Artykuły

Wielkie wyzwanie

"Jesus Christ Superstar" w Warszawie

Od 10 do 12 listopada br. na scenie Teatru Polskiego, chorzowski Teatr Rozrywki przedstawi słynną rock-operę Webbera i Rice'a "Jesus Christ Superstar". Opromieniona sukcesami na całym świecie, zwłaszcza w Londynie i na Broadwayu, cieszy się nadal wielkim powodzeniem. W roku 2000 włączono inscenizacje tej znakomitej rock-opery do obchodów roku świętego, wznawiając m.in. dzieło na Broadwayu. Rozmawiamy z reżyserem chorzowskiego spektaklu, MARCELEM KOCHAŃCZYKIEM.

Czym była dla Teatru Rozrywki ta inscenizacja?

- To było wielkie wyzwanie. Taki musical to ogromna machina organizacyjna i zadanie artystyczne zarazem. Było to jedno z większych przedsięwzięć w naszym teatrze - w spektaklu bierze udział 50 wykonawców, 20 muzyków. To także duże pieniądze na inscenizację, choć - z konieczności - byliśmy oszczędni. Chciałem, żeby w finale migało 1 500 żarówek, ostatecznie jednak stanęło na 150...

Czy znalazł Pan w zespole wykonawców wszystkich głównych ról?

- Dla każdego stałego zespołu byłoby to bardzo trudne. Warunki wokalne partii Judasza i Jezusa przekraczają "zwyczajowe" możliwości solisty. Zespół wzmocnili więc Maciej Balcer (Jezus) i Janusz Radek (Judasz), którzy z sukcesem zmagają się z tymi rolami. Radek jako Judasz jest przez to wspaniały, że ukazuje go jako jednego z nas. To nie jest jakiś koturnowy bohater biblijny, ale zwyczajny chłopak. Zafascynowany Jezusem w pewnym momencie nie wytrzymuje jego wielkości i zaczyna go prześladować.

Czy były jakieś kłopoty w okresie przygotowań do premiery?

- Przygotowania trwały cały rok. Najważniejsze było ustalenie obsady. Zastanawialiśmy się też, jak to pokazać muzycznie. Przymierzaliśmy się do jakiejś adaptacji, ale okazało się, że muzyka się ostała, że zachowaliśmy charakter rock-opery.

A balet? Podobno nowa inscenizacja londyńska nie jest już tak roztańczona, jak ta dawniejsza?

- Rzeczywiście, w Londynie musical wygląda dzisiaj skromniej. Nasze przedstawienie jest o wiele bardziej roztańczone, pełne wigoru. Publiczności się to podoba, po prostu szaleje.

Czy nie ze stratą dla przesłania spektaklu?

- Nie sądzę. Są nawet takie momenty, kiedy wzruszenie publiczności udziela się aktorom. Cieszy mnie zwłaszcza bardzo przychylna ocena ze strony duchownych. W piśmie diecezjalnym ukazało się życzliwe omówienie spektaklu, a śląski kler uznał spotkanie z naszą rock-operą za godne polecenia młodym widzom. Z prawdziwą satysfakcją czytaliśmy we wspomnianym piśmie diecezjalnym, że nasz spektakl wpisuje się w ponadczasową dyskusję o męczeństwie i misji Chrystusa. Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji