowcipem czy ironicznym zwrotem.

Wiadomo, że "Lorenzaccio" różni się swym charakterem od innych utworów Musseta, choć oczywiście można by odnaleźć niejedną cechę, po której i w tym dramacie nie trudno rozpoznać autora "Kaprysu". To rozległy obraz historyczny z czasów włoskiego renesansu. Nie ma on jednak nic wspólnego z jakąś podręcznikową ilustracyjnością. Niewątpliwie Musset uchwycił trafnie kilka zasadniczych węzłów politycznych szesnastowiecznej historii Włoch: konszachty papieża z cesarzem niemieckim kosztem ludu włoskiego, oparcie się ich na feudałach i bogatym kupiectwie, kaptowanie dla cesarsko-papieskiego sojuszu państewek włoskich, obsadzanie ich rządów zausznikami czy nawet wprost okupowanie miast cesarskimi wojskami. Pokazał takie zjawiska, jak zupełną deprawację wyższej hierarchii kościelnej, gwałty i rozpustę, zbrodnie i intrygi, tyrańskie rządy możnych, sprawowane z pomocą szubienic, zdradzieckich sztyletów i śmiertelnych lochów więziennych.

Ale nie historii Florencji szuka się w dramacie Musseta. Tę - jeżeli będziemy jej ciekawi - znajdziemy choćby w nudnym artykule, który czytamy w programie, zawierającym zresztą interesujące materiały. Historia płynie w "Lorenzacciu" głębszym i szerszym, nurtem. Florencja jest tylko efektownym pretekstem. To nie wiek XVI, ale dziewiętnastowieczna idea wolności promieniuje z utworu, idea, która w literaturze romantyzmu odzywała się w różnych formach i w różnych nasileniach. Czujemy tu ten sam wicher, który wznosił się przeciw tyranom z dramatów Schillera i który potem iskry rozpalał w płomienie poezji Byrona i Mickiewicza, porywał młodego Merimee i starego Wiktora Hugo. Nienawiść do tyranii, miłość ojczyzny i wolności, solidarność z ludem - oto treści, które - choć w praktyce wypaczane - mieściły się w tej idei. One brzmią mocno w dramacie Musseta i dzięki nim dramat ten trafia do serca dzisiejszego widza.

Musset w "Lorenzacciu" spojrzał na polityczną historię Odrodzenia oczyma swej epoki. Pokazał głęboki dramat człowieka i dramat społeczny. Lorenzaccio jest szlachetnym młodzieńcem, gorąco kochającym swą ojczystą Florencję. Pragnie ją uwolnić od władzy nasłanego przez papieża i cesarza tyrana, Aleksandra Medici, który terrorem, zbrodnią i rozpustą strącił miasto i jego lud na dno upadku. Staje się najbliższym przyjacielem tyrana i towarzyszem wyuzdanych jego zabaw, aby go w odpowiednim momencie zamordować. Popełnia przy tym z konieczności wiele czynów podłych i zbrodniczych. Rozpusta, która miała być również tylko jednym ze środków, wiodących do celu, przylega do jego natury, deprawuje go. Z tego wszystkiego zdaje on sobie sprawę i to jest powodem jego tragicznego rozdarcia, jego dramatu. Czy można popełnić tyle zła dla ciągnięcia dobra - oto pytanie, dotykające głębokich spraw moralnych, Lorenzaccio widzi też z goryczą i wstrętem słabość ludzi, łatwo ulegających pieniądzom, idących na lep zaszczytów. Widzi słabość republikanów, głośno gardłujących o wolności, a w istocie gotowych sprzedać się dla uratowania swych bardzo prywatnych interesów. Widzi dlatego też swoją bezsilność i daremność swego czynu, dokonanego w imię ludu i w imię rewolucji, której... nie będzie. Front patriotów jest zbyt słaby. I to jest także tragedia samotnego bohatera romantycznego.

Tak też się dzieje. Aleksander ginie z ręki Lorenzaccia. Lud zaczyna się burzyć, studenci, plebejusze nawołują do rewolucji. Ale żołnierze cesarscy wkrótce stłumią zamieszki, bogate mieszczaństwo zaofiaruje swe usługi nowemu księciu, który nie omieszka zapewnić możnych o swym dla nich oddaniu. Tyrania trwać będzie dalej. Tragedia Lorenzaccia przechodzi tu w tragedię nieudanej rewolucji. Znać tu doświadczenia i rozczarowania Musseta po rewolucji lipcowej z 1830 roku, w której wyniku feudalno-arystokratyczna monarchia Burbonów zmieniła się w... monarchię mieszczańską. Tylko los ludu pozostał taki sam.

W tym dramacie tak bardzo politycznym i tak bardzo ludzkim obydwie te tragedie przedstawione są w sposób wstrząsający w szeregu scen, które zachwycają swą różnorodnością, mistrzostwem artystycznym. Bogactwo "Lorenzaccia" jest tak wielkie, że teatr musi zdecydować się na pewien wybór z całości. Wyboru tego dokonał reżyser Edmund Wierciński. Dokonał go trafnie, bo układ tych scen (jest ich 28) i ich wymowa tłumaczą jasno zarówno przebieg akcji, jak i ideę utworu, o której mówiliśmy poprzednio. Idea ta przewija się przez poszczególne sceny, brzmi nieustannie i nadaje jedność całemu przedstawieniu. Wydaje się, że można by je nieco skrócić, darować sobie jeden lub dwa obrazy. Trzeba jednak przyznać, że ten spektakl, trwający blisko cztery godziny, przez cały czas głęboko przejmuje widza i nie nuży ani przez chwilę. Każda scena ma tu doskonale zaakcentowane napięcie dramatyczne, każda ma sobie właściwy ton i nastrój, a wszystko razem tchnie romantycznym rozmachem i osnute jest prawdziwie poetycką atmosferą. Takie jest wrażenie ogólne, z którym wychodzimy z teatru, świadczące, że dramat Musseta pokazano w sposób właściwy, nawet gdyby takie czy inne szczegóły wywoływały wątpliwości.

A jak jest z renesansem w tym romantycznym przedstawieniu romantycznego dramatu? Przede wszystkim przypominają o nim kostiumy Teresy Roszkowskiej. Trudno wyzwolić się spod uroku barw, jakie Roszkowska roztoczyła na scenie. Trudno zetrzeć z oczu obrazy, kojarzące się z dziełami malarskimi mistrzów włoskiego Odrodzenia. Cóż za wspaniałe nasycone kolory! Jakie śmiałe i ostre ich zestawienia! Ile przepięknych i zmiennych efektów kolorystycznych z mchu i gestów aktorów! Można dostać zawrotu głowy...

Natomiast mniej podobały mi się dekoracje. Są cząstkowe, umowne, markujące tylko miejsce akcji, rozgrywającej się na tle szerokiej przestrzeni. Oczywiście, takie ujęcie w tym dramacie jest jedynie słuszne. Ale robiły one czasem wrażenie tekturowych wycinanek, nie zawsze pomagających do stworzenia odpowiedniej atmosfery - renesansowej lub romantycznej. Zresztą sprawa ta łączy się z całym rozwiązaniem inscenizacyjnym. W sztukach o tej mnogości scen zawsze wydaje się lepsza ciągłość przedstawienia, nie przerywanego pauzami, psującymi jedność okupienia i jedność odbioru teatralnego przez widza. Ciągłość tę teatry zwykły osiągać w różny sposób. W tym wypadku wybrano drogę połowiczną. Kurtyna - na szczęście - nie spada co chwila. Zmiany dekoracji odbywają się - przy maksymalnej i godnej dużego uznania sprawności technicznej - w ciemnościach, ale nie zupełnych. Piękna muzyka WITOLDA LUTOSŁAWSKIEGO przysłania hałasy i jest dobrym łącznikiem nastrojowym, ale widz patrzy na działanie maszynerii teatralnej, co psuje mu wrażenie. Myślę, że - jeżeli zdecydowano się na ten rodzaj inscenizacji, należałoby na czas owych króciutkich przerw wygaszać absolutnie wszystkie lampki, tak, aby ciemność była zupełna.

W "Lorenzacciu" występuje ponad czterdziestu aktorów, nie licząc statystów. Ich praca uwieńczona w poszczególnych wypadkach większym lub mniejszym powodzeniem - w całości złożyła się na sukces tego bardzo pięknego przedstawienia. Kilka zaś kreacji było wręcz znakomitych.

Role tytułową grał CZESŁAW WOŁŁEJKO. To ogromny krok naprzód w rozwoju artystycznym tego aktora. Nie widzieliśmy go jeszcze w roli tak głęboko i tak bogato ujętej Wołłejko bardzo subtelnie pokazał podwójną grę Lorenzaccio, jego rozdarcie wewnętrzne, jego szlachetność i zepsucie, jego szamotanie się w sytuacji, która nieustannie stwarza dramaty i tragedie. Jego głos oddawał dużą skalę uczuć. Piękny gest trzymał się zawsze granic umiaru, był pełen treści i wyrazu.

ELŻBIETA BARSZCZEWSKA w roli Margrabiny Cibo - to kreacja na miarę najwyższych osiągnięć aktorskich w całym dziesięcioleciu, każde słowo w ustach tej aktorki nabiera ogromnej treści wewnętrznej. Jak oszczędne są jej ruchy i jej mimika, a jak wiele wyrażają! Duma, wyniosłość, uczciwość i nieuczciwość, zmysłowa miłość Margrabiny - wszystko to grało delikatnymi a niezmiernie sugestywnymi tonami. A ile świetnej finezji było w kapitalnej scenie spowiedzi przed podstępnym i cynicznym kardynałem! Kardynała tego grał z mistrzowskim wycieniowaniem każdego szczegółu JAN KRECZMAR. To też jedna z najlepszych kreacji w tym przedstawieniu.

KAROLA ADWENTOWICZA oglądamy zawsze ze wzruszeniem. Jego postać na scenie, jego głos mają w sobie jakąś ogromną szlachetność, która tak dobrze odpowiada roli starego a słabego patrioty, Filipa Strozzi. Scenę rozpaczy nad śmiercią córki zagrał ze wzruszającą prostotą i ściszeniem. (Rolę tę dubluje z Adwentowiczem GUSTAW BUSZYŃSKI).

WŁADYSŁAW HAŃCZA grał tyrana, Aleksandra Medici. Znowu trzeba użyć superlatywów. Tego aktora nie oglądaliśmy jeszcze w tak doskonale prowadzonej roli. Okrutnik i lubieżnik, nędznik i ryzykant, zwierzęcy i zmysłowy kochanek - oto Aleksander. Wszystko to było w ani trochę nie przerysowanym ujęciu Hańczy.

Spośród tłumu pozostałych postaci wymieńmy te, które mocniej zapisały się w pamięci, a więc przejmującą matkę Lorenzaccia - ZOFIĘ MAŁYNICZ, dwóch synów Strozzich - MIECZYSŁAWA MILECKIEGO i JANA BRATKOWSKIEGO, STANISŁAWA ŻELEŃSKIEGO w roli kardynała, AUGUSTA KOWALCZYKA jako podłego rozpustnika Salviatiego, MACIEJA MACIEJEWSKIEGO - jako malarza-patriote, ADOLFA NOWOSIELSKIEGO jako książęcego koniuszego, JANA CIECIERSKIEGO, KAZIMIERZA DEJUNOWICZA i KLEMENSA MIELCZARKA jako mieszczan. Poza tym trzeba by było przepisać duży afisz.

Na koniec powtórzmy raz jeszcze: piękne przedstawienie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji