Artykuły

Starcie dwóch reżyserów

Reżyserzy korzystają z różnych metod i - jak się wydaje - stawiają sobie odmienne teatralne cele. Pierwszy zmusza widownię do namysłu, drugi - rozbudza emocje - o "Amfitrionie" w reż. Wojciecha Klemma ze Starego Teatru w Krakowie oraz "Łysku z pokładu Idy" w reż. Radosława Rychcika z Teatru Dramatycznego z Wałbrzycha prezentowanych jako spektakle konkursowe na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" w Katowicach pisze Edyta Walicka z Nowej Siły Krytycznej.

W pierwszym dniu konkursowych zmagań "Amfitrion" w reżyserii Wojciecha Klemma contra "Łysek z pokładu Idy" [na zdjęciu] Radosława Rychcika.

Klemm stawia na chłodny dystans, Rychcik chce widza oszołomić, wniknąć pod skórę. Reżyserzy korzystają z różnych metod i - jak się wydaje - stawiają sobie odmienne teatralne cele. Pierwszy zmusza widownię do namysłu, drugi - rozbudza emocje.

Wojciech Klemm deklaruje przywiązanie do dramaturgii niemieckiej. Na swoim koncie ma miedzy innymi "Piekarnię" Bertolta Brechta czy "Cement" Heinera Müllera. Z pewnością znaczący jest fakt, że reżyserskie wykształcenie odebrał za naszą zachodnią granicą, gdzie przez wiele lat pracował. Ale miejsce zamieszkania to zbyt mało, by mogło determinować artystyczne upodobania. "By robić teatr potrzebne jest wewnętrzne przekonanie, jakaś ideologia" - mówił reżyser po prezentacji konkursowego spektaklu. Zgodnie z tym twierdzeniem, wskazuje na Brechta, jako "jednego z najmądrzejszych autorów", dla którego ważna była perspektywa społeczna i polityczna.

"Amfitiron" Klemma to reinterpretacja niemieckiego klasyka. Reżyser wyciągnął z materii XIX-wiecznego tekstu motyw tożsamościowy i podniósł go do rangi naczelnej zasady swojego spektaklu. Proste "qui pro quo" przeobraża w dramat jednostki niepewnej statusu egzystencjalnego. Pytanie o tożsamość przenika się z dyskursem feministycznym. Obraz kobiet usłużnie poddających się patriarchalnym prawom, musi zostać odczytany przewrotnie przez współczesnego widza. Choć kobieta zostaje sprowadzona do przedmiotu pożądania, to mężczyźni ulegają zezwierzęceniu. Reżyser otwiera różne perspektywy odbioru. Spektakl można czytać przez pryzmat potyczek płci, walki o dominację czy rozchwiania tożsamości - żadna z tych dróg nie jest uprzywilejowana, przeciwnie, zachęca do otwartej dyskusji, choć wszystkie wiążą się z naczelnym pytaniem: "kim jestem?".

Znaczący jest napis umieszczony nad sceną: "It's not you, it's me". Te proste zdanie można rozumieć na różne sposoby: "To nie ty, lecz ja", "Nie chodzi o ciebie, lecz o mnie" - w dwojakim znaczeniu - w kontekście hierarchii ważności i w kontekście winy ("Nie ty jesteś winien, lecz ja"). Reżyser nie ujawnia, którą z tych wersji preferuje. Jak mówi, chodzi o to, by widz się nad tym zastanawiał, nadawał sensy. Poprzez ten prosty chwyt angażuje odbiorcę intelektualnie. Songi, wplecione w spektakl, są z jednej strony integralną częścią akcji, z drugiej - komentarzem do niej. Nietrudno odnaleźć tu echa teatru epickiego. W teatrze Klemma metoda dystancjalizacji ubrana jest w atrakcyjną formę wizualną i muzyczną. Twórcy korzystają z estetyki estradowej: mocne gesty, songi skierowane wprost do publiczności, "efekciarstwo" (kolorowe konfetti, sztuczne kwiaty wbijane w deski sceny), która jednak nie razi, lecz staje się jednym z prawomocnych budulców przedstawienia.

Inaczej chce na widza oddziaływać Radosław Rychcik. Punktem wyjścia dla swoich teatralnych poszukiwań czyni ciało. Otumania publiczność głośną muzyką, obrazami budzącymi zdziwienie, niepokój, w ten sposób wdzierając się we wszystkie tkanki. Najpierw jest czucie, potem myśl. Podobnie, poprzez ciało, pracuje z aktorami. "Ciało zmęczone nie kłamie, jest mądrzejsze" - jak mówi. Od zespołu wymaga wielkiego poświęcenia i nieprzeciętnej kondycji fizycznej.

Teatr, który proponuje, wymusza otwarcie na nową formę. Misternie konstruuje hybrydyczne widowiska na styku teatru dramatycznego, muzyki i teatru ruchu. Jego charakterystyczny język teatralny śląska publiczność poznała w czasie ubiegłorocznej edycji "Interpretacji", podczas której zaprezentowano "Samotność pól bawełnianych" - spektakl-koncert z udziałem muzyków grupy Natural Born Chillers według tekstu Bernarda-Marie Koltsa. Mimo niejednoznacznych ocen, sam reżyser swoje działania zdecydowanie sytuuje po stronie teatru.

Formułę muzyki na żywo wykorzystał także w prezentowanym spektaklu konkursowym "Łysek z pokładu Idy". Szkolna lektura stała się bodźcem do stworzenia widowiska przewrotnego, niepokornego. Opracowanie tekstu i dramaturgię reżyser powierzył Janowi Czaplińskiemu. Tendencyjna opowiastka o przyjaźni górnika z koniem staje się pretekstem do rewizji wartości takich jak: miłość, zaufanie, nadzieja. Rychcik prowokuje widzów formą i treścią. Spektakl zaczyna się od wyliczenia tego, czego w nim nie zobaczmy i nie usłyszymy. Historię Łyska reżyser wtłacza w usta "grzecznych dziewczynek" o sadystycznych upodobaniach. Ważna jest cielesność aktorów - wykonują na scenie ćwiczenia, biegają, demolują przestrzeń Narasta wyczerpanie fizyczne, wzmaga się muzyka - spektakl toczy się w dionizyjskim szale. W Wałbrzychu spektakl grany jest na terenie Parku Wielokulturowego Stara Kopalnia, podczas "Interpretacji" wykorzystano przestrzeń KWK Katowice. Odrapane, ponure pomieszczenie wzbudziło w widzach dodatkowe emocje, co reżyser docenił. "W Wałbrzychu gramy w bardziej uładzonym miejscu, tu gra się lepiej" - stwierdził. Taki właśnie jest pomysł Rychcika na teatr - zmęczyć, zagłuszyć, by w konsekwencji wzbudzić katharsis.

W teatrach Klemma i Rychcika przecinają się dwa wektory oddziaływania. Pierwszy wychodzi od intelektu, by pobudzić uczucia, drugi podrażnia nerwy, by zainicjować namysł. Pytanie, czy to właśnie któremuś z panów uda się zdobyć Laur Konrada

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji