Artykuły

To tylko ludzie

Jezus skończył architekturę, Judasz jest historykiem. Kiedy wychodzą na scenę - publiczność szaleje. Nawet nie marzyli, że kiedyś uda im się zagrać w sławnym musicalu "Jesus Christ Superstar" Andrew Lloyda Webbera i Tima Rice'a

Spektakl z Teatru Rozrywki z Chorzowa w reżyserii Marcela Kochańczyka w weekend będziemy mogli zobaczyć w Teatrze Polskim.

DOROTA WYŻYŃSKA: Jezus i Judasz - takich ról nie dostaje się często. Jak to jest grać Jezusa, jak to jest zagrać Judasza? Czy teraz wszyscy znajomi zwracają się do Panów w ten sposób?

MACIEJ BALCAR (JEZUS): Na razie mówią tak do mnie tylko w teatrze... Chociaż już kilka razy gdzieś na ulicy w Chorzowie słyszałem, jak ktoś za mną szeptał: "O idzie Jezus". Nasz Jezus nie czyni cudów. Jest człowiekiem, który potrafi wpaść w furię, załamać ręce, który ma wątpliwości, płacze.

JANUSZ RADEK (JUDASZ): Moja sytuacja była trudniejsza, nie tak szybko przekonałem się do Judasza. Chciałem wziąć udział w spektaklu, byłem szczęśliwy, że wybrano właśnie mnie, ale... no właśnie - Judasz. Nasz Judasz też jest zwykłym człowiekiem, tak samo ułomnym i tak samo niedoskonałym jak każdy z nas. Nie jest pozbawiony wrażliwości, może nie potrafi przeskoczyć samego siebie, żeby dać wiarę... Ale przecież i nasza wiara na l co dzień jest chwiejna... W Chorzowie na rock-operę "Jesus Christ Superstar" przychodzą tłumy. Domyślam się, że jest to przede wszystkim publiczność młodzieżowa?

J. R.: - Opowiem anegdotę. Jestem w jednym z chorzowskich sklepów mięsnych, kupuję sobie kiełbasę, a pani zza lady woła do mnie: "A do kiedy tam panie Judaszu gracie tego, Jesusa"? Byłem zaskoczony - pani sprzedająca mięso rozpoznaje mnie. A ona dalej, że teraz chodzi z mężem na naszą rock-operę, a wcześniej była aż dziesięć razy na "The Rocky Horror Show". Nasi widzowie, jak widać, są bardzo różni.

"Jesus Christ Superstar" to połączenie tematu delikatnego, intymnego z formą rozrywkową. Czy nikt nie protestował: "Tak nie można", "Nie szargać świętości"?

J. R.: Zestawienie tematu religijnego z formą rozrywkową może drażnić, ale....

M. B.: Spektakl jest przyjmowany ciepło. Oglądają go nawet 80-letnie nobliwe panie. Rozmawiałem z nimi, były zaciekawione formą przedstawienia.

J. R.: Ten spektakl nie oburza, bo nie ma tu niesmacznych karykatur. To opowieść o jednej z najważniejszych postaci w historii ludzkości napisana współcześnie. To nie jest spektakl dydaktyczny. Ludzie przychodzą do teatru jak na bajkę. Oczekują, że zobaczą prawdziwą miłość, dobro, sprawiedliwość. To nie jest spektakl religijny ani program "Ziarno". Tu każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest absolutem.

M. B.: Warto dodać, że na nasz spektakl przychodzą też duchowni. Czasem odwiedzają nas za kulisami. Jeden z księży zauważył kiedyś moją pomyłkę. Śpiewam dwa podobne zdania i coś mi się przestawiło w tekście. Byłem pewny, że nikt tego nie zauważył. A po spektaklu podeszło do mnie dwóch młodych księży: "Panie Maćku, proszę uważniej czytać tekst". I następnego dnia tłukłem ten fragment i już się nie mylę...

To był przypadek, że reżyser Marcel Kochańczyk, kompletując obsadę, trafił właśnie na Was...

J. R.: Śpiewam od lat, ale nie spodziewałem się, że kiedyś wystąpię w teatrze. Nie miałem doświadczeń aktorskich, choć grałem w kabarecie Zielone Szkiełko w Krakowie.

M. B.: Z wykształcenia jestem architektem, a na co dzień muzykiem grupy Maciej Balcar & Koniec Świata. A udział w tym przedstawieniu? To dar od Boga. Będąc młodym zbuntowanym hipisem, bez przerwy słuchałem muzyki z filmu "Jesus Christ Superstar". Wyobrażałem sobie, że byłoby fajnie kiedyś w przyszłości zostać chociażby bileterem w teatrze, w którym grają ten musical.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji