Artykuły

Taka noc zdarza się wszędzie

- Reżyseruję swoje teksty od dwunastu lat i podchodzę do nich jak do "obcych" utworów. Skracam, przerabiam, dopisuję. Bywam bezlitosny, czyli zachowuję się tak, jak trzeba wobec tekstu realizowanego na scenie - mówi INGMAR VILLQIST przed galą premierową "Nocy Helvera" w krakowskiej Bagateli.

Policzył Pan, ile razy zrealizowano tę sztukę?

- Dokładnie nie liczyłem, ale wiem, że odbyło się około 50 premier w kraju i za granicą - m.in. w Niemczech, Rosji, Luksemburgu, na Białorusi i w USA.

Widział Pan te spektakle?

- Sporo oglądałem. Świetna była "Noc Helvera" w Teatrze Narodowym w Wilnie w reżyserii Jonasa Vaitkusa. Jedną z ciekawszych realizacji była amerykańska - reżyser w teatrze w St Louise umieścił akcję mojego dramatu w getcie, a Karlę grała czarnoskóra, fantastyczna aktorka. Była wstrząsająca. Spektakl uznano za przedstawienie roku.

A wszystko zaczęło się od spektaklu w Teatrze Powszechnym z Krystyną Jandą i Sławomirem Packiem?

- Jeszcze wcześniej. Dramat ma 12 lat, a po raz pierwszy wystawiłem go w 1999 roku w moim prywatnym teatrze na Śląsku. Potem był spektakl w warszawskim Teatrze Studio, też w mojej reżyserii. Dziesięć lat temu realizowałem ten dramat w warszawskich "Rozmaitościach", no i po dziesięciu latach przyjechałem do Krakowa.

Wcześniej krakowianie zrealizowali już "Noc"...

- To prawda, Barbara Sass wystawiła ją w Teatrze im. Słowackiego z Anną Tomaszewską i Bartkiem Kasprzykowskim. Przed wieloma laty Agnieszka Wróblewska wyreżyserowała też w Starym Teatrze mojego "Fantoma".

Ta noc z Pańskiego dramatu jest niezwykła. Dwoje bohaterów: ona - kobieta po przejściach i on - dużo młodszy, niepełnosprawny umysłowo chłopiec. Żyją w maleńkim mieszkaniu, a za oknem szaleją faszystowskie bojówki. Kim są Karla i Helver: kochankami, przyjaciółmi, matką i synem?

- Przede wszystkim łączą ich bardzo silne emocje. Karla kiedyś porzuciła własne dziecko, a teraz, opiekując się Helverem, spłaca swój życiowy dług. Między nimi nie dzieje się dobrze, ale też na zewnątrz rozszalało się zło - totalitaryzm zagraża człowiekowi. Jesteśmy świadkami narastającej grozy pomiędzy bohaterami i w świecie ich otaczającym.

W 1999 roku pisał Pan sztukę o totalitaryzmie, o złu tego świata, zamiast cieszyć się odzyskaną przez Polskę wolnością?

- Wiele lat myślałem o napisaniu takiego tekstu. Pierwsze impulsy brały się z historii poznawanej z książek, z filmów, trochę z doświadczenia osobistego, rodzinnego. A problematyka czasu przełomu, czasu rodzenia się ekstremalnych formacji politycznych i społecznych zawsze była mi bardzo bliska. I to zarówno w wymiarze historycznym, jak i jednostkowym, rodzinnym. Szczególne interesowała mnie historia pierwszej połowy XX wieku. Akcja "Nocy Helvera" rozgrywa się w latach 30., ale każdy reżyser tego tekstu wybierał zawsze - w zależności od czasów i kraju realizacji - najbliższy sobie kontekst historyczny. Taka noc zdarzała się praktycznie w każdym kraju, w którym dochodziło do eksterminacji słabszych, bezbronnych w imię politycznych ideologii.

Jakże aktualnie znów brzmi dziś Pański tekst...

- To prawda. Akcja mogłaby dziać się praktycznie wszędzie, bo niemal wszędzie mamy do czynienia z jakąś indoktrynacją: polityczną, religijną czy rasową.

Czy reżyserując po raz kolejny własny dramat autor nie czuje się trochę tak, jakby po raz kolejny uczestniczył przy narodzinach "tego samego dziecka"?

- Reżyseruję swoje teksty od dwunastu lat i podchodzę do nich jak do "obcych" utworów. Skracam, przerabiam, dopisuję. Bywam bezlitosny, czyli zachowuję się tak, jak trzeba wobec tekstu realizowanego na scenie.

**

"Noc Helvera" - spektakle 1, 2 IV (gala premierowa) i 3 IV w teatrze Bagatela - Scena na Sarego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji