Żeby się zgadzało
Jak zdrowa żywność, samochód z katalizatorem i bezpieczny seks potrzebny jest człowiekowi śmiech w teatrze - uważa autor sztuki "Mayday". Pewnie ma rację, bo bilety na spektakl Teatru Bagatela rozeszły się szybciej niż świeże bułki.
Prawa ekonomii są jasne i klarowne. Jest popyt, jest podaż. Wszystko się zgadza w kasie. A kasa w teatrze rzecz niebagatelna. I wcale sobie nie kpię ani nie szydzę. Zachodzę tylko w głowę, jaki ton znaleźć, żeby pozostać w konwencji narzuconej przez autora sztuki i jej realizatorów.
Tekst powinien być rzemieślniczo profesjonalny, bo "Mayday" to rzecz profesjonalna: napisana zgodnie z regułami, konwencjami, kanonami oraz za pomocą tych samych chwytów zagrana. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Dlatego i tekst powinien mieć wstęp (albo jeszcze lepiej lead), streszczenie akcji nie zdradzające jednak pointy, czyli (spolszczając i pozostając w konwencji) zakończenia. Wystarczy w zasadzie napisać, że głównym bohaterem jest posiadacz dwóch - było nie było - legalnych żon. Z tego faktu wynika lawina kłopotów i perypetii. Dalej trzy zdania o rolach aktorów (do dyspozycji dwa zestawy: pyszne, wyborne i doskonałe albo papierowe, niewiarygodne i drętwe; wybierać można losowo). Jedno zdanie o scenografii, najlepiej informujące, że była. A na zakończenie stosowny ustęp oceniający całość, pozostawiający jednak wolne miejsce na odczucia czytelnika.
Tekst powinien być naszpikowany grubymi żartami i pieprznymi anegdotami o skłonnościach homoseksualnych w stanie zakonnym i o transwestytach w stanie małżeńskim. Powinien iskrzyć się perełkami typu: krowa (o żonie), byk (o mężu), pedał (wiadomo o kim).
Tekst powinien być dostatecznie długi, żeby wypełnić przynajmniej pół kolumny: wtedy i teatr jest zadowolony, i recenzent, jeśli redakcja płaci mu od wiersza. O tym, że kasa powinna się zgadzać, było już wyżej.
Tekst powinien być też maksymalnie przejrzysty i czytelny, nie wolno w nim zamieszczać wyrazów obcych typu: metanarracja, teatrologiczny punkt widzenia, konwencja realistyczna czy farsowa.
Tekst powinien schlebiać gustom widowni, podtrzymując ją w chlubnym nawyku chodzenia do teatru, żeby kultura w narodzie nie ginęła.
O sztuce nie powinno się w tekście pisać, bo sztuka - moi Państwo - umarła ze śmiechu. O czym donoszę z niejakim żalem, pocieszając się faktem istnienia samochodów z katalizatorami, zdrowej żywności oraz bezpiecznego seksu. Problem polega na tym, że to nie my się śmiejemy. Z nas się śmieją.