Artykuły

"Oskarżam historię..."

To przedstawienie jest obrazoburcze, rebelianckie - o spektaklu "III Furie" w reż. Marcina Libera w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy pisze Kamil Radomski z Nowej Siły Krytycznej.

Dlaczego cała widownia nagradza owacjami na stojąco punkowy spektakl? Kiedy Johnny Rotten, wokalista Sex Pistols, wykrzykiwał "God save the queen, she ain't no human being", Królowa Angielska bynajmniej nie wysyłała mu listów gratulacyjnych ani nie nadała tytułu szlacheckiego. Więc czym są dzisiaj spektakle obrazoburcze, rebelianckie? "III Furie" Marcina Libera do takich się zaliczają. Najnowsza legnicka premiera chce bić po twarzy, szarpać za włosy i przywracać do porządku. Pytanie brzmi: kogo? Lista grup wyśmiewanych i obrażanych jest długa. Jesteśmy przeciwko: konserwatystom, katolikom, narodowcom, Prawu i Sprawiedliwości, Platformie Obywatelskiej, antysemitom, Żydom, gejom, homofobom. Spaja nas ten wstrętny wróg. A bycie przeciwko łączy autorów i widzów... Autorzy spektaklu "III Furie" mogli wpaść w proste wyszydzanie, które niczym Madonna, nie starzeje się od kilku dziesięcioleci. Ale nie wpadli i chwała im za to!

Niemcom wydała tamte, a powinna w AK być!

Tak śpiewał Apollo (Rafał Cieluch) o Stefani Mutter (Joanna Gonschorek), która w czasie wojny udostępniła swoją piwnicę dwóm warszawiankom: Pani Markiewicz (Ewa Galusińska) i jej córce Hance (Małgorzata Urbańska). Niestety chłopka potraktowała swoich gości inaczej niż by to przedstawił "Czas Honoru" w TVP. "Dawaj ten płaszcz zielony retro!" - krzyknęła chciwa Stefania grożąc, że wyda kobiety SS-manowi, jeśli nie spełnią jej zachcianki. Markiewiczowa oddała swój płaszcz, ale i tak skończyła z niemiecką lufą przyłożoną do skroni. Chłopka miała już dosyć burżuazyjnych wykształciuchów. To zdarzenie jest bazą, z której wypływają dwie historie opowiedziane w spektaklu. Pierwsza to oparta na tekście "Dzidzi" Sylwii Chutnik, opowieść z roku 1993, opisująca losy wnuczki Stefanii - Danuty Mutter i jej dziecka, tytułowej Dzidzi. Druga, stanowiąca w pewnym sensie kontynuację losów rodziny Markiewiczów, bazuje na pamiętnikach Stefana Dąmbskiego pt. "Egzekutor". Tekst pokazuje drugą, mniej chwalebną twarz żołnierzy AK.

Brak jest bez zmian. Radykalny.

Na łopatki powalają przede wszystkim scenografia i muzyka. Wydawać się może, że jesteśmy na dworcu kolejowym. W kątach stoją czerwone plastikowe krzesła. Filary - w barwach narodowych. Najbardziej istotnym elementem jest jednak minimalistyczny mural wykonany przez Tymka Jezierskiego na podstawie obrazu Jacka Malczewskiego pt. "Melancholia". W oryginale XIX-wieczne dzieło artysty przedstawia pracownię malarską, w której wprost z płótna na sztaludze wychodzi parada postaci. W tłumie dojrzeć można kosynierów, malarzy, muzyków. Wszyscy oni kierują się w stronę okna, a za nim rozciąga się rozświetlona zielona przestrzeń. Jednak nikomu nie udaje się do niej dotrzeć. Obraz ten jest najczęściej rozumiany jako alegoria walki pokoleń Polaków o wolność. Tymek Jezierski nakłada na obraz Malczewskiego kolejne pokolenia. Jednak dzięki postaciom, które współczesny artysta dodał, tłum nie kieruje się już w jedną stronę. Korzystając między innymi z fotografii Krzysztofa Raczkowiaka, Jezierski zmienia postaci z korowodu w bezładny tłum. Przy parapecie klęczą żołnierze z karabinami, z boku funkcjonariusz ZOMO bije kogoś pałką po głowie. O ile u Malczewskiego cel do jakiego zmierzają ludzie był jasny - wyzwolenie z ucisku, odzyskanie wolności, o tyle u Jezierskiego to walka staje się celem samym w sobie. Tylko walka czyniła zachowanie wzniosłym i pięknym, łączyła ludzi. Podkreśla tę tezę muzyka wykonywana na żywo przez zespół Moja Adrenalina, znany z filmu Jerzego Skolimowskiego "Essencial Killing". Ich kompozycje są naprawdę ekstremalne, mocne, niezwykle gęste. Wydali w 2004 roku płytę "nietoleruje - bije", z genialną kompozycją "Alarm - jest brak". Wśród krzyków wokalisty Adama Adamczyka można usłyszeć słowa: "Brak jest bez zmian. Radykalny brak", znakomicie oddające sens stawianych przez Jezierskiego w warstwie plastycznej tez: walka trwa nadal, nie wiadomo jednak, co jest jej celem. Tkwi w nas głód wyzwania, jakiegoś wielkiego wydarzenia, które nadałoby sens walce, rozmowom, codziennemu życiu. Egzystujemy w radykalnej pustce.

***

Po scenie zastrzelenia Markiewiczowej przenosimy się do roku 1993. Danuta Mutter rodzi Dzidzię. Dziecko bez rąk i nóg, z łupieżem, padaczką i setką innych dolegliwości. Dzidzia przychodzi na świat 1 września z poczucia winy albo jako kara za czyny babki - Stefanii Mutter, za wydanie warszawianek SS-manowi. Dzidzia zostaje Danucie odebrana przez dwie panie z kuratorium i przekazana Katolickiej Fundacji Epatowania Nieszczęściem i powieszona pod sufitem kościoła. "Jeśli Dzidzia jest hańbą, to niech będzie hańbą dla nas wszystkich! (...) Każdą hańbę można przecież przekuć w dumę narodową!" - wołają wierni oglądający Dzidzię. Danuta Mutter nie godzi się ani na odebranie dziecka, ani na wzięcie odpowiedzialności za czyny swojej babki. Spektakl wielokrotnie nawiązuje do kultury antycznej, która w ten sposób staje się kontekstem dla poczynań bohaterów. Narratorem jest Apollo, zachowujący się jak spiker radiowy, tytuł sztuki nawiązuje do rzymskich bogiń zemsty, w jednej scenie Kasandra wygłasza proroctwa. Ale Danuta Mutter nie jest osadzona w konwencji antycznej. Inaczej niż Edyp i inni bohaterowie tragedii, Danuta nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za zło, które nie jest przecież efektem jej złej woli. Polka woli pisać oskarżające petycje do rządu, w których obwinia wszystkich dookoła. Ostatecznie oskarża historię o to, że sprowadziła ją do poziomu ściery.

Gdzie są chłopcy z tamtych lat?

Druga historia to kontynuacja losów Pani Markiewicz, jej pośmiertna droga. Gdy ona wraz z córką ukryła się w stodole Stefanii Mutter, jej syn Stefan "Herakles" Markiewicz działał w AK. Po śmierci Markiewiczowa staje przed bramami Hadesu, do którego nie może wejść. Zostaje zawieszona między śmiercią i życiem. Spotyka na swojej drodze ofiary syna. Jak się okazuje, Stefan (Mariusz Sikorski), nie tylko walczył o wyzwolenie Polski spod rąk okupanta. Brutalnie mordował komunistów, robotników, prostytutki. Co więcej, robił to z sadystyczną przyjemnością. Padają słowa: "Matka Polka winna!". Jednak Markiewiczowa broni się. Mówi, że chciała tylko wychować syna na patriotę. Jego patriotyzm tymczasem przekształcił się w usprawiedliwienie dla jego sadyzmu. Dlaczego ta historia znalazła się w scenariuszu napisanym przez trio: Sylwię Chutnik, Magdę Fertacz i Małgorzatę Sikorską-Miszczuk? Zdaje się, że dla podkreślenia, że nikt nie jest bez winy. Nikt nie ma prawa dumnie prawić morałów, jeśli sam się nie ukorzy. Co więcej, sięgniecie po historię z "Egzekutora" demaskuje mit bohatera, pokazując ciemne i niechlubne punkty jego życiorysu.

Kto wie czy było tak

Najważniejszym, w moim odczuciu, problemem dotykanym w spektaklu, jest jednak dezawuacja dawnych wartości. W wykreowanym na scenie świecie, modlitwa o pomoc kończy się zwrotem "Drogi Zeusie wysłuchaj nas Panie". Religia stała tylko ucieczką. Została sprowadzona do mechanizmu obronnego, pamiątki po pierwotnych instynktach. Bo nie ma znaczenia, czy modlimy się do Jezusa czy Zeusa. A skoro to nie ma znaczenia, to całe sedno religii zatapia się w morzu pozbawionych znaczenia rytuałów i przyzwyczajeń. Wartością, która upada po religii jest tradycja. Nad łóżkiem Dzidzi Danuta wiesza obrazki ludowe i zdjęcia papieża. Jednak sama przyznaje, że ani na Dzidzię, ani na obrazki nie może już patrzeć. Panie z kuratorium mające zabrać córkę, śmieją się z starych zasłon wiszących u Mutter. Wiekowe pamiątki po babci zostają nazwane szmatami. Hymn i Rota trafiają na radiową listę przebojów, w której każdy może zagłosować i wygrać wyjazd "w pizdu". Może się wydawać, że znowu mamy do czynienia ze spektaklem nihilistycznym, który czerpie siłę tylko z burzenia. Jednak autorzy oparli się tej pokusie. W pewnym momencie padają znamienne słowa: "Nie ma żałowania za grzechy, bo nie ma Boga, który mógłby je odpuścić. Sami musimy odpuścić, zapomnieć, że mamy zapomnieć". Autorzy nie poprzestają na negacji. Wskazują, że każdy z nas powinien przejąć odpowiedzialność na siebie. Ich rada jest przekazana nienachlanie, ale ma niesamowity efekt i siłę oddziaływania.

Najnowszy spektakl Marcina Libera to głębokie i przemyślane dzieło. Porusza bardzo wiele tematów i potrafi subtelnie o nich opowiadać. Choć obrana forma plasuje się raczej daleko od subtelności, zwłaszcza dzięki powalającej Mojej Adrenalinie, to nie ma się wrażenia epatowania brutalnością. Rozwiązania przyjęte przez trzy scenarzystki: Sylwię Chutnik, Magdę Fertacz i Małgorzatę Sikorską-Miszczuk, płynnie łączą dwa bardzo różne teksty: surrealistyczną "Dzidzię" i opartego na faktach "Egzekutora". Niesamowity urok, jak ma w sobie Ewa Galusińska, grająca Panią Markiewiczową, nie pozwala oderwać on niej wzroku. "III Furie" spektakl, dla którego warto przyjechać do Legnicy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji