Artykuły

Egzystencjalna sztuka o śmierci

"Słomkowy kapelusz" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Piotr Cieplak przemienił farsę w egzystencjalną sztukę o śmierci. Efektem spotkania inteligentnego reżysera z nonsensem jest taki sobie kompromis.

Teatr Powszechny szukając uzasadnienia dla bulwarowych pozycji w swoim repertuarze, sięgnął tym razem po argument z górnej półki. Reżyserię farsy Eugene'a Labiche'a "Słomkowy kapelusz" [na zdjęciu scena ze spektaklu] powierzono Piotrowi Cieplakowi, twórcy znanemu z oryginalnych interpretacji Szekspira, a także z przesyconych refleksją religijną moralitetów, takich jak "Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" czy "Historia Jakuba" wg Wyspiańskiego.

Kaczor w kajdanach

Cieplak do farsy podszedł z powagą, jakby to była sztuka Ionesco, a nie XIX-wieczna bulwarowa ramota. Oprawił spektakl w wiersz T.S. Eliota, który aktorzy mówią na początku i na końcu wieczoru. Opowiada on o odchodzeniu w ciemność, która jest metaforą śmierci, a zarazem symbolem teatralnych kulis, gdzie po zapadnięciu kurtyny umierają postacie dramatów. Ten autoteatralny wątek reżyser podkreślił jeszcze w prologu sceną aktorskich ukłonów, do których wykonawcy wychodzą w kostiumach ze znanych i nieznanych sztuk. Kłania się widowni m.in. obsada "Pokojówek" Geneta oraz Kazimierz Kaczor w szynelu i kajdanach mickiewiczowskiego Konrada.

Sama intryga o pożartym przez konia damskim nakryciu głowy, które staje się przekleństwem młodego żonkosia z Paryża i omal nie doprowadza do zerwania jego ślubu z panienką z prowincji, jest tylko pretekstem do gry konwencjami teatralnymi. Aktorzy parodiują XIX-wieczny teatr, celowo przerysowując gest i intonację. Rafał Królikowski jako hrabia de Rosalba deklamuje z emfazą niczym młody Ignacy Gogolewski, Olga Sawicka rolę modystki Klary gra wygięta w znak zapytania, Adam Woronowicz jako Fadinard wyrzuca tekst z szybkością karabinu maszynowego, a Krzysztof Stroiński jako Vezinet pociesznie podskakuje i przebiera nogami.

Dystans do komediowych postaci i demonstracyjna umowność są tu kluczem do aktorstwa: Sylwester Maciejewski w podwójnej roli kochanka i męża po prostu zmienia perukę na głowie, przechodząc od jednej postaci do drugiej. Współautorem tej części na równi z reżyserem jest zdolny choreograf z Trójmiasta Leszek Bzdyl, który znakomicie uruchomił fizyczną ekspresję warszawskich aktorów, tworząc z farsy spektakl tańca. Niezapomniany jest zbity w ciasną gromadę orszak ślubny, który przesuwa się po scenie.

Maszyna do śmiechu

Efektem spotkania inteligentnego reżysera z nonsensowną farsą jest kompromis. Interpretując "Słomkowy kapelusz" jako dramat o absurdzie śmierci, Piotr Cieplak zamknął publiczności usta przygotowane do śmiechu. Ze strasznych, gogolowskich figur tańczących groteskowy taniec śmiejemy się półgębkiem albo wcale, wszak za kulisami czai się eliotowska ciemność, która wchłonie wszystkich, "kapitanów, bankierów i znakomitych pisarzy".

Tymczasem farsa Labiche'a w przeciwieństwie do gorzkich komedii Gogola jest tylko maszyną do wywoływania śmiechu, który budzą niezliczone qui pro quo, otwieranie niewłaściwych drzwi, mylenie sklepu modystki z merostwem, a salonu arystokratycznego - z restauracją. Gdyby autor wstał z grobu i obejrzał pełne powagi i refleksji warszawskie przedstawienie, z żalu poszedłby się pewnie upić.

Teatr Powszechny w Warszawie: Eugene Labiche "Słomkowy kapelusz", przekł. Arkadiusz Kleczewski, oprac. tekstu i reż. Piotr Cieplak, scen. Andrzej Witkowski, premiera 15 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji